Faraon wampirów. Bolesław Prus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon wampirów - Bolesław Prus страница 17

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Faraon wampirów - Bolesław Prus

Скачать книгу

wzięła za rękę arcykapłana.

      – Ale memu synowi – szeptała, patrząc mu w oczy – nie stanie się nic złego?

      – Ręczę pani, że nikomu nie stanie się nic złego, skoro ja nie słyszałem i nic nie wiem. Ale księcia trzeba rozdzielić z tą dziewczyną.

      – Łagodnie rozdzielić! Prawda, namiestniku? – pytała matka.

      – Jak najłagodniej, ale trzeba… Zdawało mi się – mówił arcykapłan jakby do siebie – że wszystko przewidziałem. Wszystko, z wyjątkiem procesu o bluźnierstwo, który przy tej dziwnej kobiecie wisi nad następcą tronu!

      Nadchodził miesiąc Mechir, grudzień. Wody opadały niżej, trawa była co dzień wyższa i gęstsza, a wśród niej jak barwne iskry zapalały się kwiaty przerozmaitych kolorów, niezrównanego zapachu. Mimo to książę nudził się, a nawet – czegoś lękał. „A może ojciec i mnie odsunie od tronu, jak starszych braci?” – myślał niekiedy następca i pot występował mu na czoło, a nogi ziębły.

      Co on począłby w takim razie? W dodatku Sara była niezdrowa: chudła, bladła, wielkie oczy zapadały się, czasem z rana narzekała na mdłości. Niezrozumiała choroba Sary, częste jej łzy, zanikanie wdzięków do reszty obmierziły księciu ten piękny zakątek ziemi. Zaczął myśleć o wyjeździe.

      W takim nastroju ducha znalazł go Tutmozis, który przyjechał z wezwaniem od faraona. Jego świątobliwość wracał z Tebów i pragnął, ażeby następca tronu wyjechał naprzeciw go powitać.

      Ramzes wyruszył bez zwłoki. Im bardziej posuwali się w górę rzeki, tym gęściej było ludu na obu brzegach i czółen na Nilu, tym więcej płynęło kwiatów, wieńców i bukietów rzucanych pod statek faraona.

      – Otóż i jego świątobliwość! – zawołał radośnie Tutmozis.

      Oczom patrzących ukazał się jedyny w swoim rodzaju widok. Środkiem szerokiego zakrętu płynęła ogromna łódź faraona, z dziobem podniesionym jak łabędzia szyja.

      Czółno następcy przybiło do wielkiej łodzi faraona. Jakiś urzędnik wezwał Ramzesa, który upadł ojcu do nóg, a pan świata przycisnął go do swej boskiej piersi.

      W chwilę później podniesiono boczne ściany namiotu i cały lud z obu brzegów Nilu ujrzał swego władcę na tronie, a na najwyższym stopniu klęczącego, z głową na ojcowskim łonie, księcia Ramzesa. Stała się taka cisza, że było słychać szelest chorągiewek na statkach. I nagle wybuchnął ogromny krzyk, większy aniżeli wszystkie dotychczasowe. Uczcił nim lud egipski pojednanie ojca z synem, pozdrawiał obecnego, witał przyszłego pana.

      – Dobrze postąpiłeś, wyrzekając się naiwnych reform i dwu pułków greckich. Należy ci się bowiem korpus Menfi, którego od dzisiaj jesteś wodzem…

      – Ojcze mój! – szepnął drżący następca.

      – Nadto w Dolnym Egipcie, z trzech stron otwartym na ataki nieprzyjaciół, potrzebny mi jest mąż dzielny i rozumny, który by wszystko dokoła widział, rozważył w sercu swoim i szybko działał w nagłych wypadkach. Z tego powodu w tamtej połowie królestwa ciebie mianuję moim namiestnikiem.

      Ramzesowi obfite łzy popłynęły z oczu. Żegnał nimi swoją młodość, witał władzę, do której od wielu lat z tęsknością i niepokojem zwracała się jego dusza.

      – Jestem już zmęczony i schorzały – mówił władca – i gdyby nie troska o twój młodociany wiek i przyszłość państwa, dziś jeszcze prosiłbym wiecznie żyjących przodków, aby mnie odwołali do swej chwały.

      Łódź królewska i jej strojny orszak przybiły pod pałac w Tebach. Strudzony faraon wsiadł do lektyki, a w tej chwili do następcy zbliżył się Herhor.

      – Małe słówko, mój książę – rzekł. – Ostrzeż, następco, jedną z twych kobiet, Sarę, ażeby nie śpiewała więcej pieśni religijnych. Wtedy, podczas przejażdżki na Nilu, dziewczyna ta śpiewała nasz najświętszy hymn, którego mają prawo słuchać tylko faraon i arcykapłani. Biedne dziecko może ciężko odpokutować za swoje nieświadome bluźnierstwo.

      – Więc ona popełniła bluźnierstwo? – spytał zmieszany książę. – Dziękuję Herhorze za ostrzeżenie, jesteś prawdziwym przyjacielem.

      Twarz arcykapłana rozjaśnił uśmiech dumy i nadziei. Ślub Ramzesa z jego córką znów był na wyciągnięcie ręki…

      ROZDZIAŁ IX

      Od dnia, kiedy został namiestnikiem Dolnego Egiptu zaczęło się dla Ramzesa życie niesłychanie uciążliwe. Przychodzili pozdrawiać go arcykapłani świątyń, ministrowie, posłowie feniccy, greccy, żydowscy, asyryjscy, nubijscy i inni, których imion i narodowości nie mógł spamiętać. Dalej szli naczelnicy sąsiednich nomesów, sędziowie, pisarze, wyżsi oficerowie korpusu Menfi i posiadacze ziemscy.

      Zgłaszały się wreszcie piękne kobiety, tudzież matki dorodnych córek, pokornie i natrętnie prosząc, aby namiestnik przyjął je do swego domu. Niektóre same oznaczały wysokość żądanej pensji, zachwalały swoje dziewictwo i talenty.

      Po dziesięciu dniach przypatrywania się co chwilę nowym osobom i twarzom i wysłuchiwania próśb, które zaspokoić mógłby chyba majątek całego świata i boska potęga, książę Ramzes uczuł znowu głęboką wzgardę dla ludzi. Ani wcześniej wśród chłopów, ani teraz wśród kupców i urzędników nie dostrzegał żadnej wartości, której warto byłoby poświęcić życie i pracę. Tylko wizja państwa była nęcąca, ale ludzie do jej realizacji wcale nie byli potrzebni. Służyć państwu równie dobrze mogły wampiry lub nieumarli. Zwłaszcza ci drudzy sprawialiby dużo mniej kłopotu…

      W tym położeniu siły Ramzesa się wyczerpały. Nie mógł sypiać, był tak rozdrażniony, że irytował go brzęk muchy, i chwilami nie rozumiał, o czym mówią do niego.

      Herhor przyszedł mu z pomocą. Możnym kazał zapowiedzieć, że książę już nie przyjmuje interesantów, a na lud, który mimo kilkakrotnych wezwań do rozejścia się wciąż czekał, wysłał kompanię numidyjskich żołnierzy z kijami. Tym udało się bez porównania łatwiej aniżeli Ramzesowi zadowolić ludzką pożądliwość. Zanim bowiem minęła godzina, interesanci zniknęli z placu niby mgła, a ten i ów przez parę dni następnych okładał zimną wodą głowę lub inną rozbitą część ciała.

      Tym sposobem stosunki następcy tronu i arcykapłana Amona stały się niemal przyjazne.

      – Ilu ludzi książę możesz wysłuchać dziennie bez zmęczenia? – spytał Herhor.

      – No… dwudziestu…

      – Toś szczęśliwy. Ja słucham najwyżej sześciu lub dziesięciu, lecz nie są nimi zwykli interesanci, tylko wielcy pisarze, nadzorcy i ministrowie. Każdy z nich nie donosi mi drobiazgów, lecz rzeczy najważniejsze, jakie dzieją się w armii, w dobrach faraona, w sprawach religijnych, w sądach, w nomesach, w ruchach Nilu. Dlatego zaś nie donoszą mi błahostek, że każdy z nich, zanim przyszedł do mnie, musiał wysłuchać dziesięciu pisarzy mniejszych. Każdy zaś pisarz i dozorca zebrał wiadomości od dziesięciu podpisarzy i poddozorców, a tamci znowu wysłuchali raporty od dziesięciu niższych urzędników.

Скачать книгу