Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru. Frigiel

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel страница 4

Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel Frigiel i Fluffy

Скачать книгу

align="center">

      ROZDZIAŁ 2

      Niebotycznie wysoka temperatura spadła na głowę Frigiela niczym solidny cios kilofem. Powietrze było tak gorące, że oddychanie przychodziło chłopakowi z trudem. Niosło ze sobą zresztą odstręczający zapach siarki i spalenizny.

      Zaniepokojony zerwał się na równe nogi. Gdzie są Alice i Fluffy? Na próżno rozglądał się wokół – nigdzie ich nie dostrzegał. Na ziemi odnalazł ślady walki. Kawałek gnijącego ciała spoczywał na płonącej skale Netheru4 i gdy tak się na niej prażył, wydzielał zapach zepsutego mięsa. Nieco dalej leżał złamany sztylet. Niepokój chłopaka przerodził się w paniczny strach. Gdzie oni mogli być? Czyżby dołączenie do nich zabrało mu za dużo czasu? Jemu, który sprowokował smoka po to, aby uratować im życie! Czy to była zła decyzja?

      Frigiel zwilżył sobie usta. Przyjrzał się swojej prawej ręce. Odzyskała swój normalny wygląd. Wcześniej zauważył, że przeistacza się w parę tuż przed tym, jak wystrzelił z niej wodny pocisk. Ten widok omal nie doprowadził go do szaleństwa. Ale jego ramię teraz było całe.

      Obok niego brzęczał portal. Chłopak odczuwał potrzebę oddalenia się od niego jak najszybciej – zamiast przy nim sterczeć, trzeba było odnaleźć Alice i Fluffy’ego, na wypadek gdyby smokowi wpadł do głowy pomysł, żeby go przekroczyć.

      Rzeki lawy wokół Frigiela przecinały rozległe połacie czerwonej skały, wprawiając w drżenie zawieszone nad nią powietrze. Czarne sklepienie pokrywało cały Nether, pozbawiając go jakiegokolwiek źródła światła innego od tego, jakie emitowała magma. Frigiel uświadomił sobie, że w tym podziemnym piekle nie było dnia ani nocy, wyłącznie ów nieznośny upał.

      Rozległo się szczekanie.

      – Fluffy! – krzyknął przerażony chłopak.

      Nie mógł jednak nigdzie dostrzec psa – bloki skały Netheru urywały się tuż nad przepaścią, z której wydostawały się smugi gryzącego dymu. Wydawało się, że szczekanie psa dobiegało właśnie stamtąd.

      Przerażony do utraty zmysłów Frigiel popędził na skraj urwiska. Przybiegł na miejsce tak zdyszany, jakby biegł cały dzień. Powietrze Netheru gryzło go w gardło podobnie jak pikantna potrawka z królika z Ognistych Stepów.

      Skalny klif urywał się nad wielkim jeziorem lawy. Kilka bloków niżej Frigiel dostrzegł Alice. Dziewczyna cofała się, trzymając Fluffy’ego za obrożę. Pies ujadał jak opętany. Całą dwójkę otaczali różowawi zombie, którzy zdawali się ich nie zauważać.

      – Alice! – krzyknął chłopak. – Już idę!

      Dziewczyna zwróciła w jego stronę swe czarne oczy, ale nie westchnęła z ulgą. Wyglądała na potwornie zmęczoną.

      – Puść Fluffy’ego! – krzyknął Frigiel, schodząc wzdłuż ściany. – On ci pomoże!

      Ale Alice w odpowiedzi tylko pokręciła głową i nie wypuściła obroży z rąk. Pies próbował się wyszarpać.

      Frigiel zauważył miejsce, gdzie bloki skały Netheru naturalnie układały się w schody. Błyskawicznie zbiegł, przeskakując stopnie, i zeskoczył na ziemię u stóp klifu.

      Zombie krążyli wokół jego przyjaciółki i psa, choć ich nie widzieli. Wtedy to jeden z nich zwrócił się w stronę Frigiela. Chłopak krzyknął, przerażony. Pośrodku twarzy umarlaka widniał świński ryj, który wdychał rozpalone powietrze przy akompaniamencie ohydnego pochrząkiwania. Połowa jego twarzy przechodziła w rozkładające się zielonkawe strzępy mięsa. Frigiel dostrzegł w tej twarzy puste oczodoły zombie. W różowej i zdrowej części twarzy tkwiło czarne oko, które sondowało okolicę, nie przydając zombie inteligentnego wyglądu. Należało raczej powiedzieć, że doszło do jakiegoś zderzenia stada świń z grupą żywych trupów i to przy tak zawrotnej prędkości, że stworzenia stopiły się ze sobą, dając życie tym odpychającym osobnikom. Humanoidalne świnie, które uległy zombifikacji. Zresztą tym właśnie w istocie były. Zombie-świnie5. Odór spieczonego świńskiego mięsa przeplatał się z wstrętnymi zapachami siarki, rozkładu oraz zaschniętego błota. Mogło to obrzydzić wyroby mięsne na całe życie.

      Fluffy zachowywał się jednak tak, jakby w ogóle nie podzielał tego zdania. Z pianą na ustach napierał na obrożę, jak gdyby od tego zależało jego życie.

      Frigiel wyciągnął miecz, który pożyczył mu Abel.

      – Są niegroźni! – krzyknęła Alice.

      Frigiel rzucił jej zdziwione spojrzenie.

      – Ale kiedy zaatakujesz jednego, inni w tej samej chwili rzucą się na ciebie! – dodała dziewczyna.

      Po plecach Frigiela przebiegł dreszcz. Drugi zombie przeszedł tak blisko niego, że trącił go w ramię. Chłopak musiał opuścić miecz, by jego końcówka nie ukłuła barku pierwszego zombie.

      – Jesteś pewna? – zapytał, zmierzając w stronę dziewczyny i psa.

      Załamana Alice spuściła głowę.

      – Tak! Pewna! Chwilę temu Fluffy ugryzł jednego z nich! Musiałam zabić trzech. Chodź szybciej i mi pomóż!

      Frigiel schował miecz i podszedł do psa, który nieustannie usiłował capnąć zombie.

      – Fluffy! – powiedział twardo. – Dość już tego!

      Na dźwięk głosu swojego pana pies najwyraźniej odzyskał rozum. Zamerdał ogonem, zaszczekał, po czym oblizał chłopakowi ręce i twarz. Następnie rozsiadł się na ziemi i rozejrzał się wokół siebie; wyglądał przy tym na zagubionego. Ale Frigiel znał swojego przyjaciela. Wyszperał w torbie kawałek królika, który rzucił Fluffy’emu, by zaspokoić jego instynkt. Ostatni kawałek.

      – Dobrze, chodź – zwrócił się do Alice. – Znajdziemy jakieś spokojne miejsce.

      – Masz wodę? – zapytała.

      Wyglądała na wyczerpaną.

      – Zostało mi jedno wiadro.

      Na twarz dziewczyny spłynął wyrażający ulgę uśmiech.

      Odnaleźli niewielką skalną skarpę, wysoką na kilka bloków, która zapewniła im względne poczucie bezpieczeństwa. Rozstawili się tam, a Frigiel wyciągnął swoje wiadro. Wręczył je Alice. Kiedy jednak dziewczyna chciała się z niego napić, woda wyparowała, zanim sięgnęła jej ust. Dziewczyna rzuciła chłopakowi zrozpaczone spojrzenie:

      – To prawdziwe piekło. Naprawdę. Nie okłamano nas.

      Frigiel również umierał z pragnienia. Było niezwykle gorąco i każdy krok wiele go kosztował.

      – Wiesz, gdzie jesteśmy? – zapytała złodziejka.

      – Nie mam pojęcia. Valmar tak naprawdę nie powiedział nam, czego mamy

Скачать книгу


<p>4</p>

Dlaczego nigdy nie jadłeś kiszki, w skład której wchodziłaby skała Netheru? To dlatego, że czerwona barwa, której zawdzięcza ona swój przydomek krwistego kamienia, nie ma nic wspólnego z krwią. Owa barwa pochodzi od mchu porastającego skalne bloki Netheru. Przystosowanie się do środowiska uczyniło z tej rośliny jeden z rzadkich okazów organizmów ogniotrofijnych – wytwarza ona materię organiczną dzięki energii cieplnej ognia oraz lawy. Oto powód, dla którego płonąca skała Netheru nigdy nie zgaśnie bez interwencji łowcy przygód lub bez wiadra wody (powodzenia z szukaniem wody w tym piekle), a także wyjaśnienie, dlaczego nigdy nikomu nie przyszedł do głowy pomysł przyrządzenia sobie sałatki ze skały Netheru – każdy, kto odważyłby się ją zjeść, zobaczyłby, jak jego własny język zmienia się w uroczy bloczek węgla (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 274).

<p>5</p>

Długo zadawano sobie pytanie o rolę owego ogromnego ryjka, który posiadają zombie-świnie czy też zombie-pigmeni. Przyznaję, że z pewnością odgrywa on pewną rolę w okresie godowym, ponieważ inaczej nie przynosiłby im on żadnego pożytku. Pigmeni mają węch zakatarzonej świni. Co więcej, z powodu zestawienia sprawnego oka z okiem w stanie rozkładu pigmeni regularnie mylą zombie z latarniami. Tak też pigmeni błąkają się wygłodzeni, niezdolni do zdobycia pożywienia. Są to również powody, dla których powszechnie sądzi się, iż są oni nieszkodliwi. Pigmeni nie są jednak mniej groźni od innych stworzeń. Wręcz przeciwnie! Ich przetrwanie zależy od przyzwyczajeń łowców przygód, którzy nauczeni są uderzać bezmyślnie każdą kreaturę, jaka się tylko napatoczy. Wystarczy uderzyć jednego z pigmenów, by się o tym przekonać. Pigmeni nabierają bowiem wówczas pewności, że trafili na swą ofiarę, i całą grupą rzucają się na nieświadomego biedaka po to, by się nim posilić (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 275).