Hannibal. Thomas Harris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hannibal - Thomas Harris страница 8

Hannibal - Thomas Harris Hannibal Lecter

Скачать книгу

matka sprzątała w motelach, żeby Cię utrzymać? Nawet jeśli nie udało się jej zatrzymać Cię przy sobie?

      Jakie jest Twoje najbardziej żywe wspomnienie związane z kuchnią? Nie ze szpitalem, z kuchnią.

      Matka zmywa krew z czapki ojca.

      Najmilsze wspomnienie związane z kuchnią?

      Ojciec obiera pomarańcze starym scyzorykiem ze złamanym ostrzem i podaje nam kawałki.

      Twój ojciec, Clarice, był nocnym strażnikiem. Twoja matka była sprzątaczką.

      Czy wielka kariera w służbach federalnych była spełnieniem Twoich czy ich ambicji? Na ile Twój ojciec zgiąłby kark, żeby dać sobie radę ze skostniałą biurokracją? Ile pośladków by wycałował? Czy widziałaś, żeby kiedykolwiek przed kimś się płaszczył, komuś schlebiał?

      Czy Twoi zwierzchnicy prezentują jakiś system wartości, Clarice? A Twoi rodzice? Jeśli tak, czy to te same wartości?

      Spójrz na dno rondla i wyznaj uczciwie. Czy zawiodłaś swoją nieżyjącą rodzinę? Czy chcieliby, żebyś się podlizywała? Czy cenili sobie hart ducha? Możesz być tak silna, jak tylko zechcesz.

      Jesteś wojownikiem, Clarice. Wróg nie żyje, dziecko jest bezpieczne. Jesteś wojownikiem.

      Najbardziej stabilne pierwiastki, Clarice, znajdują się w środku układu okresowego, z grubsza między żelazem i srebrem.

      Między żelazem i srebrem. Sądzę, że to dla Ciebie odpowiednie miejsce.

Hannibal Lecter

      PS Wciąż jesteś mi winna pewną informację. Czy nadal budzisz się, słysząc owce? Zamieść ogłoszenie w którymś z niedzielnych wydań „Timesa”, „International Herald Tribune” i „China Mail”. Zaadresuj je do A.A. Aarona, żeby ukazało się jako pierwsze, i podpisz się imieniem Hannah.

      Starling słyszała słowa wypowiadane tym samym głosem, który kpił z niej, przeszywał ją, analizował i oświecał w oddziale pod intensywnym nadzorem. W szpitalu dla psychicznie chorych, gdy musiała przehandlować swe bolesne doświadczenia za bezcenne wiadomości na temat Buffalo Billa. Metaliczna chrypka rzadko używanych strun głosowych wciąż pobrzmiewała w jej snach.

      W rogu kuchennego sufitu wisiała świeża pajęczyna. Starling gapiła się na nią, usiłując pozbierać myśli. Zadowolenie mieszało się ze smutkiem, smutek z zadowoleniem. Cieszyła się z pomocy, cieszyła się, że ujrzała światło w tunelu. Cieszyła się i smuciła zarazem, że poczta w Los Angeles, która przesyłała dalej korespondencję doktora Lectera, zatrudniła tanią pomoc: tym razem przeciągnięto kopertę przez maszynę stemplującą. Ten list ucieszy Jacka Crawforda, kierownictwo poczty i laboratorium.

      Rozdział 6

      W pokoju, gdzie upływa życie Masona, panuje cisza, choć ma ona swój własny, delikatny rytm: szumy i westchnienia respiratora dającego Masonowi oddech. Pokój spowija mrok, w którym jarzy się jedynie wielkie akwarium, gdzie murena kręci niestrudzenie ósemkę po ósemce, a jej cień porusza się niczym wstęga po pokoju.

      Splecione włosy Masona tworzą gruby węzeł leżący na osłonie respiratora, która pokrywa jego pierś na podnoszonym łóżku. Przed nim jest zawieszone urządzenie składające się z rurek przypominających piszczałki.

      Długi język Masona wysuwa się zza zębów. Oplata nim końcówkę rurki i dmucha w nią przy następnym pulsie respiratora.

      Z głośnika na ścianie natychmiast odzywa się głos.

      – Słucham pana.

      – „Tattler”. – Gubi pierwsze „t”, lecz głos jest głęboki i donośny jak głos spikera radiowego.

      – Na stronie pierwszej…

      – Nie czytaj. Pokaż na monitorze. – Mason nie wymawia głosek „p” i „m”.

      Duży ekran na wysuwanym monitorze trzeszczy. Niebieskozielony obraz przechodzi w róż, gdy pojawia się tytuł gazety.

      – „Anioł śmierci: Clarice Starling, maszyna do zabijania z FBI” – czyta Mason przez trzy powolne oddechy respiratora. Może powiększyć zdjęcia.

      Tylko jedna ręka wystaje spod kołdry. Trochę może nią ruszać. Dłoń niczym blady krab przesuwa się bardziej dzięki ruchom palców niż sile wychudzonego ramienia. Głowa Masona jest w znacznym stopniu unieruchomiona, palec wskazujący i środkowy spełniają funkcję czułków, a kciuk, palec serdeczny i mały ciągną rękę do przodu. Dłoń trafia na pilota, którym można powiększać i przewracać strony.

      Mason czyta powoli. Okular nad jego jedynym okiem dwa razy na minutę syczy cichutko, zwilżając pozbawioną powieki gałkę oczną. Na szkle często pojawia się mgiełka. Przebrnięcie przez dwa artykuły zajmuje mu dwadzieścia minut.

      – Pokaż prześwietlenie – zażądał Mason po skończeniu lektury.

      Zajęło to chwilę. Duża płachta zdjęcia rentgenowskiego wymagała odpowiedniego podświetlenia, żeby była czytelna na monitorze. Miał przed sobą ludzką rękę, która najwyraźniej uległa kontuzji. Na kolejnym zdjęciu pojawiła się dłoń i całe ramię. Strzałka wskazywała na stare pęknięcie kości ramiennej mniej więcej w połowie między łokciem i barkiem.

      Mason przyglądał się zdjęciu przez wiele oddechów.

      – Teraz pokaż list – polecił w końcu.

      Na ekranie pojawiło się piękne, kaligraficzne pismo: litery powiększone do absurdalnych rozmiarów.

      – „Droga Clarice – czytał Mason. – Z entuzjazmem śledziłem przebieg twego publicznego zniesławienia i upokorzenia…”. – Sam rytm tego głosu przywołał stare myśli, które zakręciły Masonem, łóżkiem, pokojem, zerwały strupy z jego potwornych snów i przyspieszyły bicie serca, za którym nie nadążał oddech. Urządzenie natychmiast wyczuło podniecenie i szybciej wypełniło płuca powietrzem.

      Przeczytał cały list w tym bolesnym tempie przy pracującym respiratorze, jakby jechał na koniu. Nie mógł zamykać oka, ale gdy skończył czytać, jego umysł odpłynął na chwilę. Musiał pomyśleć. Respirator zwolnił. Mason znów dmuchnął w rurkę.

      – Słucham pana.

      – Połącz mnie z kongresmenem Vellmore’em. Przynieś słuchawkę. Wyłącz głośnik.

      – Clarice Starling – powiedział do siebie z następnym oddechem, na który pozwolił mu respirator. Imię i nazwisko nie posiadały głosek wybuchowych. Wymówił je całkiem wyraźnie. Nie opuścił żadnego dźwięku. Czekając na telefon, zdrzemnął się przez chwilę. Cień mureny pełzał po pościeli, twarzy i splecionych włosach.

      Rozdział 7

      Buzzard’s Point, biuro terenowe FBI dla Waszyngtonu i Dystryktu Kolumbii, wzięło swoją nazwę od stada sępów krążących wokół szpitala, który stał w tym miejscu podczas

Скачать книгу