Sekret rodziny von Graffów. Bożena Gałczyńska-Szurek
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Sekret rodziny von Graffów - Bożena Gałczyńska-Szurek страница 11
– O cholera! – dobiegło gdzieś od podłogi.
Rozległ się odgłos upadającego przedmiotu i spod biurka wyłonił się szczupły mężczyzna z burzą siwiejących blond włosów. Maria nie potrafiła sobie wyobrazić, w jaki sposób zmieścił się za kontuarem Wisi. Był wysoki, a gdy weszła do pomieszczenia, wcale go nie widziała. Miłej powierzchowności towarzyszyły ciepły niski głos i roześmiane niebieskie oczy.
– Reperuję monitory. Nie jestem włamywaczem – uprzedził jej pytanie.
– Aha – powiedziała nieco zaskoczona.
– Domyślam się, że jest pani dziennikarką „Die Tageszeitung”. Spotkanie z polskim bandytą byłoby przynajmniej emocjonujące, a ja… cóż. Naprawa sprzętu informatycznego, czyli samo życie. – Monter na zakończenie osobliwego powitania zabawnie zmarszczył czoło.
– Ależ jest emocjonująco, jestem bowiem zaskoczona. Spodziewałam się zastać tutaj kogoś innego. – Rozmówczyni zaśmiała się.
– Maria, jak się domyślam? – Dowcipny jegomość sam ją sobie przedstawił tak samo naturalnie, jak wyłonił się przed chwilą spod biurka.
– Tak i mów mi po imieniu. – W odpowiedzi podała mu rękę na powitanie.
Nie pytała o Wiśkę, ale na widok pustego biurka nie mogła się doczekać wieści o sekretarce Alfreda.
– Janek Lis – przedstawił się niedoszły bandyta. Zauważył, jak wzrok gościa wędruje w kierunku miejsca pracy sekretarki. – Wiśka w zastępstwie szefa pojechała na spotkanie do Lublina. Pracuje w sekretariacie, ale jest też niezłą archiwistką. A Alfred jest w dalszym ciągu na zwolnieniu lekarskim – dodał.
– Coś poważnego? – Czuła, że wbrew swoim uprzedzeniom do archiwisty powinna zapytać o stan jego zdrowia.
– Nie wiem i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek był na zwolnieniu. Mimo wyglądu mizeraka pragnie uchodzić za twardziela. Zależy mu na takim wizerunku. Jest narodowcem. – Po tym komentarzu przez sympatyczną twarz Jana przemknął cień.
– Tak, coś słyszałam o jego radykalnych poglądach. – Młoda kobieta nie zauważyła zmiany w zachowaniu informatyka, bo nie przyglądała się uważnie twarzy swego rozmówcy. Gdy tylko wspomniał o prawicowej opcji politycznej, natychmiast pomyślała o dziadku. Wiedziała, że on też od lat buduje swój zafałszowany wizerunek. W efekcie tych poczynań niemieckie media ochrzciły go fatalnym przydomkiem „Krwawy Hans”, a nonsensowna ksywka stała się powodem rozterek babci, arystokratki, subtelnej Grety von Graff.
Nagle Niemkę ogarnęły wyrzuty sumienia. Powinnam zatelefonować do staruszków – pomyślała. Nie posunęłam się ani o krok w badaniu dziejów mojego pradziada, ale powinnam choć porozmawiać z Hansem. Nie naciska, nie dzwoni i o nic nie wypytuje, a może stało się coś złego? Może dlatego milczy? – poczuła raptem niepokój.
Z zamyślenia wyrwał ją głos Janka:
– Właśnie tak jest z Alfredem.
– A jak? Przepraszam, zamyśliłam się.
– Mówię, że ma bzika na punkcie skrajnie prawicowych poglądów. Wydaje się nieciekawy i nijaki, ale to tajemniczy gość. Mam wrażenie, że dla swoich wygolonych kolesiów jest kimś ważnym.
– Tak, taak, to możliwe – wtrąciła Maria. Z jej dziennikarskiego doświadczenia wynikało, że pozory często mylą, szczególnie gdy chodzi o polityków i działaczy partyjnych. Badała nieraz dzieje niemieckich zbrodniarzy wojennych postrzeganych przez otoczenie latami całkiem mylnie jako nijakich przeciętniaków.
– Alfred to małomówny fanatyk, ale jak się już odezwie, przeważnie wszystko i wszystkich neguje – dodał Janek.
– Trudno z nim współpracować?
– Ja na szczęście nie muszę, a Wiśkę podziwiam.
Sympatyczny informatyk nie przepadał za szefem archiwum. Ciekawe, jakie są powody tej niechęci, skoro nie pracują razem – pomyślała i od razu otrzymała częściową odpowiedź na swoje pytanie.
– Wisia jest moją siostrą – oświadczył Jan.
– Coś takiego?! – wyrwało się Graffównie. Nie potrafiła ukryć zdumienia. Bezpośredni i dowcipny Janek w niczym nie przypominał Wisławy. Poza tym, niezależnie od charakteru Alfreda, jego podwładna nie sprawiała wrażenia uciśnionej. Raczej wręcz przeciwnie: mówiła o szefie z pałającymi od zachwytu oczyma. No to czegoś tu nie rozumiem – w głowie Marii, która lubiła wszystko wiedzieć, kłębiły się myśli.
– Ale mnie się wydaje, że Wisia lubi Alfreda – zagadnęła Janka.
– Aaa, bo niestety lubi. Właśnie w tym rzecz, że ona nie ma szczęścia do mężczyzn.
Oooo! To znaczy, że rodzina nie sympatyzuje z tym mrukiem, a dziewczyna jest zakochana – rozważała w myślach Niemka. Nie było sensu rozwijać dyskusji. Niesnaski rodzinne to temat rzeka, dlatego dziennikarka zręcznie przeszła do konkretów.
– No tak – skrótowo wyraziła zrozumienie dla przedstawionej sytuacji. – Źle ulokowane uczucia siostry to jest problem, a wracając do dzisiejszego dnia, czy wiadomo, kiedy Wisia wróci? Będzie mi jej bardzo brakować – łgała obłudnie. – Czy ona zajrzy jeszcze dzisiaj do biura? – W napięciu czekała na odpowiedź.
– Na pewno nie. Właśnie to ci miałem przekazać. Musisz sobie radzić sama. Ewentualnie zrób notatki z pytaniami do niej, bo ja się tu na niczym nie znam. Archiwa to nie moja bajka.
Zagadnięty o sprawy zawodowe Janek przypomniał sobie o celu wizyty w biurze siostry i zaczął się rozglądać za upuszczonymi narzędziami. Postanowił po miłej rozmowie wrócić do swoich zajęć. Po chwili zniknął znowu pod biurkiem, a Maria usłyszała jeszcze dobiegające stamtąd słowa:
– I radzę zapalić w archiwum górne światło. Nie wiem, w której części zamierzasz pracować, ale dzisiaj wszędzie jest ciemno.
– Tak zrobię. Świetna rada – pisnęła uszczęśliwiona, po czym usłyszała jeszcze jedną cenną wskazówkę. Ostatnią, zanim zamknęła za sobą drzwi i po raz pierwszy w spokoju oddała się studiowaniu interesujących ją dokumentów.
Brat Wisławy powiedział:
– Jak będę wychodził, zostawię klucz na biurku w sekretariacie, żeby ci nie przeszkadzać. Gdy skończysz, zamknij drzwi i włóż go pod wycieraczkę. Po południu przyjedzie firma sprzątająca. Wieczorem odwiozą klucz Alfredowi. Taki mają zwyczaj.
– Dobrze, zapamiętam.