Mister. E L James

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 16

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Mister - E L James

Скачать книгу

Robi głęboki wdech, wychodzi z pralni i spotyka pana w kuchni. Oplata się ramionami w próbie rozgrzania reszty ciała.

      – Hej – mówi pan i się uśmiecha.

      Alessia spogląda na niego. Oszałamiający uśmiech rozświetla przystojną twarz i szmaragdowe oczy. Odwraca wzrok, oślepiona urodą pana i zawstydzona rumieńcem, który zakrada się na jej policzki.

      Ale przynajmniej jest jej trochę cieplej.

      Musiał być naprawdę zły, gdy go ostatnio widziała – co tak bardzo odmieniło jego nastrój?

      – Alessio? – powtarza.

      – Tak, mister? – odpowiada ze spuszczonym wzrokiem. Tym razem pan przynajmniej jest ubrany.

      – Chciałem się tylko przywitać. Hej.

      Zerka na niego, ale nie rozumie, czego od niej chce. Jego uśmiech nie jest już taki szeroki, a na czole widać głębokie bruzdy.

      – Hej – mówi niepewna, czego od niej oczekuje.

      Pan kiwa głową i przestępuje z nogi na nogę, jakby się wahał. Wydaje jej się, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego odwraca się i wychodzi z kuchni.

      ALEŻ ZE MNIE kretyn! Sam siebie przedrzeźniam, bezgłośnie powtarzając „hej”. Przez cały weekend myślałem o tej dziewczynie, a teraz jedyne, na co mnie stać, to „chciałem się tylko przywitać”?

      Cholera, co jest ze mną nie tak?

      Wracam do sypialni i zauważam szlaczek mokrych śladów na podłodze w korytarzu.

      Czyżby szła boso w deszczu? Niemożliwe!

      W moim pokoju panuje półmrok, a widok na drugą stronę Tamizy wydaje się szary i nijaki. Na dworze leje deszcz. Wczesnym rankiem stukał o szyby, hałasując tak, że mnie obudził. Cholera. Na pewno szła pieszo w tę paskudną pogodę. Znowu się zastanawiam, gdzie mieszka i jak długą drogę musi przebyć. Miałem nadzieję zachęcić ją dziś rano do rozmowy i poznać te szczegóły, ale widzę, że ją peszę.

      Czy chodzi o mnie, czy o mężczyzn w ogóle?

      Ten pomysł mnie niepokoi. Może to ja się peszę. Ostatecznie w zeszłym tygodniu wypędziła mnie z mieszkania i myśl, że uciekłem przed nią, wprawia mnie w zakłopotanie. Postanawiam, że więcej się to nie zdarzy.

      Faktem jest, że mnie zainspirowała. Zanurzyłem się w muzyce na cały weekend. Dzięki temu mogłem przestać myśleć o nowej, niemile widzianej odpowiedzialności, jaka na mnie spadła, i znaleźć ukojenie w żalu – a może raczej znalazłem sposób, by dać mu odpowiedni upust… Nie wiem. Skończyłem trzy utwory, mam zalążek pomysłu na dwa kolejne i kusi mnie, by do któregoś z nich napisać tekst. Ignorowałem telefon, skrzynkę mailową – wszystko! Pierwszy raz w życiu znalazłem pociechę we własnym towarzystwie. To niesamowite. Kto by pomyślał, że mogę tak wydajnie pracować? Nie rozumiem tylko, dlaczego ta dziewczyna tak na mnie działa, skoro zamieniliśmy zaledwie kilka słów. Nie ma to dla mnie sensu, ale nie zamierzam się nad tym za długo zastanawiać.

      Biorę z szafki nocnej komórkę i spoglądam na łóżko. Pościel jest w kompletnym nieładzie.

      Jasna cholera, ale ze mnie flejtuch.

      Szybko ścielę łóżko. Z hałdy ubrań rozrzuconych po kanapie chwytam czarną bluzę z kapturem i zakładam ją na koszulkę. Jest chłodno. Z przemoczonymi stopami ona pewnie też marznie. Na korytarzu przystaję i o kilka stopni podkręcam termostat. Nie chcę myśleć, że może jej być zimno.

      Wychodzi z kuchni, niosąc pusty kosz na pranie i plastikowy pojemnik pełen środków czystości i szmat. Ze zwieszoną głową mija mnie w drodze do sypialni. Patrzę za jej oddalającą się sylwetką w bezkształtnym fartuchu: długie, blade nogi, lekkie kołysanie bioder… czyżby przez nylon prześwitywały jaskraworóżowe majtki? Spod chustki wypełza gruby, ciemny warkocz, spływa po jej plecach i kończy się tuż nad prześwitującą różową materią, kołysząc się z boku na bok z każdym krokiem dziewczyny. Wiem, że powinienem odwrócić wzrok, ale spokoju nie daje mi jej bielizna. Zakrywa jej całą pupę i sięga aż do pasa. To chyba największe majty, jakie zdarzyło mi się widzieć u kobiety. A moje ciało wariuje, jakbym był trzynastoletnim chłopcem.

      Ożeż! Jęczę w duchu, czując się jak zboczeniec, i walczę z chęcią pójścia za nią. Zamiast tego ruszam do salonu, gdzie siadam do komputera, żeby przejrzeć maile od Olivera i zapomnieć o żądzy i o mojej dochodzącej, Alessii Demachi.

      ALESSIA JEST ZASKOCZONA, widząc, że łóżko zostało posłane. Za każdym razem, gdy była w tym mieszkaniu, w pokoju właściciela panował okropny bałagan. Na kanapie znowu zalega sterta ubrań, ale wygląda schludniej niż zwykle. Dziewczyna rozsuwa do końca zasłony i spogląda na rzekę.

      – Tamiza.

      Wypowiada to słowo głośnym szeptem, jej głos lekko się łamie.

      Jest ciemna i szara, tak jak bezlistne drzewa na jej drugim brzegu… nie to co Drin. Nie to co u niej w domu. Tutaj żyje w mieście, wielkim i zatłoczonym, bardzo zatłoczonym. W domu otaczały ją żyzne pola i ośnieżone szczyty gór. Odsuwa od siebie bolesną myśl o rodzinnych stronach. Jest tutaj po to, żeby pracować – i chce tej pracy, bo wiąże się z nią premia w postaci fortepianu. Zastanawia się, czy pan będzie tu cały dzień, i ta myśl nie daje jej spokoju. W jego obecności nie będzie mogła zagrać swoich ulubionych utworów.

      Ale z drugiej strony… przynajmniej go widuje.

      Mężczyznę, który opanował jej sny.

      Musi przestać o nim myśleć. Natychmiast. Z ciężkim sercem zaczyna wieszać niektóre z rozrzuconych rzeczy w jego garderobie. Te, które jej zdaniem trzeba wyprać, wkłada do kosza.

      W ŁAZIENCE UNOSI SIĘ woń iglastych drzew i sandałowego drewna. Przyjemny, męski zapach. Daje sobie chwilę, żeby odetchnąć głęboko i nacieszyć się nim tak jak poprzednio. Na myśl przychodzą jej jego niezwykłe oczy… i szerokie barki… i płaski brzuch. Spryskuje lustro płynem do szyb i energicznie wyciera.

      Przestań! Przestań! Przestań!

      Jest jej pracodawcą, nigdy nie będzie nią zainteresowany. Przecież ona jest tylko jego sprzątaczką.

      Na koniec pracy w sypialni musi jeszcze opróżnić kosz na śmieci. Z niedowierzaniem odkrywa, że jest pusty. Nie ma zużytych prezerwatyw. Stawia go z powrotem obok szafki nocnej, a myśl o tym, że nic w nim nie znalazła, z jakiegoś powodu wywołuje na jej twarzy uśmiech.

      Zabierając rzeczy do prania i środki czystości, patrzy przez chwilę na dwa czarno-białe zdjęcia na ścianie. Oba to akty. Na jednym klęczy kobieta o bladej, niemal przezroczystej skórze. Widać spody jej stóp, pośladki i wdzięcznie wygięte plecy, gdy podtrzymuje zebrane na głowie blond włosy; kilka zbłąkanych kosmyków pieści jej szyję. Modelka, przynajmniej oglądana na fotografii, jest piękna. Drugie zdjęcie to zbliżenie pokazujące zarys szyi kobiety, jej zaczesane na bok włosy i łuk

Скачать книгу