Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy. Kristin Neff

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy - Kristin Neff страница 8

Jak być dobrym dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy - Kristin  Neff

Скачать книгу

najlepszą metodą wydaje się nieposiadanie niczego, co można by zaatakować. Innymi słowy, młodzi ludzie zaczynają dochodzić do wniosku, że samokrytycyzm uchroni ich przed popełnianiem błędów w przyszłości, czego owocem będzie zmniejszenie natężenia krytyki odbieranej od innych. Mogą w ten sposób przynajmniej stępić ostrze cudzych zarzutów, co uczyni je nieskutecznymi. Kiedy przemoc słowna powtarza tylko to, co i tak już o sobie powiedziałeś, traci całą swoją moc.

      Rola kultury

      Tendencja do oceniania samego siebie, której skutkiem jest poczucie bezwartościowości, może być analizowana jako część większego systemu komunikatów kultury. Istnieje dobrze znana historia o grupie badaczy, którzy na spotkaniu z dalajlamą zapytali, w jaki sposób można pomóc ludziom charakteryzującym się niską samooceną. Jego Świątobliwość był tym skonsternowany i musiano wytłumaczyć mu samo pojęcie samooceny. Spojrzał on po sali pełnej wykształconych, odnoszących sukcesy ludzi i zapytał: „Kto z was ma niską samoocenę?”. Każdy z nich popatrzył na swoich sąsiadów, a następnie odpowiedzieli chórem: „Mamy wszyscy”. Jednym z minusów życia w kulturze kładącej taki nacisk na etykę niezależności i indywidualne osiągnięcia jest to, że jeśli nie uda nam się sprostać stawianym wymaganiom, możemy za to winić wyłącznie siebie.

      Oczywiście nie tylko przedstawiciele kultur Zachodu są wobec siebie bardzo krytyczni. Z badań przeprowadzonych przez nas niedawno w Stanach Zjednoczonych, Tajlandii i na Tajwanie wynika, że na Tajwanie – gdzie ludzie wyznają silne konfucjańskie wartości – pokutuje przeświadczenie o motywującym działaniu samokrytyki. Filozofia Konfucjusza zakłada, że dzięki poddawaniu siebie osądowi łatwiej nam utrzymać samodyscyplinę – jeśli jednocześnie kładziemy nacisk na zaspokajanie potrzeb innych zamiast folgowania własnym zachciankom. W krajach, których ludność znajduje się pod przemożnym wpływem buddyzmu, jak na przykład w Tajlandii, mieszkańcy współczują sobie samym w dużo większym stopniu. W istocie nasze międzykulturowe badania odnotowały najwyższy poziom samowspółczucia w Tajlandii, a najniższy – na Tajwanie. Stany Zjednoczone znalazły się na środku skali. Jednakże we wszystkich trzech krajach samokrytyka była silnie związana z depresją i brakiem satysfakcji z życia. Okazuje się, że jej negatywny wpływ może być zjawiskiem uniwersalnym, nawet gdy niektóre kultury mają do niej większe lub mniejsze inklinacje.

      Drogi prowadzące do kresu

      Jeśli dogłębnie zbadamy problem, zauważymy, że samokrytyka służy często do ukrycia czegoś innego – pragnienia kontroli. Rodzice osób z niską samooceną są często bardzo kontrolujący. Mając na uwadze ten fakt, łatwo stwierdzić, w jaki sposób dziecko nabywa przekonania o magicznej sile samokontroli. Kiedy matka bądź ojciec gani potomka za popełnienie jakiegoś błędu, młody człowiek uczy się, że jedyną osobą odpowiedzialną za wszystkie jego życiowe porażki jest on sam. W rezultacie dochodzi on do wniosku, że niepowodzenie po prostu nie wchodzi w grę, i że wszystkiego, co znajduje się poza obrębem doskonałości, można, a wręcz powinno się dać uniknąć. Jeśli tylko będę się dostatecznie starać, na pewno osiągnę sukces, czyż nie tak?

      Byłoby wspaniale, gdybyśmy tylko mogli dotknąć się magiczną różdżką niczym bohaterka serialu Sabrina, nastoletnia czarownica i w cudowny sposób zawsze trzymać się diety, odnosić same sukcesy w pracy i nigdy nie wypowiadać gniewnych słów, których później żałujemy. Niestety życie to nie bajka. Rzeczywistość jest dla nas zbyt skomplikowana i nie jesteśmy w stanie kontrolować w pełni ani zewnętrznych okoliczności, ani naszych wewnętrznych na nie odpowiedzi. Oczekiwanie na cokolwiek innego jest jak życzenie sobie, aby niebo było koloru zielonego, a nie niebieskiego.

      Jak na ironię istnieje również mechanizm, w którym nasze pragnienie bycia najlepszym jest podsycane przez samokrytycyzm. Poczucie własnego ja jest czymś wielowymiarowym i pofragmentowanym – dzięki temu możemy identyfikować się raz z jednym aspektem naszej osobowości, a innym razem utożsamiać się z przeciwnym. Kiedy przypuszczamy na siebie atak w postaci surowego osądu, jednocześnie przejmujemy rolę zarówno krytyka, jak i przedmiotu podlegającego negatywnej ocenie. Jeśli przyjmiemy zarówno perspektywę kata wymierzającego baty, jak i skulonej na ziemi ofiary, możemy dać upust naszemu świętemu oburzeniu skierowanemu przeciwko własnym niedociągnięciom. O dziwo, czujemy się z tym nadzwyczaj dobrze. „Jestem przynajmniej wystarczająco mądry, aby wiedzieć jak głupio brzmiała moja ostatnia uwaga”, „Owszem, traktowałem tę osobę niewybaczalnie i podle, ale jestem na tyle uczciwy i sprawiedliwy, że bezlitośnie ukarzę za to sam siebie”. Gniew często daje nam poczucie siły i wszechmocy. Męczymy samych siebie gniewnymi określeniami, możemy więc poczuć się lepsi od tych aspektów własnej osobowości, które wzięliśmy akurat pod lupę. Umacnia to nasze poczucie władzy (czyli mówiąc słowami Thomasa Hobbesa: „przywilej niedorzeczności, którego nie ma żadna istota poza ludźmi”2).

      Podobnie dzieje się w przypadku, gdy podnosimy sobie poprzeczkę zbyt wysoko i nie udaje nam się spełnić własnych oczekiwań. Możemy wtedy umocnić się nieco w przekonaniu o własnej sile, kojarzonej z narzucaniem sobie wysokich standardów. Dopiero gdy żalimy się z płaczem, że nie wciskamy się w wymarzony rozmiar dżinsów, chwalimy się nieskazitelną opinią w pracy czy otrzymaną od szefa negatywną uwagą na temat jakiejś błahej sprawy, czujemy, jak bardzo jesteśmy ambitni i ponadprzeciętni. Jeśli ktoś przywykł do bycia najlepszym, wynik zaledwie „dobry” nie może mu wystarczać.

      Co prawda, jeśli do naszych narzekań dodamy odrobinę humoru, może to nam przydać wiele uroku. Jak mawia przysłowie: „Lepiej, żeby śmiali się z tobą, niż z ciebie”. Dobry przykład takiego podejścia znaleźć można w scenie rozpoczynającej film Niewygodna prawda Ala Gore’a. Były kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych przemawia do ogromnej widowni, mając za sobą ekran o jeszcze większych rozmiarach, a pierwszymi słowami, jakie wychodzą z jego ust, jest zdanie: „Dzień dobry, nazywam się Al Gore, w przeszłości znany jako następny prezydent Stanów Zjednoczonych”. Dzięki napomknięciu o własnej porażce w sposób lekki i zabawny Gore na wstępie zdobywa sobie przychylność publiczności. Istnieje jednak różnica pomiędzy zdrowym autoironicznym humorem a destrukcyjnym pogardzaniem samym sobą. Pierwsze zjawisko oznacza ufność we własne siły, która pozwala śmiać się z własnych niedoskonałości. Drugie – zdradza głęboko żywioną niewiarę we własną wartość i możliwości.

      Samospełniająca się przepowiednia

      Z uwagi na to, że osoby o krytycznym stosunku do samego siebie pochodzą często z rodzin nieokazujących im wsparcia, mają one duże trudności z ufaniem komukolwiek. Zakładają, że ci, na których im zależy, ostatecznie zaczną ich krzywdzić. Takie myślenie wytwarza nieustający stan lękowy, który staje się przyczyną problemów w kontaktach międzyludzkich. Przykładem niech będą badania, które pokazują, że związki uczuciowe ludzi wysoce samokrytycznych często nie są źródłem upragnionej satysfakcji – taka osoba z góry zakłada, że jej partner ocenia ją w sposób równie surowy, jak robi to ona sama. Opaczne wzięcie nawet całkiem neutralnej uwagi za dyskredytację może prowadzić do przesadnych reakcji, które mogą z kolei przerodzić się w nikomu niepotrzebną kłótnię. Oznacza to, że ludzie cechujący się podejściem samokrytycznym często sami niwelują upragnione poczucie bliskości i wsparcia, które mogliby otrzymywać w związku.

      Dokładnie tak zachowywała się moja przyjaciółka Emily. Jako dziecko sprawiała kłopoty, była tyczkowata i bardzo nieśmiała. Jej matka wstydziła się własnej córki i często okazywała to publicznie. „Dlaczego zawsze chowasz

Скачать книгу


<p>2</p>

Hobbes, Thomas, Lewiatan, czyli materia, forma i władza państwa kościelnego i świeckiego, tłum. Czesław Znamierowski, Warszawa 1954, s. 38.