Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 18
– Brzmi to dość niewinnie. Mamy coś na ten temat w raporcie? – zwrócił się Carl do Assada.
Ten skinął głową.
– Tak, trochę. Jeden z chłopaków uczył się w tej szkole, ale to nie było nic poważnego. Z jakimś innym spoza szkoły trwało to dłużej.
Carl zwrócił się do kobiet.
– Znają go panie?
Pokręciły głowami.
– Co mamy na jego temat w raporcie, Assad?
– Nic poza tym, że próbowano ustalić jego tożsamość, bez skutku. Jedna z dziewczyn ze szkoły mówiła, że facet nie był jednym z nich, ale przez niego Alberte potrafiła godzinami gapić się bezmyślnie przed siebie, zapominając o bożym świecie.
– Wiecie może, czy śledztwo Habersaata pomogło ustalić tożsamość tego faceta?
Obie panie i Assad pokręcili głowami.
– Hm, więc musimy to na razie zostawić. O ile dobrze rozumiem, Habersaat angażuje się w beznadziejną sprawę, do której go nawet nie przydzielono. Zostawia go żona, zabierając ze sobą syna, od ludzi z miasteczka nie dostaje żadnego wsparcia. Przestępca uciekający z miejsca wypadku i śmierć młodej kobiety zmieniają całe jego życie, co jest mi trudno zrozumieć jako policjantowi. Próbowaliśmy rozmawiać z June Habersaat, która niechętnie do tego wszystkiego wraca i sprawia wrażenie nieprzejednanej w stosunku do męża. Wydaje mi się, że dość dobrze ją pani zna, pani Elleboe, ma pani z nią kontakt?
– Skąd, broń Boże. Kiedyś byłyśmy przyjaciółkami, mieszkała paręset metrów dalej na tej samej ulicy, w domu, który potem zajmował Habersaat. Ale kiedy się od niego wyprowadziła, jakoś się to rozeszło. Oczywiście widywałam ją w pracy, bo pracowała jako bileterka, sprzedawczyni lodów i była takim przynieś, wynieś, pozamiataj w Brændesgårdshaven, ale poza tym od lat z nią nie rozmawiałam. Po sprawie Alberte i rozstaniu z mężem zrobiła się dziwna. Ale może jej siostra, Karin, będzie potrafiła wam powiedzieć coś więcej, bo June z synem mieszkali u niej przez chwilę na Jernbanegade w Aakirkeby, w domu, który kiedyś należał do ich rodziców. Widać jednak siostra miała już dosyć. Teraz Karin mieszka, zdaje się, w Rønne. Zajdźcie też do Wuja Sama pod numer 21, w ostatnich latach to z nim Habersaat utrzymywał najbliższe relacje.
Carl spojrzał na Assada, który notował jak opętany. Oby te notatki jak najszybciej wylądowały w archiwum.
– Jeszcze jedna drobna sprawa – powiedział. – Na filmie z wczorajszych wydarzeń zarejestrowaliśmy osobę, która wychodzi z sali zaraz po samobójstwie Habersaata. Wiedzą panie, kto to?
– Ach, to Hans – odparła Bolette. – To taki wiejski głupek, chłopiec na posyłki ludzi z miasteczka. Przychodzi tu zawsze, kiedy są darmowe przekąski i napoje. Nic sensownego z niego nie wyciągniecie.
– Wiedzą panie, gdzie go można znaleźć?
– O tej porze? Spróbujcie na ławce za wędzarnią. Po drugiej stronie ulicy i w prawo uliczką Strandstien. Jest tam szary budynek z piecami wędzarniczymi na końcu. Ławka stoi na tyłach w ogrodzie. Pewnie tam siedzi, pijąc piwo i rzeźbiąc w drewnie, jak zawsze.
Skręcając w Strandstien, dostrzegli sylwetkę Rose w oddali na tle horyzontu. Stała na samym skraju płaskich skał, ledwie wystających nad powierzchnię wody, sprawiając wrażenie dziwnie zagubionej, jakby świat nagle zrobił się dla niej za duży.
Przyglądali się jej chwilę w bezruchu. Nie była to silna i zadziorna Rose, do której przywykli.
– Ile czasu minęło od śmierci jej ojca? – spytał Assad.
– Już parę ładnych lat. Ale widać się z tym nie pogodziła.
– Odsyłamy ją do Kopenhagi?
– A to dlaczego? Jak na razie zakładam, że dziś wieczorem odpływamy stąd całą trójką. Tych, z którymi chcemy porozmawiać, siostrę i może parę osób ze szkoły, możemy załatwić przez telefon już z domu.
– Dziś wieczorem? Czyli nie uważasz, że powinniśmy kontynuować sprawę tu, na wyspie?
– Assad, po co? Technicy przetrzepali dom Habersaata, więc na tym froncie nie przewiduję żadnego przełomu. Poza tym ani wczoraj, ani dziś nie pojawiły się żadne konkrety, to co mamy robić? Nie zapominajmy też, że Habersaat uczynił z tego wypadku sprawę swojego życia, a mimo to nie był w stanie jej rozwiązać. Jakim cudem miałoby się to w parę dni udać nam? Mówimy o wydarzeniu sprzed prawie dwudziestu lat.
– Hej, tam jest ten człowiek, o którym mówiły. – Assad wskazał w stronę zgarbionej postaci z kilkoma piwami, siedzącej na białej ogrodowej ławce za kominami wędzarni. W tak małej społeczności trudno się ukryć.
– Siema! – zawołał Assad z werwą, przepychając się przez furtkę do ogrodu. – A więc to tu siedzisz, Hans. Dokładnie jak mówiła Bolette.
Nieźle, Assad, ale facet nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
– Przyjemnie spędzasz tu sobie czas. Faktycznie, ładny stąd widok.
Wciąż żadnej reakcji.
– Okej, nie masz ochoty ze mną rozmawiać, a skoro tak, to nawet mi to pasuje – skinął do Carla, odkręcając wodę i obmywając ręce wężem ogrodowym. Mørck spojrzał na zegarek; czas modlitwy.
– Idź do Rose, to zajmie tylko dziesięć minut – uśmiechnął się Assad.
Carl pokręcił głową.
– Myślę, że powinna pobyć sama ze sobą. Pochodzę sobie po ulicy i pomyślę o tym wszystkim. Ale tak serio, Assad, myślisz, że to dobre miejsce na modlitwę? Przecież wszyscy cię widzą. Wiesz w ogóle, czy w tym domu ktoś jest?
– Jeśli jeszcze nie widzieli modlącego się muzułmanina, to najwyższy czas. Trawa jest miękka, a ten gość nie chce ze mną rozmawiać. Przecież to nic takiego.
– Okej, Assad, jak chcesz. Przynieść ci twój dywanik?
– Nie, dziękuję, użyję marynarki. Na łonie natury wystarczy – dodał, ściągając skarpetki.
Carl nie zdążył nawet przejść dwudziestu metrów ulicą, gdy Assad stanął w pozycji qiyam i zaczął się modlić. Na tle błękitnego nieba wyglądało to harmonijnie i właściwie. Tak blisko Boga Carl niestety nigdy się nie znajdował.
Obrócił głowę ku postaci na skałach, stojącej nieruchomo niczym sfinks pod tańczącymi chmurami. „Dlaczego tak stoi?” – pomyślał. „Co dzieje się w jej głowie? Czy to smutek, czy ma w sobie tyle tajemnic, że brak jej na nie miejsca? Czy może chodzi o sprawę Alberte i Habersaata?”
Carl przystanął, dziwnie