Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1 - Remigiusz Mróz страница 15

Kasacja. Joanna Chyłka. Tom 1 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

i pozbawiony dostępu do Internetu i mediów będzie wegetował, nie zagrażając swemu drogiemu ojcu.

      Żelazny wstał ze swojego wygodnego fotela i podszedł do niewielkiego barku. Nalał sobie szklankę bourbona, a potem ostentacyjnie pociągnął niemały łyk, nie proponując swoim gościom, by do niego dołączyli.

      – Posłuchaj, Chyłka… – zaczął zupełnie innym tonem, jakby trunek naoliwił niedziałające tryby. – Postawię sprawę jasno. Ten zwyrodnialec ma się przyznać do winy.

      – Niewykonalne.

      Szef zakołysał trunkiem, patrząc na nią spode łba.

      – McVay jest tego samego zdania, więc nie musisz fatygować się o telefon.

      – Tyle tylko, że…

      – Cokolwiek masz mi do powiedzenia, nie obchodzi mnie to – uciął. – Langer ma się przyznać do winy, sąd ma klepnąć jego oświadczenie, a w mediach ma być względna cisza. Jak pojawią się jakieś przecieki, masz natychmiast zidentyfikować źródło. Mogę przydzielić ci Kormaka na stałe, dopóki nie uporasz się z tym wszystkim.

      Najwyraźniej stary Langer płacił całkiem nieźle, stwierdził Oryński.

      – Piotr nie chce w ogóle mieszać się w sprawę, z oczywistych względów – ciągnął dalej Artur. – To wszystko niekorzystnie rzutuje na prowadzone przez niego przedsięwzięcia. A wiesz, jacy potrafią być partnerzy biznesowi. Jak tylko coś się dzieje wokół człowieka, zaraz jest powód do renegocjacji ustalonych warunków umowy. Nie, do tego nie może dojść. Szybki proces, szybki wyrok.

      – Nie przyzna się do winy – zaoponowała Chyłka.

      – Oczywiście, że się przyzna.

      – Nie.

      – Jeśli tego nie zrobi, dostanie dożywocie – stwierdził Żelazny. – W przeciwnym wypadku może uda mu się ugrać dwadzieścia pięć lat.

      – On nie sprawia wrażenia, jakby chciał cokolwiek ugrać.

      – To czego chce, do cholery?

      Joanna odgarnęła kosmyk włosów, który jakimś cudem wydostał się ze starannie ułożonej fryzury i opadł jej na czoło. Żelazny przez moment czekał na odpowiedź, przenosząc wzrok z niej na aplikanta.

      – Nie będę owijać w bawełnę – odezwał się po chwili. – Zaczynacie działać mi na nerwy. Rozmawialiście z tym człowiekiem, czyż nie?

      Pokiwali głowami, a Oryński doszedł do wniosku, że ton używany przez szefa nadaje głębsze znaczenie jego nazwisku.

      – W takim razie możecie chyba choćby oględnie stwierdzić, czego chce? Co zamierza zrobić? Jest gotów iść do więzienia? Jest niezrównoważony? Może trzeba go ubezwłasnowolnić?

      – Nie, Langer wydaje się… – zaczął Kordian i spojrzał na Chyłkę, która w odpowiedzi wzruszyła ramionami. – Spokojny. Jest po prostu spokojny. Nie licząc pewnego…

      – Pogodzony z losem? – wtrącił Żelazny.

      – Nie. Chce by „prawda zwyciężyła”. Mniej więcej.

      – No dobrze… – odparł Artur, bawiąc się dwoma spinkami, jakby były kostkami do gry.

      Milczenie stawało się coraz bardziej niewygodne, a Oryński nagle zapragnął znaleźć się z powrotem na zewnątrz, na ruchliwym korytarzu, gdzie nie mógłby usłyszeć własnych myśli. W ciszy, która tutaj panowała, każda konkluzja odbijała mu się echem w głowie i do niczego nie prowadziła.

      – Wasze zadanie jest proste – odezwał się po chwili Żelazny, stając naprzeciw dwójki prawników. – Okiełznać go na tyle, na ile się da. Langer ma dobrowolnie przyznać się do winy, dostać dwadzieścia pięć lat, a potem iść potulnie do swojej celi. Odwołacie się od wyroku, co jasne, ale tylko pro forma, by nikt nie zarzucił wam braku profesjonalizmu. Nie podniesiecie w apelacji niczego, co spowodowałoby przeciągnięcie sprawy. Sąd drugiej instancji klepnie decyzję pierwszej, i na tym wasz udział się zakończy. Szybko, sprawnie, bezboleśnie.

      – A…

      – Liczę na ciebie, Chyłka. No pasarán?

      – No pasarán, el jefe – potwierdziła Joanna, po czym podniosła się z krzesła i ruchem ręki poleciła aplikantowi, by zrobił to samo. Skinęli głowami Żelaznemu i opuścili jego biuro.

      – O co chodzi z tym hiszpańskim?

      – Stary lubi ten język – odparła Chyłka, przebijając się przez prawniczy kociokwik. – To taka tradycja, że przed każdą sprawą składasz przed przełożonym albo przed sobą deklarację no pasarán.

      – Przecież to jakaś piosenka T.Love.

      – To hasło rewolucji francuskiej, kretynie, które potem zrobiło karierę dzięki włączeniu go do katalogu komunistycznych formułek zagrzewających do boju. Znaczy tyle, co „nie przejdą”.

      – Okej.

      – Jak wygrywasz rozprawę, mówisz hemos pasado. Przeszliśmy. To taki zwyczaj.

      – Nie wiedziałem, że trafiłem w jakieś komunistyczne…

      – Uważaj na słowa – zaoponowała Chyłka. – Tutaj są sami liberałowie, ale masz przed sobą kobietę, która za każdy lewacki zarzut przetrzepie ci skórę. I czemu ciągniesz się za mną jak smród po gaciach, co?

      – Myślałem, że…

      – Idź do Kormaka i pomóż mu z tymi sąsiadami – poleciła Joanna, po czym przyspieszyła kroku.

      Uprawiając zgrabną ekwilibrystykę, dotarła do swojego biura, a potem znikła za drzwiami.

      10

      – Langer. Widzenie – oznajmił klawisz.

      Oskarżony bez słowa wstał i podszedł do drzwi celi. Funkcjonariusz służby więziennej wyprowadził go na zewnątrz, postawił pod ścianą, a potem dla formalności przetrzepał od stóp do głów. Wątpił, by Langer mógł zdobyć cokolwiek od współwięźniów – z żadnym nie zamienił ani słowa – ale zasady były zasadami. Po powrocie z widzenia nastąpi powtórka z rozrywki, i wówczas klawisz przyłoży się bardziej, bo oskarżony mógłby spróbować wnieść do środka grypsy.

      Minęli kilka par okratowanych drzwi, przeszli przez pawilon, a potem dotarli do pokoju widzeń. Klawisz posadził go na krześle, po czym skuł mu nogi i ręce. Tym razem nikt nie miał zamiaru ryzykować, że więzień rzuci się na gościa.

      Po drugiej stronie metalowego stolika siedział łysy mężczyzna.

      – Dziękuję – odezwał się Piotr, gdy strażnik skończył.

      Po chwili zostawił ich samych.

      Milczeli,

Скачать книгу