Siódemka. Ziemowit Szczerek

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Siódemka - Ziemowit Szczerek страница 11

Siódemka - Ziemowit Szczerek

Скачать книгу

o tym zupełnie zapomniało, strzałka już na rezerwie czerwonej.

      Jakbyś miał wymyślać do tego tytuł, to dałbyś: Dramat na Siódemce. Czerwona linia prawie przekroczona.

      Zjeżdżasz więc w lewo, bo oto widzisz piękną, niewielką, by tak rzec: kameralną stację benzynową, stary cpn zaadaptowany do potrzeb nowych czasów, na dachu napis SuperCarPol, przed stacją dwa dystrybutory, a obok – proszę bardzo – stacja lpg, a kawałek dalej – restauracja Smakosz, wesela, stypy, komunie, urodziny, imieniny, imprezy po uzyskaniu stopnia naukowego.

      Podjeżdżasz pod dystrybutor, wysiadasz, coś dziwnie się czujesz po tych wiedźmińskich eliksirach, jakoś tak – jak po spidzie, sztywnieje ci trochę język, kark też trochę jakby, zmysły masz dziwnie ostrawe, w ogóle nie czujesz, żebyś cokolwiek wypił, a zarazem pod stopami masz dziwnie miękko, jednak, myślisz, dobrze by było machnąć jakiegoś szota, nie, żeby od razu próbować eliksiry zapijać, ale zawsze szot to jednak szot, wiadomo, z czym ma się do czynienia, pojedziesz powoli, spokojnie, nie stwarzając zagrożenia w ruchu drogowym, dziewięćdziesiąt, ba, nawet nie dziewięćdziesiąt, pojedziesz maksymalnie siedemdziesiąt w niezabudowanym, obiecujesz sobie, a czterdzieści, a nawet trzydzieści w zabudowanym. W ogóle to byś nie jechał po pijanemu, ale musisz, musisz jutro być w Warszawie, bo masz bardzo ważne spotkanie, Bardzo Ważne Spotkanie, a tak w ogóle to znasz Siódemkę jak własną kieszeń, bo jeździłeś nią milion razy, a poza tym te eliksiry sprawiają, że czujesz się nadzwyczaj trzeźwo, ba, jak młody bóg wręcz, a więc otwierasz bak, tankujesz, patrząc w zadumie na niezgrabne logo stacji benzynowej SuperCarPol, na którym samochód osobowy z oczami w miejscu reflektorów i szerokim uśmiechem w miejscu osłony chłodnicy wzbija się w niebo jak jaki Superman, a do dachu przywiązaną ma powiewającą pelerynę, która jednocześnie jest polską flagą. Lejesz cały bak, benzyna na szczęście tanieje, nucisz sobie z tej okazji hymn Związku Radzieckiego, po czym wchodzisz na stację zapłacić, aha, przypominasz sobie o zasadach bezpieczeństwa, cofasz się jednak, wyciągasz z kieszeni gumę do żucia, żeby nie daj Boże nikt nic nie wyczuł, bo to nigdy nie wiadomo, z kim ma się do czynienia, wrzucasz do ust jedną, potem drugą, na wszelki wypadek dorzucasz jeszcze trzecią, astarożnym nada byt’, jak mówił w Kijowie prezydent Aleksander Kwaśniewski chwiejąc się cokolwiek za mównicą, przeżuwasz kilka razy, podczas gdy obsługa w czerwonych polarach z logo SuperCarPolu gapi się na ciebie przez szybę jak na pojeba, i wchodzisz znowu.

      – Dżem dżobry, ż dżwójki – mówisz z ustami pełnymi gumy do żucia, koleś za kontuarem uśmiecha się do ciebie, a obok niego stoi jeszcze czterech takich samych, wyglądają jak bracia.

      „Po cholerę ich tu aż tylu na tej kameralnej stacji benzynowej?” – myślisz.

      Podajesz kartę, patrzysz na obracające się na rusztach hot dogi i myślisz, że coś byś w sumie zjadł, nie wiesz, czy to jeszcze kacogłód, czy poeliksirowa gastrofaza.

      – Bobrożę jeżdże hodoga – mówisz więc z trzema gumami do żucia w ustach.

      – Maxiparówka czy zwykłyparówka – pyta koleś zza kontuaru, a pozostali, wszyscy w tych czerwonych polarach, patrzą na ciebie takim samym zaciekawionym wzrokiem, podobnymi do siebie brązowymi oczami.

      „Co jest – myślisz sobie – co to, kurwa, boysband, SuperCarPol Band, zaraz zaczną śpiewać na głosy i stepować”.

      – Żwykłybarówga – mówisz.

      – Czy colę do tego polecam w promocji za trzy złoty? – pyta koleś, a tamci się gapią na to, co powiesz.

      Zestresowałeś się trochę, przyznasz, więc mówisz:

      – Bobrożę – i odwracasz się do ściany na której wystawione są gazety i magazyny, a na każdym krzyczące pytanie o to, czy Rosja wlezie wojskami na Pribałtykę i do Polski, czy nie wlezie.

      A tamci, ten bojsbend ze stacji SuperCarPol, też gadają o tym samym, czyli o Rosji.

      – A co będzie, jak tak wejdą? – pyta jeden, najgrubszy i najwąsatszy, ledwo się na nim ten czerwony polar dopina. – Myślicie, że nas nato obroni czy nie obroni? – dopytuje, po czym chichocze, i wiadomo, że jest dla niego oczywiste, że nie obroni.

      Jeden tam z boysbandu, mówią na niego Student, próbuje coś powiedzieć, że w sumie czemu miałoby nie bronić, coś tam bąka, że natu się nie opłaca nie bronić, bo wtedy nato będzie niewiarygodne i Zachód będzie musiał od nowa cały system bezpieczeństwa montować, ale reszta go zakrzykuje: a bronili cię to, Student, w trzydziestym dziewiątym? Bronili? A rozebrali cię w tym tam, co trzy rozbiory były? Rozebrali. To nie bądź frajer i nie pierdol, jak nie wiesz, ty się już nie bój, już oni sami se poradzą, nic ty się nie bój, już oni umią se sami radzić, a resztę zostawić na pastwę, nie bój ty się nic. Więc się Student zamyka, co się będzie odzywał, jak ma wąsy najcieńsze, ledwie stopień wyżej od meszku, i najgrubszy znów może perorować.

      – No więc tak – mówi – najsampierw wejdą do Olsztynu, i oddadzą go Niemcom, to się Niemcy ucieszą i wezną, potem same wejdą do Wrocławia i do Szczecina i też se wezną, a co se myślicie, nie wrócą po swoje i nie wezną?

      – Oj tak będzie, tak będzie – mówi średni z wąsami – a premier z prezydentem gdzie uciekną? Do Rumunii!

      – Jak uciekną do Rumunii, jak granicy z Rumunią nie ma – przytomnie zauważa Student, wykorzystując okazję dobrą, żeby się odkuć towarzysko, na co reszta boysbandu kiwa uczciwie głowami, mówi, że faktycznie, że czasem jak coś Student powie, to nie tak bez sensu. No więc gdzie uciekną, zastanawiają się.

      – No pewnie do Czech albo na Słowację, to pewnie tędy będą – mówi jeden z boysbandu – Siódemką uciekali, na Kraków i dalej Zakopianką.

      – To weźmy im – mówi najgrubszy – drogę zastawmy czym, jaką – mówi – barykadą, żeby nie przejechali, z czym ten hot dog? Halo, przepraszam, z czym ten hot dog? Proszę pana, hot dog z czym? Z jakim sosem?

      Orientujesz się, że to do ciebie, więc się odwracasz w ich stronę i mówisz z lekkim niepokojem, bo znów czujesz na sobie wzrok ich wszystkich:

      – Ż łemoladą i szoszem amerykańszkim – mówisz.

      – Ale ten amerykański to jest taki ostry, wie pan.

      – Iem – mówisz i idziesz płacić.

      – Rachunek czy paragon? – pyta facet za kontuarem, a najwąsatszy dalej opowiada: – No i co będzie, ano nic nie będzie, no wejdą tu Ruskie i będą rządzić, a jak będą rządzić, to ja wam nie powiem, bo nie wiem, ale mogą to rządzić gorzej niż te rządzą?

      – Korupcja będzie większa – zauważa jeden z boysbandu.

      – A tam – mówi najwąsszy – korupcja. Jak ja ostatnio patrzałem, ile się u Ruskich zarabia, to ażem się ździwił, bo wcale nie mniej, niż u nas, a czasem i więcej.

      – A co ty pierdolisz – teraz to się wszyscy zbuntowali już. Może i najwąsszy jest najstarszy, może i najgrubszy, ale takiego bluźnierstwa to nawet osoba z takimi atrybutami nie może ot tak powiedzieć Polakowi, nie można powiedzieć Polakowi, że Ruski od niego więcej zarabia, że lepiej od niego żyje, tak to jednak już się nie da, bo to Polakowi cały świat wywraca do góry nogami.

      – Chyba

Скачать книгу