Mieć mniej. Tisha Morris
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mieć mniej - Tisha Morris страница 8
W filmach to zwykle mężczyźni wyruszają na wyprawę, w której mają do czynienia z jakąś walką zewnętrzną. Kobiety z kolei mierzą się z konfliktem wewnętrznym. Wszyscy jednak odbywamy swoją podróż bohatera. Od zarania dziejów jest to część naszej kolektywnej świadomości i nią pozostanie, dopóki nie znajdziemy nowego sposobu na rozwój.
Podróż bohatera to skok kwantowy na nową ścieżkę życia, który jest niezbędny w danym wcieleniu. Gdy osiągniesz już maksimum swojego rozwoju na obecnym etapie życia, znów wyruszysz w podróż. Dla większości ludzi jest ona śmiercią ego, czyli tożsamości, która nie służy już dalszemu rozwojowi. Zostawiamy swój stary świat na rzecz nowego. Najtrudniejsze jest to, że nie wiemy, jak będzie wyglądał ten nowy. Wiara jest naszym jedynym sprzymierzeńcem.
Niczym gąsienica stająca się motylem, przechodzisz wówczas alchemiczną przemianę, która wiąże się z „bólami wzrostowymi”. W takim okresie możesz doświadczyć głębokiego i intensywnego uzdrowienia duchowego. Jest to konieczne, aby ostatecznie mogło dojść do przekształcenia starych wzorców i odziedziczonych po poprzednich pokoleniach systemów przekonań, które nie są już dla ciebie korzystne. Dzięki temu zaczniesz żyć w bardziej autentyczny sposób, w zgodzie z najwyższym powołaniem twojej duszy.
Podróż bohatera to wezwanie do przebudzenia, na które zgodziliśmy się już wcześniej, ale zawsze możemy podczas niej korzystać ze swojej wolnej woli. Poprzez twoją wyższą jaźń w twoje życie wkracza boskość, aby skierować cię na najwyższą ścieżkę prowadzącą do twojego serca. Największą tragedią twojego życia byłoby odrzucenie twojego najwspanialszego przeznaczenia i poprzestanie na mierności.
Proces ten często wymaga odkrycia, kim naprawdę jesteś. Uwalniasz się od wpływu otoczenia i uświadamiasz sobie, jakie są twoje osobiste preferencje. Sam dla siebie stajesz się projektem naukowym i poznajesz swoje prawdziwe zainteresowania. Większość z nas w jakimś stopniu ulegała innym ludziom przez całe życie. Tak zostaliśmy uspołecznieni. Podróż bohatera to zmiana kursu, która pozwala powrócić na ścieżkę własnego serca.
Zanim wyruszyłam w taką podróż, miałam sen, który mi ją zapowiedział (co uświadomiłam sobie później). Szłam w nim przez las z grupą ludzi. Wyruszyliśmy na długą wyprawę. Jak w filmie zbliżaliśmy się do końca podróży, a z oddali widzieliśmy piękną tęczę. Wszyscy poczuliśmy ulgę, że wreszcie przybyliśmy na miejsce. I właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że nie ma ze mną mojej suczki Horacji. Horacja odeszła w 2011 roku. Jest moim osobistym symbolem w marzeniach sennych reprezentującym moje serce.
We śnie uświadomiłam sobie, że suczka zaginęła gdzieś w lesie. Nie miałam żadnych wątpliwości, że muszę tam wrócić i ją odnaleźć. Odłączyłam się od grupy i wróciłam do lasu, odbywając tam długą i samotną podróż. W końcu odnalazłam Horację. Udało mi się. Nigdy nie zapomnę tego uczucia, gdy wskoczyła mi w ramiona. Co ciekawe, tamten sen się na tym nie zakończył. Jeszcze nie wyszłam z lasu. Jak to bywa w tego rodzaju podróżach, musiałam przejść końcową próbę.
Ostatecznym celem podróży bohatera jest powrót do samego siebie – do swojego serca. Nie chodzi wcale o znalezienie idealnego zawodu, partnera czy też lokalizacji geograficznej. To wszystko są produkty uboczne życia w zgodzie ze sobą. Najważniejsze jest odzyskanie siebie i kierowanie się własnym sercem, które porzuciliśmy dawno temu, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Podróż bohatera jest z natury samotna. Warto jednak wiedzieć, na jakim etapie się znajdujemy, i uświadomić sobie, że nawet w samotności nigdy nie jesteśmy sami. Proces ten dzieli się na dwanaście etapów, ale dla uproszczenia podzieliłam go na trzy główne fazy, które opisuję poniżej. Są to: odrzucenie wołania, ciemna noc i ostateczna próba.
Odrzucenie wołania
Niewiele osób z własnej woli wyrusza w podróż bohatera, a na pewno nieliczni robią to świadomie. Zwykle popycha nas do tego jakaś kryzysowa sytuacja. W Czarnoksiężniku z krainy Oz Dorotka początkowo próbuje wyruszyć sama, ale zostaje przekonana do powrotu. Potrzebowała kryzysu – tornada – aby w końcu odpowiedzieć na to głębokie wołanie.
Jakie wołanie odrzuciłeś, zanim zjawiło się tornado? Prawdopodobnie był to dochodzący gdzieś z oddali dźwięk grzmotu, który po prostu zignorowałeś, uznając, że to nic wielkiego. Ale grzmot zbliżał się i stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu nie mogłeś go już zignorować. Oczywiście najlepiej byłoby odpowiedzieć na wezwanie do zmiany, zanim dojdziemy do punktu kryzysowego. Wypierając coś lub stawiając opór zmianom, coraz bardziej narażamy się na szok związany z odkryciem prawdy. Nagle możemy, na przykład, dowiedzieć się, że przez lata byliśmy oszukiwani, stresująca praca doprowadziła nas do nadciśnienia, a toksyczna relacja wpędziła w depresję i zmusiła do przyjmowania leków.
Ogólnie rzecz biorąc, ludzie zmieniają się jedynie pod wpływem cierpienia lub szczęścia. Niestety najczęściej rozwijamy się poprzez ból, ponieważ podążanie za przyjemnością wzbudza w nas zbyt silne poczucie winy. To dlatego często używamy określenia „grzeszne przyjemności”. Ból pozwala nam wierzyć, że być może najgorsze mamy już za sobą i zasłużyliśmy na coś dobrego. Pewna intuicjonistka powiedziała mi kiedyś: „Wciąż doprowadzasz do sytuacji, w których ktoś łamie ci serce, aby wreszcie nawiązać kontakt z własnym wnętrzem”. Ale nie musi tak być. Cierpienie było dotychczas najczęściej obieraną drogą do przebudzenia duszy głównie dlatego, że przez wiele pokoleń zgromadziliśmy mnóstwo warstw bólu, które musimy uwolnić, aby dotrzeć do swojego prawdziwego ja.
Większość ludzi nie ma najmniejszej ochoty rzucać się w przepaść. To dlatego często potrzebujemy, aby jakaś osoba lub wydarzenie nas w nią zepchnęły. Zastanawiamy się wtedy: „Dlaczego mi się to przydarza?”, podczas gdy tak naprawdę na naszej drodze pojawiało się mnóstwo znaków ostrzegawczych. Zawsze wydaje nam się, że pewne rzeczy nas nie dotyczą, dopóki życie tego nie zweryfikuje. Słyszymy historie o różnych wyzwaniach, ale myślimy, że nam nigdy się one nie przydarzą. Trudne sytuacje zmuszają nas jednak do zadania sobie pewnych egzystencjalnych pytań, na które nie mamy gotowych odpowiedzi.
„Dlaczego tu jestem?”
„Jaki jest sens życia?”
„Jaki jest cel mojego życia?”
„Co powinienem zrobić ze swoim życiem?”
Pytania są nieodłącznym elementem poszukiwań. Aby znaleźć na nie odpowiedź, musimy doświadczyć pewnych sytuacji, które będą dla nas nie lada wyzwaniem. Pod koniec swojej podróży zyskujemy jednak nową świadomość siebie, swojego miejsca w świecie oraz tego, co mamy tutaj do zrobienia. A jeśli nie, rozkoszujemy się takim szczęściem, że nic innego nie jest już dla nas istotne, a wówczas odkrywamy, że to właśnie jest naszym ostatecznym celem.
Podobnie jak Dorotka większość z nas niechętnie wychodzi z domu. W domu jest nam wygodnie. To właśnie dlatego tak opornie odpowiadamy na wezwanie duszy. Nie chcemy opuszczać strefy komfortu, z której próbuje nas wyrwać dusza. Strefa komfortu jest bezpieczna. Zwykle uznajemy za bezpieczne to, co znamy, a to, co nieznane, budzi w nas lęk. Ale dusza w przeciwieństwie do ego nie