W kręgach władzy. Władza absolutna. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W kręgach władzy. Władza absolutna - Remigiusz Mróz страница 16

W kręgach władzy. Władza absolutna - Remigiusz Mróz W kręgach władzy

Скачать книгу

Tu i teraz jednak przepisy prawa traciły na znaczeniu. Liczyło się tylko to, by wzajemnie sobie pomagać, szczególnie jeśli chodziło o administrację, urzędy i służby.

      – Ten chłopak trafił do nas w stanie krytycznym – odezwała się oddziałowa. – Obawiam się, że…

      – Kiedy będzie w stanie ze mną porozmawiać?

      – Źle mnie pani zrozumiała.

      Kitlińska poruszyła się nerwowo.

      – Nie udało nam się go uratować – dodała kobieta, a potem spojrzała na zegarek. – Lekarz stwierdził zgon kilkanaście minut temu. Bardzo mi przykro.

      Anita wpatrywała się pustym wzrokiem w jej oczy, czekając, aż rozmówczyni oświadczy jej, że zaszła pomyłka. Że Bianczi żyje. Że faktycznie doszło do nieszczęśliwego wypadku. Że fakt, iż trafił akurat do szpitala MSW, był jedynie przypadkiem. I że nie ma żadnego spisku.

      – Pani chorąży?

      Pytanie dziwnie zabrzmiało w ustach pielęgniarki, jakby ta nie wiedziała, jak powinna odnosić się do funkcjonariuszki BOR-u.

      – Zrobiliśmy, co mogliśmy, ale obrażenia były zbyt rozległe.

      Kitlińska potrząsnęła głową, a potem odsunęła rudą grzywkę na bok.

      – Rozumiem.

      – Naprawdę bardzo mi przykro. Znała go pani?

      – Nie.

      Oddziałowa otworzyła usta, ale się nie odezwała. Wyglądała, jakby w końcu uświadomiła sobie, że to nie Kitlińska, ale Biuro Ochrony Rządu poszukiwało Biancziego. I że nie miało to nic wspólnego z względami osobistymi.

      – Mój Boże… – jęknęła pielęgniarka. – To jest w jakiś sposób związane z tym, co się dzieje?

      – Niestety nie mogę udzielać żadnych informacji.

      Kobieta ukradkowo się rozejrzała.

      – Tak, jasne, rozumiem.

      – Ale byłabym wdzięczna, gdyby pani odpowiedziała na kilka moich pytań.

      – Oczywiście – zadeklarowała bez wahania rozmówczyni. – Tutaj? Czy woli pani gdzieś, gdzie jest spokojniej? Może chciałaby pani porozmawiać z lekarzem, który zajmował się tym chłopakiem?

      – Nie trzeba.

      Kitlińska potrzebowała jedynie podstawowych informacji i wyszła z założenia, że łatwiej uzyska je od tej kobiety. Konkrety zresztą znajdą się dopiero w akcie zgonu – choć jeśli rzeczywiście miał miejsce jakiś spisek, dokument niechybnie zostanie sfałszowany.

      Nie, nie było sensu poddawać się paranoi. Powtórzyła sobie to w duchu, zanim podjęła temat.

      – Obrażenia wskazywały na wypadek komunikacyjny? – odezwała się.

      – Tak. To znaczy w pewnym sensie…

      – Czyli?

      – Przyznam szczerze, że rzadko widuję ofiary w takim stanie po wypadkach w mieście. Raczej na przedmieściach, może na Wisłostradzie, sama nie wiem…

      – Co ma pani na myśli?

      Na dobrą sprawę mogła dopowiedzieć sobie resztę, ale chciała usłyszeć to od pielęgniarki.

      – Wydawało mi się, że w tamtym miejscu samochody po prostu nie jeżdżą tak szybko – oznajmiła kobieta. – A to wygląda, jakby wpadło na niego mocno rozpędzone auto.

      Kitlińska wstrzymała oddech. Mimo że w wyobraźni natychmiast zobaczyła pokiereszowaną twarz, połamane kości i poszarpaną skórę, uświadomiła sobie, że słowa oddziałowej dają także cień nadziei.

      – Były problemy z ustaleniem tożsamości? – spytała.

      – Nie. Przy chłopaku znaleźliśmy legitymację prasową.

      A zatem nadzieja prysła tak szybko, jak się pojawiła. Anitę zastanawiało jednak, co jeszcze miał przy sobie Bianczi. Samą notatkę? Ksero? A może skan na telefonie?

      – Chciałabym zobaczyć ciało – powiedziała. – To możliwe?

      – Cóż…

      – Naprawdę by mi to pomogło.

      Sądziła, że tym razem będzie musiała pokazać pouczenie znajdujące się na odwrocie legitymacji, ale pielęgniarka nie miała zamiaru robić jej problemów.

      – Wszystko zależy od tego, czy już zabrano je na dół…

      – Możemy to sprawdzić?

      Skinęła głową niemal bez wahania, po czym poprowadziła ją korytarzem w kierunku sali, w której leżał Bianczi. Kitlińska spodziewała się zobaczyć przykryte prześcieradłem ciało, zachlapaną krwią pościel i pozostawione w nieładzie narzędzia medyczne, za pomocą których lekarze próbowali do ostatniej chwili ratować życie pacjenta.

      Zamiast tego zobaczyła leżącego na łóżku Biancziego, który sprawiał wrażenie, jakby odpoczywał.

      Nie miała wątpliwości, że to w istocie młody dziennikarz, którego często widywała przed sejmem. Nie mogła uwierzyć, że już nigdy więcej nie zobaczy żadnej relacji z jego udziałem, że Bianczi nie będzie nagabywał żadnego parlamentarzysty o komentarz i nie podpadnie władzy, starając się odkryć kolejną aferę.

      – Największe obrażenia odniósł w obrębie klatki piersiowej – odezwała się pielęgniarka, widząc, że Kitlińska jest zaskoczona tym, w jak dobrym stanie znajduje się reszta ciała. – Doszło do wielonarządowych urazów wewnętrznych, siła uderzenia była tak duża, że… – Na moment urwała i głęboko westchnęła. – Nic nie można było zrobić.

      Kitlińska rozejrzała się po pomieszczeniu.

      – Wiadomo, kto w niego wjechał? – spytała.

      – O ile wiem, nie. Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia.

      – Coś przy nim znaleziono? Oprócz legitymacji?

      Pielęgniarka wskazała niewielki plecak na krześle przy łóżku, który sprawiał wrażenie, jakby należał raczej do kobiety, nie do mężczyzny. Był otwarty, wystawał z niego rękaw kraciastej koszuli, a w środku wszystko było w nieładzie.

      – Przegrzebałam go, starając się potwierdzić tożsamość pacjenta – odezwała się oddziałowa, nieco zakłopotana.

      Anita podeszła do niego i odchyliła lekko klapę. Przypuszczała, że gdyby nie dzisiejszy chaos, plecak nie leżałby obok szpitalnego łóżka, ale znalazłby się pod czujnym okiem jakiegoś funkcjonariusza.

      Sięgnęła po telefon Biancziego

Скачать книгу