Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 15

Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen Department Q

Скачать книгу

unosił je ku słońcu.

      W przeciwieństwie do tego, jak czuła się na wyspie, tam, w szerokim świecie Pirjo odczuwała tylko samotność, dręczyła ją silna zazdrość i izolowało poczucie błahości.

      Nie można powiedzieć, Atu traktował ją jak osobę, która wywalczyła sobie swoją obecną pozycję: była jego prawą ręką i doradcą, dokonywała codziennych zapisków w pamiętniku pod jego dyktando, wszystko organizowała i koordynowała. Ale Atu nie patrzył na nią tak, jak by tego chciała.

      Nie patrzył na nią tak, jak patrzył na inne kobiety.

      Z upływem lat Pirjo stała się ostatnią z wyznawców, którzy towarzyszyli Atu Abanshamashowi Dumuziemu od czasów, kiedy znajdował się na zupełnie innym etapie życia i miał na imię Frank. Jednak mimo to, mimo współpracy i bliskości, Atu nigdy się z nią nie kochał, ciało przy ciele, choć było to jej najgłębsze marzenie.

      – Kochamy się za pomocą dusz, przyjaciółko – mawiał. – Dajesz mi moje najważniejsze orgazmy, słodka Pirjo. Najcenniejsza energia napełnia mnie dzięki łagodności twojej duszy i twojej wielkiej mądrości.

      Nienawidziła, kiedy Atu mówił takie rzeczy, bo tak naprawdę nie była ani łagodna, ani cnotliwa. Ale jednak rozumiała go, bo z czasem stali się dla siebie bardziej duchowym rodzeństwem, choć kłóciło się to z jej potrzebami. Chciała poczuć go tak, jak miały go inne kobiety. Poczuć się miękka, wilgotna, przeszywana jego pożądaniem i namiętnością. Gdyby położył się koło niej choćby ten jeden, jedyny raz i pożądał jej jak kobiety z krwi i kości, mającej swoje potrzeby, to byłoby co innego. Choćby ten jeden, jedyny raz; wówczas ona nie musiałaby ciągle rozmyślać o tym, że to niemożliwe i nigdy się nie wydarzy.

      Ale dla Atu była tylko westalką, nietykalną. Symbolem dziewicy, która strzegła jego, ich działalności i całej reszty. To on to wymyślił, nie Pirjo.

      Rzeczywiście na swój sposób była trzydziestodziewięcioletnią dziewicą. W każdym razie wobec Atu. Jeśli miałaby się z nim kochać i miałoby z tego powstać dziecko, czego żarliwie pragnęła, musiałoby się to zdarzyć bardzo, ale to bardzo szybko.

      Zagryzła zęby, wyobrażając sobie kobietę przebywającą w atrium. Atu przygruchał ją parę miesięcy temu w Paryżu. Ta cała Malena Michel stanęła przed nim na niebotycznych obcasach i w obcisłej, choć niewinnej, białej sukience, tłumacząc, że jej rodzice są Włochami, ale wyemigrowała do Francji w wieku sześciu lat, i że czuje, iż cała jej przeszłość i pochodzenie urzeczywistniają się w słowach, którymi zasypał ją Atu. Że poczuła, iż pojawiła się na świecie tylko ze względu na niego, i będzie mu służyć we wszystkim, czego zapragnie.

      Nikt nie miał pojęcia, jak Pirjo zabolało, że dał się nabrać na takie słodkie słówka. Czuła, że to niesprawiedliwe, i miała rację.

      W rezultacie ta Malena z nim została i nie oddalała się bardziej niż na kilka metrów, schwytana w sieć jego charyzmy. Nie po raz pierwszy miał wśród wyznawców taką kobietę. Właściwie z upływem czasu zdarzało się to coraz częściej i Pirjo miała już trochę tego dość.

      Przed zaledwie paroma tygodniami, kiedy w Londynie werbowali wyznawców i uczestników jesiennego kursu, młoda, piękna Murzynka padła przed nim zemdlona.

      W wyjątkowo natarczywy sposób, do którego zazwyczaj się nie uciekał, Atu prosił Pirjo, by umożliwiła tej kobiecie odpoczynek w jego prywatnym pokoju. Można było się domyślić, co potem się działo za drzwiami, ale w oczach Atu pojawił się jakiś nowy błysk, który nie podobał się ani jego paryskiej kochanicy, ani Pirjo, gdy siedzieli razem w samolocie powrotnym.

      A teraz przed Pirjo leżał list od tej kobiety. Wyrażała w nim chęć uczestnictwa w kolejnym kursie Absorpcji Natury prowadzonym przez Atu na Olandii, według informacji na stronie internetowej zaczynającym się za tydzień.

      Zdecydowanie nie były to dobre wieści. Pirjo odczuła w związku z tą informacją tylko przelotną radość z faktu, że w takim razie francuska niewolnica wypadnie ze sfery intymnej Atu.

      Poza tym Pirjo czuła, że tym razem sprawy mogą przybrać niekorzystny obrót. Zauważyła, jakie wrażenie czarnoskóra kobieta wywarła na Atu, a to nie zdarzało się już od bardzo dawna. Pirjo o to zadbała.

      Nie, nie ulega wątpliwości, że ta kobieta zdoła zdobyć większą władzę nad Atu, niż powinna, jeśli tylko będzie miała ku temu okazję.

      Więc Pirjo zachowywała czujność.

      Choć czujność to mało powiedziane.

      8

Czwartek 1 maja 2014

      Przy oknie wychodzącym na port nakryto dla trzech osób i Rose siedziała już przy stole ze wzrokiem utkwionym gdzieś daleko w morze, tam gdzie spojrzenia nigdy nie docierają.

      – Dzień dobry – odezwał się mężnie Assad. – Jesteś blada na twarzy jak małe dziecko, Rose. Ale jakoś to będzie, jak powiedział wielbłąd do dromadera, gdy tamten jęknął, bo jeździec uderzył go batem.

      Rose pokręciła głową, odsuwając talerzyk.

      – Mam ci przynieść coś z apteki? – zaproponował kolega.

      Znów pokręciła głową.

      – Wiemy, że to było głupie, że obejrzałaś to DVD z Habersaatem, prawda, Carl? – ciągnął.

      „Niechże on się już zamknie albo chociaż się wstrzyma, dopóki nie wypiją porannej kawy. Czy nie widzi, że dziewczyna nie czuje się ani trochę lepiej, niż kiedy kładła się spać?” – Carl lekko skinął głową.

      – To nie ma nic wspólnego z filmem – odparła. – Dałam radę go obejrzeć, choć był odrażający.

      – A więc co? – spytał Assad, układając na talerzu stosik z pieczywa chrupkiego.

      Jej wzrok znów uciekł gdzieś w dal.

      – Daj Rose spokój i podaj mi masło. – Carl spojrzał ze zniechęceniem na prawie pustą maselniczkę. – To znaczy troszeczkę tego, co już zostało, a czego nie masz zamiaru sam zużyć.

      Assad widocznie tego nie dosłyszał.

      – Wiesz co, Rose? Może dobrze by było, gdybyś nam powiedziała, co ci się plącze po głowie – powiedział, chrupiąc i rozsypując wokół siebie okruchy. Dobrze, że nie jedzą razem śniadania codziennie.

      Assad utkwił wzrok w grupce demonstrantów z transparentami, przygotowujących się do obchodów pierwszego maja na placu przed supermarketem Brugsen. „Silniejsi razem” – głosił napis na jednym z plakatów.

      – Czy wy też sądzicie, że Bjarke Habersaat był gejem? – spytał, nie odrywając wzroku od demonstrantów.

      Carl ściągnął brwi.

      – Dlaczego o to pytasz? Masz na ten temat jakieś informacje?

      – Nie, nie bezpośrednio,

Скачать книгу