Milczenie owiec. Thomas Harris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Milczenie owiec - Thomas Harris страница 14

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Milczenie owiec - Thomas Harris

Скачать книгу

eleganckiej muszki i kołnierzyka. Wystawała z niego biała, sztywna szyja manekina. Wyżej było coś jeszcze, coś, co prawie wcale nie odbijało światła. To była tkanina, czarny kaptur. W miejscu, w którym powinna znajdować się głowa, widniał duży kaptur, tak duży, że w środku mogła pomieścić się klatka na ptaki. Welwet, pomyślała. Okryty nim przedmiot spoczywał na kawałku dykty, który opierał się o tylną półkę i szyję manekina.

      Mrużąc oczy od flesza, zrobiła kilka zdjęć z przedniego siedzenia. Potem wysunęła się z samochodu i wyprostowała. Stojąc w ciemności, przemoczona, oblepiona pajęczyną, zastanawiała się, co robić dalej.

      Z całą pewnością nie zamierzała wzywać tutaj specjalnego agenta z biura w Baltimore, żeby przyjrzał się kartkom z okazji Dnia Świętego Walentego i manekinowi z otwartym rozporkiem.

      Kiedy zdecydowała się już dostać na tylne siedzenie i zdjąć kaptur z tej rzeczy, zaczęła działać bezzwłocznie. Sięgnęła ręką z przedziału kierowcy i odblokowała tylne drzwi. Przesunęła z powrotem kilka paczek i pociągnęła za klamkę. Wszystko to zdawało się trwać bardzo długo. Odór wydobywający się z tyłu był znacznie bardziej intensywny. Sięgnęła do środka i ujmując ostrożnie za brzegi album z wklejonymi kartkami, podniosła go i wsunęła do foliowej torby na dachu samochodu. Inne torby na dowody rzeczowe rzuciła na tylne siedzenie.

      Pod jej ciężarem zaskrzypiały resory. Kiedy siadła obok manekina, ten uniósł się nieco. Prawa dłoń w białej rękawiczce ześlizgnęła się z uda i opadła na siedzenie. Starling dotknęła rękawiczki palcem. Dłoń w środku była twarda. Ostrożnie zsunęła rękawiczkę z nadgarstka. Był zrobiony z jakiegoś sztucznego tworzywa. W spodniach widać było zgrubienie, które na krótką chwilę przypomniało jej głupie żarty ze szkoły średniej.

      Spod siedzenia dochodziło ciche chrobotanie.

      Delikatnie, niemal pieszczotliwie, dotknęła ręką kaptura. Materiał poruszał się łatwo po czymś twardym i śliskim. Kiedy wymacała okrągłą wypukłość na górze, domyśliła się, że ma przed sobą duży laboratoryjny słój do przechowywania preparatów, wiedziała też, co zobaczy w środku. Ze strachem, ale nie wahając się długo, ściągnęła zasłonę.

      Głowa w słoju ucięta była elegancko tuż pod dolną szczęką. Spoglądała wprost na dziewczynę oczami pobielałymi od konserwującego ją alkoholu. Usta były otwarte, wystawał z nich poszarzały język. Przez wszystkie te lata alkohol częściowo wyparował. Głowa opadła na dno słoja, a jej znajdujący się w stanie rozkładu czubek wystawał niczym czapka nad powierzchnią cieczy. Przekrzywiona lekko jak u sowy, w stosunku do znajdującego się pod spodem manekina, głowa gapiła się bezmyślnie na Clarice. Nie przywróciło jej życia nawet ruchliwe światło latarki.

      Clarice Starling analizowała swoją reakcję. Była zadowolona i podniecona. Zastanawiała się przez chwilę, czy są to uczucia właściwe. Siedząc w tym starym samochodzie obok uciętej głowy i biegających wokół myszy, była w stanie rozumować jasno i logicznie. Napawało ją to dumą.

      – No cóż, Toto – odezwała się. – Nie jesteśmy już w Kansas2. – Zawsze chciała powiedzieć te właśnie słowa w chwili stresu, ale teraz, kiedy to uczyniła, poczuła się głupio i była zadowolona, że nikt ich nie słyszał. Trzeba się zabierać do roboty.

      Ostrożnie oparła się o fotel i rozejrzała wokoło. Znajdowała się w czyimś małym, intymnym świecie, o tysiące lat świetlnych od zatłoczonej drogi numer 301.

      W kryształowych wazonach tkwiły opadłe, wysuszone kwiaty. Wazony stały na podstawkach. Rozłożony stół nakryty był lnianym obrusem. Stojąca na nim zakurzona karafka lśniła niewyraźnie w świetle latarki. Między karafką a stojącym obok niskim lichtarzem wisiała pajęczyna.

      Próbowała wyobrazić sobie Lectera albo kogoś innego, siedzącego tutaj obok jej towarzysza, częstującego go alkoholem albo pokazującego mu obrazki w albumie. Co jeszcze powinna zrobić? Ostrożnie, żeby nie poruszyć manekina, przeszukała go, czy nie ma jakiegoś dowodu tożsamości. Nie było żadnego. W kieszeni marynarki znalazła kawałki materiału pozostałe po przycięciu do odpowiedniej długości nogawek spodni: wizytowe ubranie było prawdopodobnie nowe, kiedy włożono je na manekina.

      Obmacała zgrubienie na spodniach. Było twarde, zbyt twarde jak na szczeniacki kawał. Rozszerzyła rozporek i zaświeciła do środka latarką. Tkwił tam polerowany, drewniany penis, całkiem potężnych rozmiarów. Zastanawiała się, czy ją ten widok zgorszył.

      Ostrożnie obróciła słój dookoła, szukając śladów ran z boków i z tyłu głowy. Nie znalazła niczego. Na szkle odbita była nazwa firmy produkującej sprzęt laboratoryjny.

      Przyglądając się ponownie głowie, stwierdziła, że dowiedziała się o sobie czegoś, co przyda jej się na całe życie. Wpatrywanie się w tę twarz, w język, który zmienił kolor w miejscach stykających się ze szkłem, nie było tak straszne jak pojawiający się w jej snach Miggs, połykający własny język. Poczuła, że jest w stanie popatrzeć na wszystko, jeśli tylko to czemuś służy. Była jeszcze młoda.

      W ciągu dziesięciu sekund, które upłynęły od zatrzymania się wozu transmisyjnego sieci WPIK-TV, Jonetta Johnson zdążyła wpiąć klipsy, przypudrować piękne brązowe oblicze i ocenić sytuację. Korzystając z podsłuchu miejscowej policyjnej łączności radiowej, przybyła do Split City razem ze swą ekipą jeszcze przed wozami patrolowymi.

      W światłach wozu zobaczyli stojącą przed drzwiami boksu Clarice Starling z latarką w jednej i laminowaną kartą identyfikacyjną w drugiej ręce. Głowę oblepiały jej przemoczone włosy.

      Jonetta Johnson na pierwszy rzut oka rozpoznawała nowicjuszy. Zeskoczyła na ziemię i zbliżyła się do dziewczyny. Za nią szła ekipa z kamerą. Pojaśniało od telewizyjnych reflektorów.

      Pan Yow schował się w swoim buicku tak głęboko, że przez szybę widać było tylko kapelusz.

      – Jonetta Johnson, wiadomości sieci WPIK, czy to pani złożyła meldunek o zabójstwie?

      Clarice Starling nie wyglądała na przedstawicielkę prawa i dobrze o tym wiedziała.

      – Jestem agentem federalnym, to jest miejsce, w którym popełniono przestępstwo. Moim obowiązkiem jest zabezpieczenie go, dopóki władze Baltimore…

      Asystent kamerzysty złapał za drzwi magazynu i próbował je podnieść.

      – Niech pan je puści! – poleciła Clarice. – Mówię do pana. Niech pan je zostawi. Proszę się cofnąć. Ja wcale nie żartuję. Proszę mi nie utrudniać. – Dałaby wszystko za odznakę policyjną, mundur, cokolwiek.

      – W porządku, Harry – powstrzymała kolegę reporterka. – Pani inspektor, jesteśmy gotowi współpracować. Szczerze mówiąc, taka ekipa kosztuje kupę forsy i chcę po prostu wiedzieć, czy mam ich tutaj trzymać do czasu, kiedy przyjadą inni. Tam w środku są zwłoki, prawda? Kamera jest wyłączona, proszę mi powiedzieć, tak między nami. Pani mi powie i wtedy zaczekamy. Będziemy grzeczni, obiecuję. No więc jak?

      – Na pani miejscu bym zaczekała – odpowiedziała Starling.

      – Dziękuję,

Скачать книгу


<p>2</p>

Cytat z filmu Czarnoksiężnik z Oz (przyp. red.).