Mieć mniej. Tisha Morris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mieć mniej - Tisha Morris страница 9

Mieć mniej - Tisha  Morris

Скачать книгу

jest w przypadku naszej osobistej podróży. Wyruszywszy w nią, stawiamy czoło kolejnym wyzwaniom. Nie możemy się wycofać. Za nami nic już nie ma, a żadna z naszych starych sztuczek nie działa. Skończyły nam się wymówki, a to, co wcześniej zapewniało nam komfort, przestało być wygodne.

      W obliczu wielkich wyzwań często czujemy się jak ofiara okoliczności. To część naszego procesu uzdrawiania. Wszelkie rany związane z mentalnością ofiary oraz męczeństwem wypływają na powierzchnię, aby mogły zostać uzdrowione i przekształcone. Bohater musi umrzeć, aby się odrodzić. Musimy się zmierzyć ze swoimi największymi obawami i je przemienić. Po czym poznać, że ten proces przebiega prawidłowo? Zaczynamy zadawać sobie pytanie: „Kim jestem?”. Kryzys tożsamości jest nieodłączną częścią, a w niektórych przypadkach również ostatecznym celem podróży bohatera. To śmierć twojego ego, które nigdy nie będzie już takim, jakie je znałeś.

Istotą kryzysu tożsamości nie jest zagubienie związane z tym, że nie wiemy, kim jesteśmy, lecz wołanie duszy, która pragnie doświadczać pełni

      Istotą kryzysu tożsamości nie jest zagubienie związane z tym, że nie wiemy, kim jesteśmy, lecz wołanie duszy, która pragnie doświadczać pełni. Chodzi o bycie w stu procentach tym, kim naprawdę jesteśmy, i zintegrowanie wszystkich tych aspektów, które przez lata odrzucaliśmy – cienia, który ukrywaliśmy przed sobą i innymi ludźmi. Wszyscy jesteśmy w procesie odzyskiwania tych aspektów i integrowania ich. Zdejmujemy swoje maski i uwalniamy się od subosobowości, które gdzieś po drodze przyjęliśmy, aby zasłużyć sobie na aprobatę i przetrwać wczesne lata swojego życia.

      W tym procesie odkrywamy aspekty nas samych, o których istnieniu nie wiedzieliśmy. Niektórzy przekonują się, że są znacznie bardziej uzdolnieni artystycznie, niż myśleli, albo mają pewne dary duchowe, na które dopiero zaczęli się otwierać. Nie mogliśmy wcześniej otworzyć się na pewne części siebie, gdyż wyrażanie ich nie było dla nas bezpieczne. W rezultacie uznaliśmy je za niewystarczająco dobre lub wręcz niemożliwe do zaakceptowania i porzuciliśmy. Odzyskiwanie tych wypartych aspektów jest istotą podróży bohatera.

      Podczas mojej ciemnej nocy duszy czułam się bardzo samotna i bardzo pragnęłam miłości. Byłam obrażona na cały świat za to, że mi jej nie daje. W końcu uświadomiłam sobie, że chociaż mam pełne prawo pragnąć dzielić z kimś swoje życie, to jednak najpierw muszę się zająć pewnymi niezdrowymi aspektami tego pragnienia, takimi jak poczucie braku, lęk przed samotnością lub porzuceniem oraz potrzeba wypełnienia wewnętrznej pustki.

      Moja ciemna noc przypominała chemioterapię: zabijanie zarówno tych „złych”, jak i „dobrych” komórek. Musiałam na jakiś czas zrezygnować z tych dobrych, zdrowych aspektów partnerstwa, aby wyleczyć swoje toksyczne wzorce, przez które zakończyły się wszystkie moje poprzednie związki. Zdałam sobie sprawę, że proces ten nie jest przekleństwem, lecz błogosławieństwem. Miałam okazję uzdrowić swoje stare rany i przygotować się na relację, która nie będzie się już opierała na potrzebowaniu drugiej istoty, ale na bezwarunkowej miłości. Ciemna noc była odpowiedzią na moje modlitwy. Sama do niej doprowadziłam.

      W tym czasie moja intuicja rozwinęła się już na tyle, że wciąż odbierałam znaki i symbole w swoich snach i nie tylko. Doświadczyłam wielu zjawisk synchroniczności, których nie mogłam uznać za zwykły przypadek. Nie ulegało wątpliwości, że były cudami i boskimi interwencjami. Przyjęłam to z wielką ulgą po okresie, w którym nie byłam w stanie nawet wymienić żarówki.

      Podróż bohatera pozwala zyskać większą pewność siebie. Nasi przyjaciele, nauczyciele i mentorzy mogą nam pomóc tylko do pewnego stopnia. Resztę musimy zrobić sami. Dzięki temu rozwijamy jednak wiarę w siebie, samoakceptację i poczucie własnej wartości. A wtedy, gdy myślimy, że już wyszliśmy z lasu, ta nowa, ulepszona wersja naszej tożsamości zostaje poddana ostatecznej próbie.

      Ostateczna próba

      W hollywoodzkich thrillerach zawsze gdy myślisz, że czarny charakter został już zgładzony, i szykujesz się do odstawienia popcornu, ten „zły” wraca, aby zadać ostateczny cios. Niespodziewanie rzuca się na bohatera w ostatecznej, lecz daremnej próbie zgładzenia go. Używam słowa „daremna”, ponieważ wszyscy wiemy, że bohater zwycięży. Także ty zwyciężysz. Na tym etapie podróży wiesz, że wyjdziesz z niej żywy. Zbyt wiele przeszedłeś, żeby się poddać. A jednak po raz ostatni zakwestionujesz wszystko. To jest właśnie ostateczna próba.

      Ale czemu ona właściwie służy? Chodzi o integrację, dzięki której w końcu będziesz mógł przejść do swojego nowego świata utwierdzony w nowo odkrytej mądrości. Wszyscy łudzimy się, że możemy ominąć pewne kroki w swojej podróży bohatera – a zwłaszcza ten. Gdy udaje nam się wyjść cało z ciemnej nocy duszy, myślimy: „Cóż jeszcze mogłoby się wydarzyć?”. Jesteśmy gotowi rozpocząć nowe życie. W końcu zasłużyliśmy sobie na to, nieprawdaż? A jednak aby w pełni wkroczyć w nowe, musimy całkowicie zintegrować w sobie wszystko, czego się do tej pory nauczyliśmy.

      Na tym etapie mojej własnej podróży doświadczyłam wielu ciemnych nocy (w pozycji embrionalnej). Widziałam już z oddali swoje nowe życie, a nawet miałam pewne głębokie refleksje na temat tego, co przeszłam. W końcu naprawdę siebie polubiłam. Czułam się świetnie w Los Angeles (a nie każdy się tam odnajduje). Byłam podekscytowana nowymi możliwościami i gotowa w pełni cieszyć się swoim nowym życiem. Wyraziłam intencje na 2016 rok i wiedziałam, że musi być dobry. Wierzyłam, że życie znów zacznie mi sprzyjać.

      A wtedy, 31 grudnia 2015 roku, stało się coś, czego nie przewidziałam. U mojej mamy wykryto śmiertelną odmianę białaczki. W styczniu 2016 roku, w swoje siedemdziesiąte szóste urodziny, przeszła pierwszą chemioterapię. Rak zawsze jest zaskoczeniem, ale w jej przypadku był to prawdziwy szok, ponieważ rzadko chorowała i jeszcze do niedawna grała w tenisa cztery razy w tygodniu. Moja mama była najsilniejszą osobą, jaką kiedykolwiek znałam, prawdziwym Koziorożcem. Jak to się mogło stać?

      Wspominając te wszystkie chwile, kiedy się mną opiekowała, gdy chorowałam na anginę, miałam wyrywane ósemki czy przechodziłam zabiegi chirurgiczne twarzy, wiedziałam, że muszę być przy niej. Lekarze dali jej tylko od trzech do dziesięciu miesięcy życia, więc każda chwila z nią była bezcenna. W pewnym momencie postanowiłam polecieć z powrotem do LA, tylko po to, żeby wypowiedzieć tam umowę najmu, umieścić cały swój dobytek w magazynie i jak najszybciej wrócić do Nashville. Mama zmarła trzy dni później. Straciłam nie tylko ją, ale także swój nowy dom. Znów znalazłam się w mieście, z którego tak bardzo chciałam wyjechać.

      Przyglądając się całej gamie swoich odczuć, począwszy od poczucia bycia ofiarą aż po bezwarunkową miłość, postanowiłam zaufać, że ten chwilowy krok do tyłu jest słuszną decyzją. Przypomniałam sobie, że kilka miesięcy wcześniej miałam kilka proroczych snów, które przepowiedziały te wydarzenia. Świadomość, że to wszystko z jakiegoś powodu miało się wydarzyć, a w tym chaosie jest jakiś porządek, przyniosła mi ulgę. Miałam do wyboru: stawiać temu opór lub się poddać. Zrobiłam jedno i drugie. Przez większość zimnych i deszczowych dni lutego stawiałam opór. Poddałam się w marcu.

      Zdałam sobie sprawę, że nie wróciłam do rodzinnego miasta tylko po to, aby opłakiwać mamę i zająć się sprawami rodzinnymi. Było dla mnie jasne, że chodzi też o moje nierozwiązane dotychczas problemy i ponowne przyjrzenie się aspektom mojego dawnego życia, przyjaźniom oraz relacjom – włącznie z relacją z mamą. Okazało się, że nie musiałam daleko szukać, gdyż to, co potrzebowałam

Скачать книгу