Mister. E L James
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 25
A może zwyczajnie mnie nie lubi.
Otula się ciaśniej kurtką i odsuwa się ode mnie, jednocześnie walcząc z fartuchem, który wpycha do reklamówki.
– Przepraszam, mister – mówi znowu. – Więcej tego nie zrobię. Nie zrobię. – Głos jej się łamie.
– Alessio, na litość boską. To była przyjemność słuchać, jak grasz. Możesz to robić, kiedy tylko zechcesz.
Nawet jeśli masz chłopaka.
Wbija wzrok w podłogę, a ja nie mogę się oprzeć. Podchodząc bliżej, pozwalam, by mój kciuk przesunął się po jej pełnej dolnej wardze.
O Boże. Jaka delikatna.
Dotknięcie jej było błędem.
Moje ciało reaguje natychmiast. Ożeż.
Wciąga gwałtownie powietrze, a jej oczy robią się niemożliwie wielkie.
Opuszczam rękę.
– Przepraszam – szepczę przerażony, że zaczynam ją obmacywać.
Wracają do mnie słowa Caroline.
Podobasz się jej i nie chce się z tym zdradzić.
– Muszę iść – mówi Alessia i nie ściągając nawet chustki, mija mnie pędem i biegnie do drzwi.
Słyszę, jak się zamykają, i w tej samej chwili zauważam, że zostawiła botki. Biorę je do ręki, pędzę do drzwi i otwieram. Ona już jednak zniknęła. Patrzę na jej buty w swojej dłoni, obracam je i czuję smutek, widząc, jakie są stare i jakie mają zdarte podeszwy.
To stąd te mokre ślady.
Musi być bez grosza, skoro nosi takie coś. Z zasępioną miną zabieram buty do kuchni i wyglądam przez przeszklone drzwi prowadzące na schody przeciwpożarowe. Pogoda dzisiaj jest ładna, więc nawet w sportowym obuwiu stopy jej nie przemokną.
Co mnie, u licha, naszło, żeby jej dotknąć? To był błąd. Pocieram kciukiem o palec wskazujący i wspominam delikatność jej wargi. Z jękiem kręcę głową. Jestem wstrząśnięty i zawstydzony tym, że przekroczyłem przy niej granicę. Zaczerpnąwszy głęboko powietrza, ruszam do salonu i dołączam do Olivera.
– Kto to był?
– Moja dochodząca.
– Nie mam jej na liście pracowników.
– Czy to problem?
– Tak. W jaki sposób jej płacisz? Gotówką?
Co on, do ciężkiej cholery, sugeruje?
– Tak. Gotówką – odburkuję.
Oliver kręci głową.
– Jesteś teraz hrabią Trevethick. Trzeba ją będzie wciągnąć na listę płac.
– Dlaczego?
– Bo Urząd Skarbowo-Celny Jej Królewskiej Mości nie będzie patrzył przychylnym okiem na to, że płacisz komuś gotówką. Zaufaj mi, oni śledzą wszystkie nasze konta.
– Nie rozumiem.
– Wszyscy pracownicy muszą być zarejestrowani. Sam ją sobie załatwiłeś?
– Nie. Pani Blake mi ją znalazła.
– To na pewno nie będzie problemu. Potrzebuję tylko jej danych. Jest obywatelką Wielkiej Brytanii, czy tak?
– No nie. Mówi, że jest Albanką.
– O. W takim razie może być potrzebne pozwolenie na pracę, żeby mogła zostać… O ile nie studiuje, rzecz jasna.
O cholera.
– Zdobędę dla ciebie te dane. Możemy teraz pomówić o pozostałych pracownikach? – pytam.
– Jak najbardziej. Czy zaczniemy od tych zatrudnionych w Trevelyan House?
ALESSIA BIEGNIE NA przystanek autobusowy, nie mając pewności, dlaczego i przed kim ucieka. Jak mogła być tak głupia, żeby dać się przyłapać? Powiedział, że nie przeszkadza mu to, że gra na fortepianie, ale nie wie, czy mu wierzyć. Może dzwoni właśnie do znajomej Magdy i mówi jej, żeby ją zwolniła! Z walącym sercem i mętlikiem w głowie Alessia siada na ławce, żeby zaczekać na autobus, który zawiezie ją na stację Queenstown Road. Nie jest pewna, czy szybsze bicie serca to skutek jej szaleńczego biegu po Chelsea Embankment, czy tego, co zaszło w mieszkaniu pana.
Opuszkami palców pieści dolną wargę. Zamyka oczy i wspomina rozkoszny prąd, który poczuła, gdy jej dotknął. Serce raz jeszcze robi fikołka, każąc głośno wciągnąć powietrze.
Dotknął jej.
Tak jak w jej snach.
Jak w jej wyobraźni.
Tak delikatnie.
I czule.
Czy nie tego właśnie pragnie?
Może mu się podoba…
Raz jeszcze głośno wciąga powietrze.
Nie. Nie wolno jej tak myśleć.
To niemożliwe.
Niby jak mogłaby mu się podobać? Jest tylko jego sprzątaczką.
Ale pomógł jej założyć kurtkę. Nikt nigdy jeszcze tego nie zrobił. Wpatruje się w swoje buty.
Zot!
Dociera do niej, że zostawiła w mieszkaniu drugie buty. Czy powinna po nie wrócić? Nie ma innego obuwia poza parą tkwiącą teraz na jej nogach i tamtymi botkami, które wraz z kilkoma innymi rzeczami przyjechały z nią tutaj z domu.
Nie może wrócić. Pan ma jakieś spotkanie. Jeśli rozzłościła go swoją grą na fortepianie, to na pewno będzie jeszcze bardziej zły, jeśli mu teraz przeszkodzi. Widzi w oddali autobus i postanawia odebrać buty w piątek – o ile nadal będzie miała tę pracę.
Przygryza zębami górną wargę. Potrzebuje tej pracy. Jeśli zostanie zwolniona, Magda może ją wyrzucić na ulicę.
Nie, nie dojdzie do tego.
Magda nie byłaby taka okrutna, zresztą Alessia sprząta jeszcze w domach pani Kingsbury i pani Goode, choć żadna z nich nie ma fortepianu. Ale to nie instrument jest potrzebny Alessii – tylko pieniądze. Magda i jej syn wyjeżdżają niedługo do Kanady. Dołączą do narzeczonego Magdy, Logana, który mieszka i pracuje w Toronto. Alessia będzie