Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy. Kristin Neff

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy - Kristin Neff страница 7

Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy - Kristin  Neff

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      3.____________________________________________________________________________________________

      4.____________________________________________________________________________________________

      5.____________________________________________________________________________________________

      D. Spójrz na wachlarz cech wypisanych powyżej. Czy jesteś w stanie zaakceptować wszystkie aspekty własnej osobowości? Bycie człowiekiem nie oznacza bycia lepszym od innych. Człowieczeństwo obejmuje cały zakres ludzkich doświadczeń: pozytywnych, negatywnych i tych neutralnych. Jesteś człowiekiem, więc jesteś przeciętny na wiele sposobów. Czy potrafisz cieszyć się doświadczaniem życia na tej planecie wraz z całą jego złożonością i cudownością?

      Dlaczego tak trudno jest przestać się zadręczać?

      Wydawać się może, że bardziej intrygujący od tendencji do myślenia o sobie dobrze jest równie silny nawyk do samokrytyki. Jak ujął to brytyjski powieściopisarz Anthony Powell: „Miłość do samego siebie jest bardzo często nieodwzajemniona”. Co się dzieje, jeśli nie udaje nam się reinterpretować rzeczywistości tak, abyśmy czuli się lepiej od innych, i kiedy zmuszeni jesteśmy w końcu spojrzeć w oczy prawdzie mówiącej, że nasz wizerunek ma więcej wad, niż byśmy tego chcieli? O wiele za często z cienia wychodzą typy w rodzaju Cruelli De Vil lub Mr. Hyde’a i atakują nasze niedoskonałe ja z zaskakującym okrucieństwem. Na dodatek język, którym posługuje się samokrytyka, tnie niczym nóż.

      Większość zadręczających nas myśli przybiera formę dialogu wewnętrznego – ciągle obecnego komentarza i oceny tego, czego w danej chwili doświadczamy. Bardzo często myślimy o sobie w ten sposób, posługując się szczególnie drastycznym słownictwem. Dzieje się tak dlatego, że nie spotyka nas za to żadne społeczne potępienie. „Jesteś taka gruba i obrzydliwa!”, „To, co powiedziałeś, było totalnie głupie”, „Ale z ciebie nieudacznik, Nic dziwnego, że nikt cię nie chce”. Auć! A jednak, ten rodzaj autoprzemocy występuje nadzwyczaj często. Jako ciekawostkę można podać, że jedno z najdłuższych słów w języku angielskim to floccinaucinihilipilification. Oznacza ono zwyczajową skłonność do uznawania czegoś za bezwartościowe. Odpowiedź na pytanie, dlaczego mamy tendencję, aby tak robić, jest równie zagadkowa, jak próba wymówienia tego językowego dziwadła.

      Być może nasze zachowanie stanie się bardziej zrozumiałe, jeśli uświadomimy sobie, że tak jak w przypadku samouwielbienia, autokrytycyzm ma na celu zapewnienie nam bezpieczeństwa i akceptacji w większych grupach społecznych. Nawet jeśli dominujący w stadzie pies jest pierwszy w kolejce do jedzenia, osobnik, który podkuli ogon w momencie, kiedy się na niego warczy, też może liczyć na swój kęs. Ma on w hierarchii swoje ustalone miejsce i nawet jeśli jest ono na szarym końcu, to przynajmniej nie musi narażać się na niebezpieczeństwo. Samokrytykę można nazwać narzędziem uległości, ponieważ pozwala nam ona ukorzyć się przed wyobrażonym innym, który przejmuje rolę naszego sędziego, by następnie wynagrodzić naszą szkodę paroma okruchami ze stołu. Kiedy jesteśmy zmuszeni przyznać się do porażki, możemy niejako obłaskawić naszych mentalnych oskarżycieli poprzez przychylenie się do ich negatywnych opinii o nas.

      Za przykład weźmy sposób, w jaki ludzie często dokonują samokrytyki na oczach innych: „W tej sukience wyglądam jak krowa”, „Przy komputerze jestem zupełnie beznadziejny”, „Nikt spośród moich znajomych nie ma gorszego wyczucia kierunku niż ja!” (mam tendencję do wypowiadania tego ostatniego zdania, szczególnie w chwilach, gdy odwożę gdzieś przyjaciół i gubię się na drodze po raz n-ty). To tak, jakbyśmy mówili: „Mam zamiar cię uprzedzić i skrytykować siebie, zanim zrobisz to ty. Przyznaję się do własnych wad i niedoskonałości, więc nie musisz już podcinać mi skrzydeł, mówiąc mi to, co i tak już wiem. Mam nadzieję, że zamiast surowo mnie oceniać, okażesz mi po tym odrobinę współczucia i zapewnisz mnie, że jest nie jest aż tak źle, jak myślę”. Postawa defensywna ma swoje źródło w naturalnym strachu przed odrzuceniem i opuszczeniem. Ma ona głębokie znaczenie w kategoriach pierwotnego instynktu przetrwania.

      Rola rodziców

      Pod względem przetrwania najważniejszą grupą społeczną jest oczywiście najbliższa rodzina. Dzieci polegają na swoich rodzicach, zapewniających im pożywienie, wygodę, ciepło i schronienie. Ufają im instynktownie, gdy muszą interpretować fakty, radzić sobie z nowymi wyzwaniami lub po prostu trzymać się z dala od niebezpieczeństwa. Aby przejść przez delikatny okres wczesnego dorastania, potomstwo nie ma innego wyjścia, jak tylko polegać na własnym ojcu i matce. Niestety wielu rodziców nie zapewnia swoim dzieciom wsparcia i otuchy. Zamiast tego starają się je stale kontrolować i nieustannie krytykują ich decyzje oraz działania. Zapewne wielu z was wychowywało się w takiej atmosferze.

      Kiedy matki lub ojcowie stosują bezlitosną krytykę w celu trzymania swoich pociech z dala od niebezpieczeństw („Nie bądź głupi, bo przejedzie cię samochód”) albo jako formę poprawy ich zachowania („Nigdy nie dostaniesz się na studia, jeśli będziesz dostawać tak marne oceny”), dzieci uczą się, że retoryka tego typu jest niezbędnym narzędziem motywującym. Jak zauważa aktorka komediowa Phyllis Diller: „Przez pierwsze dwanaście lat życia naszych dzieci uczymy je chodzić i mówić, a przez następne dwanaście lat każemy im siedzieć i trzymać buzie na kłódkę”. Jak można było się spodziewać, badania pokazują, że osoby wychowywane przez bardzo krytycznych rodziców częściej wyrastają na dorosłych stosujących samokrytykę w codziennym życiu.

      Ludzie naprawdę biorą do siebie krytykę wypowiadaną przez własnych rodziców. Oznacza to, że dyskredytujący komentarz, który słyszymy w naszych głowach, jest w istocie odbiciem głosu naszej matki lub ojca – czasami taki pomnożony monolog przekazywany jest z pokolenia na pokolenie. Pewien mężczyzna opowiedział mi kiedyś: „Zwyczajnie nie potrafię uciszyć tego głosu. Moja matka miała nawyk krytykowania mnie za wszystko, co robiłem – za jedzenie obiadu jak świnia, założenie nieodpowiedniego ubrania do kościoła, zbyt długie przesiadywanie przed telewizorem, cokolwiek. Nigdy do niczego nie dojdziesz, powtarzała nieustannie. Nienawidziłem jej za to i przyrzekłem sobie nigdy nie wychowywać dzieci w ten sposób. Jak na ironię, mimo że jestem troskliwym i kochającym tatą, samego siebie traktuję z całą surowością. Cały czas wyżywam się na sobie w sposób gorszy niż robiła to moja matka”. Ludziom wychowywanym przez nękających ich rodziców na wczesnym etapie rozwoju wbito do głowy, że są źli, ułomni i nie mają szans na bycie akceptowanym za to, jacy są naprawdę.

      Rodzic, którego charakteryzuje podejście krytyczne, odgrywa dla swoich dzieci jednocześnie rolę dobrego i złego policjanta, ponieważ ma nadzieję, że dzięki temu uformuje je zgodnie z własnym życzeniem. Zły policjant karze za działania niepożądane, a dobry – nagradza te, które wpisują się w plan wychowania. W umysłach tak traktowanych dzieci pojawia się wówczas lęk i wkrótce nabierają one przekonania, że tylko doskonałość daje prawo do bycia kochanym. Biorąc pod uwagę to, że perfekcja jest nieosiągalna, jednostki takie dochodzą do wniosku, że odrzucenie jest nieuniknione.

      Podczas gdy większość badań na temat źródła postawy samokrytycznej skupia się na rodzicach, tak naprawdę ciągłe traktowanie w ten sposób przez jakąkolwiek osobę z najbliższego otoczenia – dziadka, brata, siostrę, nauczyciela, trenera – może prowadzić do wykształcenia demona samokrytyki w późniejszych latach życia dziecka. Mój angielski przyjaciel Kenneth jest bardzo surowy dla samego siebie. Niezależnie od tego, co osiąga własną pracą, jest

Скачать книгу