Milczenie owiec. Thomas Harris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Milczenie owiec - Thomas Harris страница 15

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Milczenie owiec - Thomas Harris

Скачать книгу

tu i przechowywano… co to było… czy przypadkiem nie sztuczne ognie? – Jonetta Johnson zerknęła przez ramię Clarice o jeden raz za dużo.

      Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła kamerzystę leżącego na plecach, z głową i ramionami wsuniętymi do środka garażu. Kucnął przy nim asystent, gotów podać mu pod drzwiami minikamerę.

      – Hej! – zawołała. Uklękła na mokrej ziemi przy kamerzyście i pociągnęła go za koszulę. – Nie możesz tam wchodzić. Hej! Mówiłam ci, żebyś tego nie robił.

      Obaj mężczyźni przez cały ten czas łagodnie do niej przemawiali:

      – Niczego nie będziemy dotykać. Jesteśmy zawodowcami, nie musi się pani niczego obawiać. Gliniarze i tak nas tu wpuszczą. Wszystko jest w porządku, kochanie.

      Kpiący ton tych słów wyprowadził ją z równowagi. Podbiegła do podnośnika i przekręciła w dół korbę. Skrzypiąc niemiłosiernie, drzwi opadły o pięć centymetrów. Przekręciła jeszcze raz. Teraz dotykały klatki piersiowej leżącego mężczyzny. Kiedy w dalszym ciągu nie wychodził, wyjęła korbę z uchwytu i podeszła do niego bliżej. Zapaliły się następne telewizyjne światła. W ich blasku walnęła mocno korbą w drzwi. Na gorliwego kamerzystę posypały się kurz i rdza.

      – Niech pan teraz uważa! – wrzasnęła. – Pan mnie nie słucha, prawda? Wyłaź pan stamtąd. Już! Za sekundę zostanie pan aresztowany za utrudnianie śledztwa.

      – Spokojnie – powiedział asystent. Położył jej rękę na ramieniu. Odwróciła się do niego. Z tyłu, zza oślepiającego światła, usłyszała policyjne syreny i zadawane głośno pytania.

      – Ręce przy sobie i cofnij się, palancie.

      Stała, przydeptując kostkę kamerzysty, odwrócona w stronę jego asystenta. W ręku trzymała korbę podnośnika. Nie uniosła jej, to nie było potrzebne. I tak wystarczająco źle wypadła w telewizji.

      Rozdział 9

      Woń, którą przesiąknięty był oddział pod specjalnym nadzorem, wydawała się w półmroku jeszcze bardziej intensywna. Stojący na korytarzu telewizor – fonia była wyłączona – rzucał cień Clarice na pręty klatki doktora Lectera.

      Nie widziała, co dzieje się za prętami, ale nie chciała prosić pielęgniarza, żeby włączył światło. Zapalały się wtedy wszystkie lampy na oddziale. Wiedziała, że policjanci z Baltimore przez kilka długich godzin przesłuchiwali Lectera, zdzierając sobie gardła od krzyku – wszystko w pełnym oświetleniu. Nie odpowiedział na żadne pytanie, zamiast tego złożył dla nich z papieru małego kurczaczka, który dziobał, kiedy podnosiło mu się kuper. Najstarszy rangą oficer w napadzie złości zmiął kurczaczka i wyrzucił go do stojącej w poczekalni popielniczki. Drugą dłonią zapraszał agentkę Starling do środka.

      – Doktorze Lecter? – Słyszała swój własny oddech, słyszała oddech wszystkich rozlokowanych wzdłuż korytarza pacjentów, wszystkich oprócz Miggsa. Cela Miggsa była przeraźliwie pusta. Od panującego w niej milczenia wiało autentycznym chłodem.

      Starling wiedziała, że Lecter przygląda się jej w ciemności. Minęły dwie minuty. Od walki z drzwiami magazynu bolały ją nogi i kark, ubranie miała mokre. Usiadła na płaszczu na podłodze, w przyzwoitej odległości od prętów klatki, podkuliła pod siebie nogi i wyciągnęła mokre, zmierzwione włosy spod kołnierzyka, żeby nie lepiły się do szyi.

      Z tyłu, na ekranie telewizora, kaznodzieja pozdrawiał tłumy uniesionymi rękoma.

      – Doktorze Lecter, oboje wiemy, co jest grane. Oni sądzą, że będzie pan ze mną rozmawiał.

      Cisza. Na drugim końcu korytarza ktoś zagwizdał Over the Sea to Skye.

      Odezwała się znów po pięciu minutach.

      – Dziwna to była wyprawa… do tego magazynu. Chciałabym o tym kiedyś z panem porozmawiać.

      Mimo woli podskoczyła, kiedy z celi Lectera wytoczył się wózek. Leżał na nim czysty, złożony w czworo ręcznik. Nie słyszała, kiedy się poruszył.

      Spojrzała na wózek i mając wrażenie, że się zapada, wzięła ręcznik i wytarła sobie włosy.

      – Dziękuję – powiedziała.

      – Dlaczego nie zapyta mnie pani o Buffalo Billa? – Głos Lectera zabrzmiał blisko, na jej wysokości. On także musiał siedzieć na podłodze.

      – Czy wie pan coś na jego temat?

      – Dowiedziałbym się, gdybym zobaczył akta sprawy.

      – Nie mam do niej dostępu – odparła.

      – Nie będzie pani miała dostępu i do tej dzisiejszej, kiedy przestaną pani potrzebować.

      – Wiem.

      – Mogłaby pani wydobyć akta na temat Buffalo Billa. Raporty i fotografie. Chciałbym je zobaczyć.

      Pewnie, że byś chciał.

      – Doktorze, pan zaczął tę grę. Proszę powiedzieć mi coś o osobie, którą znalazłam w packardzie.

      – Znalazła pani całą osobę? Dziwne. Ja widziałem tam tylko głowę. Skąd, pani zdaniem, wzięła się reszta?

      – W porządku. Czyja to głowa?

      – A co wykazało śledztwo?

      – Przeprowadzono na razie wstępne badania. Biały mężczyzna, wiek około dwudziestu siedmiu lat, leczył sobie zęby w Europie i w Ameryce. Kim był?

      – Kochankiem Raspaila. Raspaila, tego obleśnego fiuta.

      – Jakie były okoliczności… w jaki sposób zmarł?

      – Nie pyta pani wprost, pani inspektor?

      – Nie. Zapytam o to później.

      – Pozwoli pani, że zaoszczędzę jej trochę czasu. Ja tego nie zrobiłem. Zrobił to Raspail. Raspail lubił marynarzy. Ten był Skandynawem, nazywał się Klaus jakiś tam. Raspail nigdy nie wymienił przy mnie jego nazwiska.

      Głos doktora Lectera dochodził teraz z niższej wysokości. Może leży na podłodze, pomyślała.

      – Klaus zszedł ze szwedzkiego statku w San Diego. Raspail prowadził w tym mieście wakacyjne kursy w konserwatorium. Oszalał na punkcie tego młodzieńca. Szwed zwietrzył dobry interes i rzucił swoją łajbę. Kupili jakąś okropną przyczepę samochodową i włóczyli się nadzy po lasach. Raspail powiedział mi, że młodzieniec nie był mu wierny i że zadusił go własnymi rękoma.

      – Powiedział to panu?

      – Oczywiście, w ścisłej tajemnicy, podczas sesji terapeutycznej. Sądziłem, że to kłamstwo. Raspail zawsze koloryzował. Chciał sprawiać wrażenie groźnego romantyka. Szwed zmarł prawdopodobnie w wyniku jakiejś

Скачать книгу