Mister. E L James
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 23
Chcę usłyszeć, jak wymawia moje imię z tym uwodzicielskim akcentem, ale ona stoi tylko w swoim okropnym fartuchu i milczy, obdarzając mnie jedynie skąpym uśmiechem.
– Maxim! – woła Caroline, po czym wchodzi do komórki, w której nagle zapanował tłok. – Witaj ponownie – zwraca się do Alessii.
– Alessio, to moja przyjaciółka i bratowa… hm… Caroline. Caroline, to Alessia.
Jest mi niezręcznie. To dziwne, że czuję się tak nieswojo, przedstawiając je sobie.
Caroline posyła mi zdumione spojrzenie, na które nie zwracam uwagi, do Alessii zaś kieruje życzliwy uśmiech.
– Alessia, urocze imię. Polskie? – pyta Caroline.
– Nie, proszę pani. Ono jest włoskie.
– O, jesteś Włoszką.
– Nie, ja jestem z Albanii. – Cofa się o krok i zaczyna się bawić luźną nitką fartucha.
Z Albanii?
Nie chce o tym mówić, ale tak mnie zaciekawiła, że brnę dalej.
– Jesteś daleko od domu. Studiujesz tutaj?
Kręci głową i zaczyna ciągnąć za nitkę, coraz bardziej się wycofując. To jasne, że nie ma ochoty wdawać się w szczegóły.
– Maxim. Chodźmy – mówi Caroline, ciągnąc mnie za rękę i przez cały czas patrząc ze zdziwieniem. – Miło było cię poznać, Alessio – dodaje.
Waham się.
– Na razie – rzucam, nie mając ochoty się z nią rozstawać.
– NA RAZIE – SZEPCZE Alessia i patrzy na niego, gdy wychodzi za Caroline z kuchni.
Bratowa?
Kunata.
Wracając do prasowania, powtarza to słowo po angielsku i albańsku, a jego dźwięk i znaczenie wywołują uśmiech na jej twarzy. Ale to dziwne, że bratowa chodzi po jego mieszkaniu w jego rzeczach. Alessia wzrusza ramionami. Obejrzała dostatecznie dużo amerykańskich filmów w telewizji, by wiedzieć, że relacje pomiędzy kobietami i mężczyznami na Zachodzie są inne.
Później zdejmuje pościel w pokoju gościnnym. Sypialnia jest nowoczesna i elegancka, i tak jak reszta mieszkania urządzona na biało, ale najpiękniejsze jest w niej to, że w łóżku najwyraźniej ktoś spał. Z szerokim uśmiechem ulgi bierze z bieliźniarki świeżą pościel i ścieli posłanie.
Od spotkania z Caroline jedna myśl nie daje Alessii spokoju. W sypialni pana ma sposobność zaspokoić ciekawość. Oplata się ramionami i ostrożnie podchodzi do kosza na śmieci. Robi głęboki wdech i zagląda.
Uśmiecha się szeroko.
Nie ma prezerwatyw.
Alessia zabiera się za sprzątanie i porządkowanie sypialni, czując znów odrobinę swojej wcześniejszej radości.
– CZY TO ONA? – pyta Caroline.
– Słucham? – mówię lekceważąco, kiedy siedzimy w taksówce wiozącej nas na King’s Road.
– Twoja dochodząca.
O cholera.
– O co ci chodzi?
– Czy to ona?
– Nie bądź śmieszna.
Caroline krzyżuje ręce na piersi.
– Nie zaprzeczasz.
– Nie zamierzam odpowiadać na tak niedorzeczne pytanie.
Przez zaparowane okno taksówki wyglądam na szare ulice Chelsea i czuję, jak w górę mojej szyi pełznie zdradliwy rumieniec.
Co mnie zdradziło?
– Nigdy nie widziałam, żebyś poświęcał tyle uwagi pracownikom.
Spoglądam na nią chmurnie.
– Skoro o pracownikach mowa – zaczynam – czy to pani Blake załatwiła mi Krystynę?
– Chyba tak. A co?
– Cóż, trochę się zdziwiłem, że zabrała się i odeszła bez słowa pożegnania, a jej miejsce zajęła Miss Albania. Nikt mnie nie powiadomił.
– Maxim, jeśli ta dziewczyna ci się nie podoba, to się jej po prostu pozbądź.
– Nie o to mi chodzi.
– Cóż, zachowujesz się w związku z nią cholernie dziwnie.
– Nieprawda.
– Zresztą nieważne.
Caroline zaciska wargi w wąską kreskę i wygląda przez zamgloną szybę taksówki, pozostawiając mnie własnym myślom.
Jedyne, o co mi naprawdę chodzi, to informacje na temat Alessii Demachi. Przetwarzam w myślach, co wiem. Fakt numer jeden – jest Albanką, nie Polką. O Albanii wiem bardzo niewiele. Co ją sprowadza do Anglii? Ile ma lat? Gdzie mieszka? Czy z daleka musi co rano dojeżdżać? Czy mieszka sama?
Mógłbym śledzić ją w drodze do domu.
Stalker.
Mógłbym ją zapytać.
Fakt numer dwa – Alessia nie jest chętna do rozmów. A może niechętnie rozmawia tylko ze mną? Ta myśl jest dla mnie przygnębiająca, więc wpatruję się w smagane deszczem ulice, nadąsany jak nierozumiany nastolatek.
Dlaczego ta kobieta tak mi miesza w głowie?
Czy dlatego, że jest taka tajemnicza?
Że pochodzi z zupełnie innego świata?
Że dla mnie pracuje?
To oznacza, że nie wolno mi jej tknąć.
W mordę.
Prawda jest taka, że chcę ją przelecieć. Proszę bardzo. Przyznaję to sam przed sobą. Tego właśnie pragnę, a na dowód mam w spodniach parę obolałych jąder. Co gorsza nie wiem, jak sprawić, by do tego doszło, zwłaszcza że ona nie chce ze mną rozmawiać. Nie chce nawet na mnie patrzeć.
Czy budzę w niej odrazę?
Może tak właśnie jest. Zwyczajnie się jej nie podobam.
Do diabła, nie mam tak naprawdę pojęcia, co o mnie myśli. Jestem na zdecydowanie gorszej pozycji niż ona. Ona może równie dobrze szperać w tej chwili