Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 16

Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen Department Q

Скачать книгу

z siebie.

      – Ni w ząb nie rozumiem, Assad. Do czego zmierzasz?

      – Gdyby ją i Bjarkego coś łączyło, jego pokój nie wyglądałby tak, jak wyglądał. Wówczas by go rozpieszczała, przecież sam widziałeś, jaka jest. Rozpieszczałaby, dbała o niego, wietrzyła mu kołdrę, opróżniała popielniczkę i prałaby mu, żeby wnieść w swoje życie trochę czułości i erotyki.

      – Aha, tak sądzisz? Ciekawe! Ale w takim razie nie widzę przeszkód, by uprawiali seks w innych częściach domu. To niczego nie dowodzi, Assad, ponosi cię fantazja.

      Jego asystent przechylił głowę.

      – Tak, może i racja. Czyli uważasz, że mogli uprawiać seks pośród zdjęć rodzinnych i koronkowych obrusów z pędzlami?

      – Z frędzlami, Assad. Owszem, czemu nie? Ale dlaczego w ogóle ta kwestia jest taka istotna?

      – Myślę, że był gejem, również z tego względu, że miał pod łóżkiem czasopisma z panami w bardzo obcisłych spodniach i skórzanych czapkach na okładce. Oraz plakaty z Davidem Beckhamem na ścianach.

      – Okej, trzeba było tak od razu. Ale co to w ogóle ma za znaczenie? Czy to nie wszystko jedno?

      – Niby tak. Tylko wydaje mi się, że jego matce się to nie podobało i z tego powodu nie lubiła go odwiedzać w miejscu zamieszkania. Nie należał do wątłych, delikatnych gejów, którzy trzymają ciasteczka w kryształowym półmisku, wielbią mamusię jak boginię i kochają chodzić z nią na zakupy. Był raczej bardziej męskim typem.

      Carl wydął dolną wargę i skinął głową. Jest to jakaś hipoteza, choć nie wiadomo, do czego miałaby się przydać. Jeśli o niego chodzi, preferencje seksualne Bjarkego Habersaata mogły równie dobrze obejmować seks z jednojajowymi andaluzyjskimi bliźniętami po sześćdziesiątym piątym roku życia, nie miał nic przeciwko. Obchodziło go to tyle, co zeszłoroczny śnieg, dopóki na stole kusiły ciepłe bułeczki.

      Assad zwrócił się do Rose.

      – Co cię tak zamurowało? Zazwyczaj masz o wszystkim własne zdanie. Powiedz, co się dzieje, przecież czuję, że coś jest nie tak. Jeśli nie to samobójstwo na DVD, to co tobą wstrząsnęło? Bo coś musiało.

      Powoli odwróciła do nich głowę z tym samym zbolałym spojrzeniem, jakie widzieli u June Habersaat wczorajszego wieczora. Ale Rose nie płakała; wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie przytomnej i opanowanej. Jej wzrok mówił, że chciałaby zachować to dla siebie, ale jej na to nie pozwalano.

      – Nie chcę o tym rozmawiać, ale jednak wam powiem, okej? Nie mogłam tego oglądać, bo Habersaat do złudzenia przypominał mojego tatę – odsunęła krzesło i opuściła ich.

      Carl siedział przez dłuższą chwilę, wpatrując się w stół.

      – Chyba nie powinieneś już o to dopytywać, Assad.

      – Okej. Z tym ojcem to jakaś szczególna sprawa?

      – Tylko taka, że został przerobiony na mielone w swoim miejscu pracy we Frederiksværku, gdzie również pracowała Rose. Tylko tyle.

      Zgodnie z oczekiwaniami, świetlica w Listed zlokalizowana była w łatwo dostępnym i wyjątkowo zachęcającym miejscu pośrodku głównej ulicy, przecinającej miasteczko na dwie połowy: chaty rybackie po stronie morza i domy nowych mieszkańców od strony lądu.

      „Dom Listed” – głosił treściwy i krótki napis na fasadzie. Najważniejsze zostało powiedziane.

      Brzydka i fatalnie umiejscowiona gablotka z ogłoszeniami informowała, że starsi mieszkańcy Listed mogą skorzystać z oferty tańców country, spacerów z kijkami i gry w bule, dzieci zaś mogą wziąć udział w ognisku z pieczeniem bułeczek na patykach, brannballu i wycinaniu dyń na Halloween. Poza tym znajdował się tam też protokół z zebrania stowarzyszenia mieszkańców, dotyczący bieżących nadziei i bolączek miasteczka. Czy w mieście powinien być obowiązek meldunkowy? Czy wymienić ławkę przy Mor Markers Gænge? I czy aby wystarczy funduszy na most pontonowy przy kąpielisku?

      Wyłącznie lokalne kwestie, ani słowa o jakimkolwiek spotkaniu pierwszomajowym czy tutaj, czy w innych miejscach na wyspie. Tylko informacja, że Metal Bornholm postawił dla dzieci dmuchany zamek przy czymś, co, pożal się Boże, nazywano Kwoką2 gdzieś w lesie Almindingen.

      Tu w świetlicy w tym odległym zakątku letniego raju ludzie spotykali się w sprawach dużych i małych. Tak było też przed niecałymi dwudziestoma czterema godzinami, kiedy jeden z przykładnych obywateli poniósł dramatyczne konsekwencje własnych niewłaściwych wyborów życiowych.

      Carl rozpoznał z filmu Habersaata kobiety, które ich przyjęły.

      – Bolette Elleboe – przedstawiła się pierwsza z bornholmskim akcentem, który nawet dało się zrozumieć. – Jestem księgową i mieszkam tuż obok, więc to ja mam klucze. – Mówiła zaczepnie, ale raczej nie była dumna ze swojej pozycji. Druga miała na imię Maren i była przewodniczącą stowarzyszenia mieszkańców, zaś z jej smutnych oczu można było wyczytać, że w takich momentach ta funkcja jej ciąży.

      – Znały panie Habersaata prywatnie? – spytał, podczas gdy kobiety witały się z Rose i Assadem.

      – Tak, doskonale – odparła Bolette Elleboe. – Może nawet lepiej, niż byśmy chciały.

      – Jak mam to rozumieć?

      Wzruszyła ramionami i zaprowadziła go do sali konferencyjnej, jasnego pomieszczenia z dyplomami i malowidłami rozsianymi chaotycznie po białych ścianach. Przez panoramiczne okna po jednej stronie widać było ogród. Usiedli przy laminowanym stole, gdzie czekała już kawa.

      – Powinnyśmy były wiedzieć, że to się któregoś dnia zdarzy – powiedziała cicho przewodnicząca. – To straszne, że stało się to właśnie wczoraj. Wciąż jestem tym bardzo poruszona. Myślę, że Christian to zrobił, bo przyszło tak mało ludzi. Że to miała być kara dla całej naszej społeczności.

      – Bzdura, Maren – przerwała Bolette Elleboe i zwróciła się do Carla: – To dla Maren typowe, jest taką delikatną i wrażliwą istotą. Jeśli chcecie znać moje zdanie, Habersaat to zrobił, bo miał już dosyć osoby, którą się stał.

      – Nie sprawia pani wrażenia szczególnie poruszonej, właściwie dlaczego? Być świadkiem tak gwałtownego zdarzenia to potężne przeżycie, prawda?

      – Posłuchaj, skarbie – odparła Bolette Elleboe. – Przez pięć lat pracowałam w opiece społecznej na grenlandzkim zadupiu, więc takie rzeczy nie wytrącają mnie z równowagi. Widziałam więcej przypadków niereglamentowanego użycia śrutówek, niż można sobie wyobrazić. Ale oczywiście, zrobiło to na mnie wrażenie, tyle że trzeba żyć dalej, prawda?

      Rose siedziała przez chwilę, obserwując ją w milczeniu, po czym wstała, podeszła do okien wychodzących na ulicę, obróciła się do ich małego zgromadzenia, skierowała palec wskazujący lewej ręki do skroni, udając, że strzela

Скачать книгу


<p>2</p>

Mowa o Kyllingemoderen, prawie stuletnim, drewnianym budynku wzniesionym w Almindingen, służącym jako miejsce spotkań.