Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 17
– Zła karma? – Assad pokręcił z niezrozumieniem kędzierzawą głową.
– Sądzi pan, że miło będzie siedzieć w tym pomieszczeniu na zebraniu stowarzyszenia i jeść, przypominając sobie to, co się stało?
– To chyba problem tylko was dwu, w końcu na imprezę nie przyszło zbyt wielu ludzi ze stowarzyszenia – zauważyła ostro Rose.
– Nie. Ale w obrazie wciąż jest dziura, a ściana za nim jest uszkodzona, prawda?
Bolette Elleboe zdecydowanie nie należała do osób, które łatwo zbić z pantałyku.
– Cóż! Jakoś musimy odnowić ścianę, jak już załatamy tę ogromną dziurę, którą zostawili technicy, wygrzebując z niej kulę. W sumie od lat orędowałam w tej sprawie, więc zawsze to jakiś plus. Proszę spojrzeć, jaki mur jest brzydki. Jest z gazobetonu, co za nędza! Więc dzięki, Habersaat, jednak się do czegoś przydałeś.
Widać tu, na Dzikim Wschodzie, cynizm miał się nad wyraz dobrze.
– Nie przejmujcie się Bolette – niemal wyszeptała Maren. – Jest równie mocno poruszona tym zdarzeniem, co ja. Po prostu każda z nas radzi z tym sobie na swój sposób.
– Rose, stój tak, jak wcześniej – poprosił Assad, podrywając się od stołu i stając przed koleżanką. – Ja jestem obserwatorem, a ty Habersaatem. Chciałbym…
Ale Rose nie słyszała. Wpatrywała się w przeszyty kulą obraz. Nie dlatego, że było to wiekopomne dzieło sztuki. Słońce, gałęzie i ptak w locie.
– Trafił prosto w tego lecącego ptaka. Dziwne, że obraz nie spadł na ziemię – zaśmiała się Bolette. – Przynajmniej pozbędziemy się tego bohomazu.
– Nie podoba się pani obraz? – spytał Assad, podchodząc bliżej. – Jest całkiem ładny, choć oczywiście nie aż tak piękny, jak ten krajobraz z plażą obok, prawda?
– Niech pan lepiej przeczyści okulary, kolego – odparła. – Ich autor był amatorem, potrafił namalować dziesięć takich dziennie.
Rose oderwała wzrok od ściany.
– Wyjdę na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza.
Wokół dziury po kuli, pośrodku ptaka, widać było resztki zarówno odłamków kości czaszki, jak i tkanki mózgowej mężczyzny, który przypominał jej ojca, więc można ją było zrozumieć.
– To bardzo młoda kobieta jak na taką pracę – odezwała się przewodnicząca ze współczuciem.
– Owszem – skinął głową Carl. – Ale niech pań nie zmyli jej wiek. W jej żyłach płynie ciekła stal. Proszę mi powiedzieć, co panie wiedzą o Habersaacie. Miejcie na uwadze, że przyjechaliśmy z Kopenhagi, więc informacje, którymi dysponujemy na jego temat jako osoby prywatnej, są na razie dość skąpe.
– Moim zdaniem Christian był w porządku – powiedziała Maren. – Po prostu chciał osiągnąć o wiele więcej, niż był w stanie, na czym ucierpiała jego rodzina. Pracował w prewencji, nie był detektywem, więc czemu się tym wszystkim zajmował? Tego właśnie nie rozumiem. – Zamyśliła się. – To się najbardziej odbiło na Bjarkem, biedny chłopak. Moim zdaniem nie było mu łatwo z taką matką.
„One nie wiedzą, że syn nie żyje” – pomyślał Carl, rzucając Assadowi ostrzegawcze spojrzenie, by trzymał język za zębami, tak aby nie zbaczać z tematu. Z jego punktu widzenia jeszcze nie było za późno, by zdążyć na wieczorny prom do domu. Śmierć Bjarkego była sprawą dla bornholmskiej policji, rozgrzebywanie zaś sprawy Habersaata zapowiadało się beznadziejnie. Zrobili, co do nich należało, posłuchali Rose, która teraz się odmeldowała. Czyli wieczorny prom do domu.
– A więc to może wina matki, że Bjarke popełnił samobójstwo – palnął jednak Assad.
W okamgnieniu brwi obu pań poszybowały do połowy wysokości czoła.
– O Boże, nie! – zawołała Maren z przerażeniem.
Kiedy Carl zdradzał im szczegóły, kobiety siedziały w milczeniu. Niech licho porwie Assada i jego długi język.
– Słyszałam, że właściwie ze sobą nie rozmawiali. Bjarke był homoseksualistą i jego matce się to nie podobało. Phi, jakby sama była aniołkiem w tych sprawach – prychnęła Bolette Elleboe.
„A nie mówiłem?” – dało się wyczytać z twarzy Assada.
– Powiada pani, że nie była aniołkiem. Ale nie była zamężna, więc chyba nic w tym złego, prawda? – spytał Carl.
Obie panie wymieniły spojrzenia. Widać o kobiecie krążyły powszechnie znane, pikantne historie.
– Nosiło ją już, kiedy była jeszcze z Habersaatem – jadowicie rzuciła przewodnicząca. Jej anielska łagodność gdzieś nagle wyparowała.
– Skąd to wiadomo? Nie zachowywała dyskrecji?
– Ależ zachowywała – odparła Bolette Elleboe. – W każdym razie nie prowadzała się z nikim otwarcie, ale nagle zrobiła się taka rozanielona. Przecież wiadomo, od czego.
– Chodzi pani o to, że sprawiała wrażenie zakochanej?
Prychnęła parę razy, widocznie pytanie ją ubawiło.
– Zakochanej? Nie, raczej zaspokojonej. Orgazmy, wie pan. A jeśli mnie pan spyta o zdanie, to w domu za dużo ich nie doznała. W każdym razie jej koledzy z pracy nie mieli wątpliwości, że kombinowała coś podczas tych wszystkich długich przerw na obiad, które nagle zaczęła sobie robić. Widywano też jej samochód pod domem siostry w Aakirkeby pod jej nieobecność. Znajoma z tej samej ulicy mówi, że przy drzwiach wejściowych spotykała się tam z jakimś mężczyzną, który zdecydowanie nie był Habersaatem, bo był na to za młody – Bolette Elleboe zaśmiała się, ale po chwili spoważniała i wyraz jej twarzy się zmienił. – Moim zdaniem nigdy nie pomogła mężowi wrócić do równowagi, więc wina leży po stronie obojga. I tak by go zostawiła, nawet bez historii z Alberte.
– Przykra wiadomość z tym Bjarkem – powiedziała przewodnicząca. Jeszcze się nie otrząsnęła.
– Faktycznie, nieciekawa sprawa. Ale w kwestii tej Alberte, którą przejechał samochód – podjął Assad – może wiedzą panie o niej coś, czego nie mamy w aktach?
Obie kobiety wzruszyły ramionami.
– Nie wiemy, co macie w aktach, ale coś tam wiemy, bo na małej wyspie ludzie dużo gadają, kiedy dzieje się taka rzecz.
– Co takiego? – Assad dodał do kawy jeszcze jedną łyżeczkę cukru. Naprawdę się jeszcze zmieściła?