Mister. E L James
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Mister - E L James страница 22
POWOLI ŚCIĄGA CHUSTKĘ i uwalnia kołyszący się warkocz.
Rozpuść dla mnie włosy.
Uśmiecha się.
Wejdź. Połóż się przy mnie. Pragnę cię.
Ale ona się odwraca i jest w moim salonie. Pucuje fortepian. Wpatruje się w moje nuty.
Ma na sobie tylko różowe majtki.
Wyciągam rękę, żeby jej dotknąć, ale znika.
Stoi w przedpokoju. Ma wielkie oczy. Ściska miotłę.
Jest naga.
Ma długie nogi. Chcę, żeby oplotła mnie nimi w pasie.
– Zrobiłam ci kawę – szepcze Caroline.
Jęczę, nie chcąc się obudzić. Znacznej części mojego ciała też podobał się ten sen. Na szczęście leżę na brzuchu, więc mój członek wciska się w materac, ukryty przed wzrokiem mojej bratowej.
– Nie masz nic do jedzenia. Pójdziemy gdzieś na śniadanie czy mam polecić pani Blake, żeby nam coś przyniosła?
Znowu jęczę, czym próbuję dać do zrozumienia, żeby się odpieprzyła i dała mi spokój. Ale Caroline jest uparta.
– Poznałam twoją nową dochodzącą. Jest bardzo młoda. Co się stało z Krystyną?
O cholera! Alessia tu jest?
Przewracam się i widzę, że Caroline siedzi na brzegu łóżka.
– Chcesz, żebym z powrotem tu wskoczyła? – pyta ze wstydliwym uśmiechem, kiwając głową w stronę poduszki.
– Nie – odpowiadam, patrząc na nią, piękną, lecz w nieładzie. – Robiłaś kawę w takim stroju?
– Tak – marszczy brwi. – A co? Nie podoba ci się moje ciało? Czy jesteś wkurzony, że założyłam twoją koszulę?
Znajduję w sobie dość przyzwoitości, by się roześmiać, wyciągam rękę i ściskam jej dłoń.
– Twoje ciało spodobałoby się każdemu, Caro. Przecież wiesz.
Ale Alessia wyciągnie błędne wnioski…
W mordę. Dlaczego mnie to obchodzi?
Caroline wykrzywia usta w ironicznym uśmiechu.
– Ale ty go nie chcesz – mówi cichszym nagle głosem. – Czy to dlatego, że kogoś poznałeś?
– Caro. Proszę. Nie mówmy już o tym. Nie możemy. Poza tym wspominałaś, że masz okres.
– Morze Czerwone wcześniej jakoś nie było dla ciebie problemem – szydzi.
– Dobry Boże, kiedy ci tak powiedziałem? – Ujmuję głowę w dłonie i z przerażeniem wpatruję się w sufit.
– Lata temu.
– Cóż, przepraszam za nadmierną szczerość.
Kobiety! Wszystko, kurwa, zapamiętają.
– I dlaczego, u diabła, musiałeś mi o tym przypomnieć? – Z jej twarzy całkowicie znika dobry humor, a jego miejsce zajmuje wcześniejszy smutek. Wpatruje się niewidzącym wzrokiem w okno, a jej głos brzmi cicho, chrypliwie i słychać w nim udrękę. – Przez dwa lata staraliśmy się o dziecko. Całe dwa lata. Oboje tego chcieliśmy. – Po policzkach zaczynają jej płynąć łzy. – A teraz jego nie ma, a ja straciłam wszystko. Nie mam nic. – Chowa twarz w dłoniach i zaczyna szlochać.
Kurwa. Kretyn ze mnie. Siadając na łóżku, biorę ją w ramiona i daję się wypłakać. Wyjmuję chusteczkę z pudełka na stoliku nocnym.
– Proszę. – Podaję ją Caroline. Ściska ją tak, jakby zamknęła w niej sens swego życia, a ja mówię dalej głosem niskim, czułym i smutnym: – Nie możemy tego robić, gdy oboje przeżywamy śmierć Kita. To nieuczciwe względem nas obojga i względem niego. I nie straciłaś wszystkiego. Masz własne pieniądze. I nadal masz dom. Pomyślimy o jakiejś pensji dla ciebie z naszego majątku, jeśli będzie trzeba. Prawdę mówiąc, Rowena uważa, że powinnaś się zająć zaprojektowaniem wnętrz w apartamentowcach w Mayfair. – Całuję jej włosy. – Zawsze będę przy tobie, ale nie jako sposób na chwilę zapomnienia, Caro, tylko jako przyjaciel i szwagier.
Caroline pociąga nosem i wyciera go chusteczką. Odchyla się w tył i patrzy na mnie tymi swoimi rozdzierającymi serce, załzawionymi niebieskimi oczami.
– To dlatego, że wybrałam Kita, prawda?
Ogarnia mnie przygnębienie.
– Nie wracajmy znowu do tego.
– Czy może dlatego, że znalazłeś inną? Kim ona jest?
Nie mam ochoty na tę rozmowę.
– Chodźmy na śniadanie.
BIORĘ PRYSZNIC I UBIERAM się w rekordowym czasie. Czuję ulgę, gdy idąc z kubkiem po kawie do kuchni, widzę, że Caroline jest wciąż w gościnnym pokoju z łazienką. Serce przyspiesza mi jak rakieta na myśl o spotkaniu z Alessią.
Dlaczego się denerwuję? A może to podniecenie?
Ku memu rozczarowaniu w kuchni jej nie ma, więc idę do przyległej komórki, gdzie prasuje jedną z moich koszul. Przyglądam się jej niezauważony. Prasuje z tym samym zmysłowym wdziękiem, który dostrzegłem u niej tamtego dnia, wykonuje długie, swobodne ruchy, w skupieniu marszcząc brwi. Kończy koszulę i nagle podnosi wzrok. Oczy jej się rozszerzają, gdy mnie dostrzega, a policzki płoną różanym rumieńcem.
Rany, śliczna jest.
– Dzień dobry – mówię. – Nie chciałem cię wystraszyć.
Odstawia żelazko i wpatruje się w nie zamiast we mnie, a zmarszczki pomiędzy jej brwiami jeszcze się pogłębiają.
O co chodzi? Dlaczego nie chce na mnie spojrzeć?
– Zabieram bratową na śniadanie. – Po co jej to mówię?
Ale jej rzęsy trzepoczą, gdy mruga, i wiem, że przetwarza tę informację. Nie tracąc czasu, dodaję:
– Gdybyś mogła zmienić pościel w pokoju gościnnym, byłoby wspaniale.
Nieruchomieje, po czym kiwa głową, unikając mojego wzroku, podczas gdy jej zęby nie dają spokoju górnej wardze.
Oj… chciałbym poczuć te ząbki