Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 29
Kobieta skinęła głową w stronę lichego bagażnika skutera, na którym znajdowały się kaski i saperka.
– A co z moją walizką? – spytała. – Raczej się tam nie zmieści.
– Masz rację. Odstawimy ją do skrytki bagażowej. I tak za parę godzin będziemy z powrotem.
Młoda kobieta kiwnęła głową. Widać było, że jej zdaniem w tej sprawie ostateczną decyzję podejmą dwie osoby. Pewnie sądziła, że gdy tylko nadejdzie odpowiedni czas, walizkę zawiezie się tam, gdzie ona sobie zażyczy.
– Jeździłaś już skuterem?
– Tam, skąd pochodzę, ludzie przemieszczają się właśnie na skuterach – odparła Wanda.
– Dobrze. Zważ, że podwinie ci się spódnica, ale usiądź tak, by trzymać się mojej kurtki. Nie lubię, by obejmowano mnie w pasie.
Pirjo wzięła się w garść, roztaczając przed Wandą swój urok osobisty. Najważniejsze, żeby Wanda Phinn nie zaczęła niczego podejrzewać, lecz cieszyła się z przejażdżki, okolicy i pięknego krajobrazu, przeświadczona, że pierwszy etap zdobywania niepodzielnej uwagi Atu Abanshamasha Dumuziego idzie jak po maśle.
– Jak wiesz, Olandia jest fantastycznym miejscem. Kiedy przyjedziesz tu następnym razem, oprowadzę cię po niej dokładniej, ale teraz mogę pokazać ci po drodze kilka osobliwości – krzyknęła Pirjo.
Wanda trzymała się jej kurtki, spoglądała w morze i na wyspę obiecaną. Po obu stronach Mostu Olandzkiego fale wzbijały pianę na morzu, bryza z lądu zmieniła kierunek i zaczęła teraz wiać od wschodu, znacznie bardziej rześka, niżby należało.
„Kiedy dojedziemy do wiatraków na samej górze, znajdę jakieś miejsce, by ją zrzucić” – pomyślała Pirjo. „To będzie musiał być brutalny i niespodziewany upadek, jeśli ma się od niego zabić, a jeśli nie, to jej w tym pomogę”.
– Na wyspie mamy mnóstwo wiatraków – krzyknęła. – Poszczególne rodziny nie chciały się nimi dzielić, więc dzieliły grunty i budowały własne wiatraki. Problem w tym, że zaczęto też wydzielać parcele w obrębie rodziny i w pewnym momencie działki były tak małe, że nie można było z nich wyżyć. W końcu ludzie musieli wynosić się z wyspy, żeby nie umrzeć z głodu. – Czuła, że za jej plecami Wanda kiwa głową, ale też że dawna historia Olandii jest jej zupełnie obojętna. Pirjo to odpowiadało. Mogła skoncentrować się na właściwej realizacji zadania i wykorzystaniu bocznego wiatru dla własnych celów.
Pomimo godziny i pory roku, na drodze roiło się od samochodów. Powód zapewne był taki, że w tych dniach liczni artyści zorganizowali wernisaże, wystawy i przyjęcia w okolicach Vickleby i Kastlösy, więc spora część klienteli z lądu zainteresowanej malarstwem i wyrobami ze szkła odbywała teraz coś w rodzaju tournée po Olandii. Dopiero na południe od obu miasteczek ruch się zmniejszył, lecz niestety skurczyły się też możliwości.
„Jak mam odpowiadać na jej pytania?” – pomyślała Pirjo. Już parę razy mijały drogowskazy na Alvaret i Wanda dopytywała, dlaczego nie skręcają.
– Jeszcze nie! – odkrzyknęła Pirjo. – Atu często wybiera tereny bardziej na południe. Można tam wykopać więcej pamiątek z przeszłości, rozumiesz.
– Czyli to do tego używacie saperki! – zawołała Wanda.
Pirjo potwierdziła i spojrzała przed siebie. Może Gettlinge? Jest tam strome zbocze i choć nie mogła podjechać na samą górę i zepchnąć Wandy z siedzenia skutera wprost w przepaść, to jest to najlepsze miejsce, by zastosować rozwiązanie alternatywne.
Pirjo czuła rosnącą ekscytację, ale nie była zdenerwowana. Gdyby pozbywała się rywalki pierwszy raz, pewnie nerwy dałyby o sobie znać, ale przecież miała doświadczenie.
– Zrobimy przystanek przy Gettlinge, bo to jedno z ulubionych miejsc Atu. Nie ma pewności, że dziś tam jest, ale przynajmniej je zobaczysz.
Wanda uśmiechnęła się, zsiadając ze skutera, i rzuciła kilka pochlebstw na temat zaangażowania Pirjo i urody miejsca.
– Nie, niestety nigdzie go nie widać, ech, frustrujące – stwierdziła Pirjo, przesuwając wzrokiem po okolicy. – Ale rozejrzyj się, nim ruszymy dalej, to wyjątkowy obszar – ciągnęła, rozkładając ramiona, by ukazać jej unikatowy, objęty ochroną krajobraz, gdzie kamienie układały się w kształt statku.
– Imponujące – skinęła głową Wanda. – Coś jak Stonehenge, tylko znacznie mniejsze, prawda? No i na dodatek ten stary młyn tam dalej. Czy w tym miejscu grzebano Wikingów? – spytała.
Pirjo potwierdziła, rozglądając się. Okolica była sucha i płaska, a przede wszystkim bezludna. Za plecami kobiety, po drugiej stronie szosy, znajdowały się jałowe wrzosowiska Stora Alvaret, również opustoszałe.
Po tej stronie, za cmentarzyskiem, zaczynała się skarpa. Porastało ją wprawdzie więcej drzew i krzewów, niż Pirjo pamiętała, ale to może być zaletą. W każdym razie nie będzie musiała usuwać zwłok od razu, bo znikną w gęstwinie. A jeśli w którymś momencie ciało zostanie odkryte, kto skojarzy znalezisko z Wandą Phinn? Nie mówiąc już o kojarzeniu jej z Pirjo.
Zasadniczo więc miejsce jest doskonałe, uznała w duchu, upewniając się, czy tymczasem na drodze dzielącej cmentarzysko i wrzosowiska nie pojawiły się jakieś samochody.
– Wando, podejdź tu! – zawołała, próbując zapanować nad głosem, by nie zabrzmiał fałszywie. – Widać stąd, w jaki sposób wyspa została uformowana i dlaczego zniknęli z niej mieszkańcy.
Wskazała na ziemie uprawne na nizinach i na zachód, na zabudowania po obu brzegach Cieśniny Kalmarskiej, rozdzielonych migoczącymi falami.
– Tam po drugiej stronie widać Kalmar, skąd właśnie przyjechałyśmy – paplała. – Tu, na wyżej położonej części wyspy, chłopi mieszkali jeszcze przez kilka dekad zeszłego wieku, dzieląc w nieskończoność swoje grunty, jak ci wcześniej opowiadałam. Pociągnęła Wandę do zbocza i obróciła ją; tętno jej przyspieszyło. – Spójrz na krajobraz po drugiej stronie drogi. To Stora Alvaret, gdzie być może teraz znajduje się Atu. Przed niespełna stu laty był to żyzny teren i pastwiska, ale chłopi zbyt intensywnie go użytkowali i bydło wyżarło całą trawę.
Chwyciła Wandę za ramię.
– To niepojęte, że tutejsza społeczność nie potrafiła pomagać sobie nawzajem w utrzymaniu się na tak urodzajnej ziemi.
Wanda pokręciła głową. Była zupełnie spokojna i wyluzowana, czyli Pirjo musi to zrobić teraz, dopóki na drodze nikogo nie ma.
– Moim zdaniem Olandię można by nazwać wyspą egoizmu, skoro większość mieszkańców musiała w końcu się stąd wynieść, by nie umrzeć z głodu. Tylko dlatego, że nie potrafili współpracować – podsumowała, po czym szarpnęła młodszą kobietę za ramię, jednocześnie z całej siły uderzając ją biodrem w lędźwie.
Początkowo wynik był dokładnie