Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 14
Ale Pirjo wywalczyła sobie z czasem wiele przywilejów, na które zasłużyła, bo też Atu miał jej za co dziękować.
– I jeszcze jedno, Lionelu: co właściwie spodziewasz się zyskać dzięki swojemu talentowi wokalnemu?
Zawahał się przez chwilę, a wahanie zawsze sprawiało, że Pirjo ściągała brwi.
– Czy to nie tak, że chciałbyś zajmować się muzyką, bo to ważna część twojej osoby?
– Taak, też.
Ach więc to tak. Czyli to co zwykle.
– Może chciałbyś zostać sławny?
– Myślę, że tak. A kto by nie chciał?
Pokręciła głową. Ostatnio takich idiotów nie brakowało.
– I do czego potrzebna ci sława? By zarabiać dużo pieniędzy?
– Owszem, czemu nie, byłoby miło. Ale chyba bardziej ze względu na dziewczyny. Słyszy się często, że piosenkarze mają ich na pęczki.
Okej, to wręcz jeden z tych. Naprawdę zanosi się na żyłę złota.
– Czyli masz pewne problemy z płcią przeciwną – podsumowała ze współczuciem. – Mieszkasz sam, jak rozumiem?
Czyżby zachichotał?
– Nie, skąd. Jestem żonaty.
Pirjo drgnęła, jakby mężczyzna włączył przycisk połączony bezpośrednio z wiązką nerwową w jej kręgosłupie. W jej mózgu nastąpiła reakcja chemiczna i zalała ją fala niesmaku. Tyle lat poświęciła, by zwalczyć w sobie tę kruchość, a i tak ostatnio nie było dnia, żeby nie płaciła za własną wrażliwość.
– Mówisz, że jesteś żonaty?
– Tak, od dziesięciu lat.
– I twoja żona jest zaznajomiona z twoimi planami?
– Zaznajomiona? Nie, do cholery. Po prostu lubi, gdy śpiewam.
Pirjo siedziała przez chwilę, spoglądając na przedramiona. Czasami pojawiała się na nich gęsia skórka, czasami robiły się ogniście czerwone jak przy reakcji alergicznej. W tej chwili wystąpiły u niej obie reakcje naraz.
Ten idiota musi natychmiast zmiatać z jej życia.
– Lionelu, zdałam sobie sprawę, że nie mogę ci pomóc.
– Co?! Właśnie zapłaciłem trzydzieści koron za minutę za rozmowę z tobą, więc będziesz musiała. Tak jest napisane na stronie internetowej.
– Okej, w porządku. Zaraz otrzymasz rekompensatę za wydane pieniądze. Znasz piosenkę Beatlesów Yesterday?
Niemal słyszała, jak jej rozmówca kiwa głową.
– Zaśpiewaj dla mnie pierwszą zwrotkę.
Po minucie było po wszystkim. Pirjo nawet nie słuchała; wyrok już zapadł.
– Posłuchaj. Żal mi twojej żony, że jesteś takim gnojkiem, ale masz szczęście, że zachęca cię do śpiewania, bo nie masz żadnego talentu. Mój zwierzak fałszuje mniej niż ty, a moi głuchoniemi znajomi mówią lepiej po angielsku. Ciesz się więc, że oszczędzę ci największej życiowej porażki, bo bez względu na to, co się stanie, tylko odstraszysz kobiety tym swoim żałosnym beczeniem.
Potem spokojnie i cicho odłożyła słuchawkę, oddychając przez szeroko otwarte usta. Przeholowała, ale ten dureń przecież nie będzie się tym przechwalał.
Odwróciła się raptownie.
Za jej plecami rozległo się kliknięcie, które sprawiło, że zacisnęła usta. Zamknęła oczy, czując jak pod pachami występuje jej pot, a żyła na szyi zaczyna pulsować.
Choć tego nie chciała, właśnie taka była jej reakcja, gdy Atu zamykał na klucz drzwi między jej gabinetem a atrium, żeby mu nie przeszkadzać z jego najnowszą zdobyczą.
Zawsze tak. Już wiele razy zastanawiała się, czyby nie przenieść gabinetu; próbowała go nawet przekonać, żeby przeniósł swoją siedzibę do innej części akademii, ale sytuacja nie uległa zmianie.
„Droga Pirjo, tak jest najpraktyczniej. Najważniejsze decyzje i działania, zaopatrzenie – wszystko w jednym budynku. Administracja ma krok i do ciebie, i do mnie. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Nie zmieniajmy tego”.
Spojrzała na drzwi do atrium i potarła ręce, ignorując dzwoniący po raz drugi telefon i uczniów machających do niej przez okno na placu. W końcu próbowała też przestać wyobrażać sobie mężczyznę, którym od lat była owładnięta i który w pokoju obok właśnie teraz pieścił inną kobietę.
Ale Pirjo nie potrafiła zignorować kliknięcia drzwi, bo budziło w niej odrazę. Sprawiało, że w jej ciele następowało coś w rodzaju spięcia. Dźwięk wieszczący, że Atu za chwilę położy się obok innej kobiety, a nie koło niej, będzie się z nią kochać, a co gorsza, że może już skończył i właśnie otwiera drzwi. W ciągu sekundy miejsce jej wewnętrznego spokoju zajmował straszny bunt i ogarniało ją wszechogarniające poczucie niesmaku.
Dlaczego nie potrafiła tego po prostu zaakceptować? Ten dźwięk towarzyszył jej od wielu lat, Atu nigdy nie próbował się przed nią kryć. Tylko czy aby wiedział, jak działa na nią ten dźwięk ostatecznego dystansu, wykluczenia i drwiny? Ten gorzki odgłos poniżenia? A gdyby wiedział, czy w ogóle próbowałby go jej oszczędzić? Szczerze w to wątpiła.
Właśnie dlatego za każdym razem kończyło się na tym, że zatykała sobie uszy i zaczynała monotonnie mamrotać, by znaleźć równowagę w swoim ciele.
– Horusie, zrodzony z dziewicy – zaczęła. – Wskazówko dwunastu apostołów, trzeciego dnia powstały z martwych, uwolnij mnie od przygnębienia, spraw, by zbladła moja zazdrość, powstrzymaj deszcz pokus, a ofiaruję ci kryształ, rozbijający słońce na wszystkie kolory.
Potem wciągnęła powietrze głęboko, aż do rozdygotanego brzucha. A gdy skurcze żołądka ustały, włożyła rękę do kieszeni, chwyciła kamyczki, podeszła do okna znajdującego się na końcu pomieszczenia, otworzyła je i spojrzała na Bałtyk i majaczącą w oddali Gotlandię. Po chwili z całej siły cisnęła migoczące kryształy do morza.
Z upływem lat morze obmyło już wiele kryształów, które wpadły w biały piasek.
Od blisko czterech lat główna siedziba Akademii Absorpcji Natury Atu Abanshamasha Dumuziego mieściła się na Olandii, podłużnej, wysuniętej na południe wyspie u wschodnich wybrzeży Szwecji. Pirjo to odpowiadało. W tej sielankowej scenerii miała prawie wszystko pod kontrolą,