Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru. Frigiel

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel страница 7

Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru - Frigiel Frigiel i Fluffy

Скачать книгу

ją pod rękę, i zaprowadził dziewczynę pod samą ścianę. Ułożył ją tam wygodnie. Coraz bardziej chciało mu się pić. Jego język przypominał kołek. Chłopak miał wrażenie, że jego usta wysychają z ogromną szybkością. Spróbował przełknąć ślinę, ale już jej nie było. Gdy się wyprostował, poczuł lekkie mdłości.

      – Zostań tutaj – powiedział. – Wytworzę coś, co pozwoli nam się schronić. Później zastanowimy się, co dalej.

      Fluffy kilka razy obrócił się, podnosząc swoje białe łapki. Potem wyciągnął się tuż obok Alice. Frigiel wyciągnął kilof i zaczął drążyć. Dotarłszy do końca pierwszego bloku, był zziajany. Gdy wydrążył drugi, zatoczył się i wydało mu się, że zaraz sam zemdleje. Oparł się o skałę i myślał przez chwilę. Jeśli tak dalej pójdzie, to straci przytomność, nim ukończy konstrukcję. Wtedy wszyscy troje umrą. Potrzebna im była woda. Przez chwilę żałował, iż użył magicznego bloczka przeciwko smokowi. Gdyby go zachował, być może teraz mogliby się napić. Potrząsnął głową, by przepędzić tę myśl. Wiedział, że tracenie czasu na rozpamiętywanie nie uratuje mu życia.

      Gdzieś w oddali, daleko, za jeziorem lawy, chłopak nagle dostrzegł jakąś małą kamienną budowlę. Był to kwadratowy murek, pośrodku którego znajdowała się turkusowa sadzawka. Niewyczerpane źródło wody6! Duszący upał Netheru sprawiał, że wirowały nad nim obłoki pary. Frigiela przepełniła wielka radość, która dodała mu sił. To oczywiste – jeśli przed nimi przybyli tu jacyś ludzie, musieli o tym pomyśleć i porozmieszczać źródełka dla tych, którzy przyjdą potem! Chłopak szybko podbiegł do Alice.

      – Czekaj na mnie – powiedział. – Znalazłem wodę! Chwila i jestem z powrotem!

      Ale kiedy już zamierzał się oddalić, złodziejka zawołała go słabnącym głosem:

      – Frigiel… Myślisz, że z Ablem wszystko w porządku?

      Chłopak przykucnął. Dziewczyna mówiła z zamkniętymi oczami, a jej twarz była rozpalona od gorączki i mokra od potu.

      – Oczywiście! – odpowiedział. – Jestem tego pewny.

      – Dobrze zrobił, że nie poszedł tutaj za nami – powiedziała.

      Frigiel zmarszczył brwi. Słowa dziewczyny go niepokoiły. Alice naprawdę potrzebowała pomocy.

      – Znajdziemy go. Nie martw się tym. A potem wybudujemy sobie śliczny dom na Kwiecistych Równinach Meraim. Tam będziemy cieszyć się spokojem.

      Na twarz złodziejki wypłynął piękny uśmiech.

      – Umowa stoi – powiedziała.

      Frigiel delikatnie ułożył jej głowę na obsydianowym bloku. Pogłaskał rozpalony pyszczek Fluffy’ego, który odpowiedział mu cichym jękiem.

      – Wrócę szybko – wyszeptał.

      Po czym ruszył w stronę źródła.

      ROZDZIAŁ 5

      Źródło musiało teraz być tuż-tuż. Za tym niewielkim pagórkiem. Chłopak był tego pewien. Zauważył je z miejsca, gdzie pozostawił Alice i Fluffy’ego. Wystarczyło tylko przebić się przez tę nową grupkę zombie-pigmenów i wdrapać się na kopiec.

      Za każdym razem, gdy spotykał zombie-świnie, chłopak czuł gulę w gardle. Wydawało mu się, że nie panuje nad sobą tak, jak wcześniej. Frigielowi do tego stopnia bardzo chciało się pić, iż odnosił wrażenie, że wargi mu się kruszą. Nogi mu drżały, a każdy gwałtowny ruch sprawiał, że chłopak zwracał głowę w stronę, z której ów ruch się brał. Piekły go podrażnione oczy. Spocone dłonie stały się śliskie.

      W chwili, gdy chłopak prześlizgiwał się pomiędzy zombie, zatykając sobie nos, by nie czuć ich strasznego zapachu, usłyszał w oddali przerażający chrzęst. Serce omal nie wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Jego oddech przyspieszył. Jeśli zaskoczy go tutaj ghast, będzie zgubiony. Jedna źle odbita kula ognia i wszyscy zombie-świnie rzucą się na niego niczym wilki na bezbronną kość.

      Uwagę chłopaka zwrócił jakiś ruch po jego prawej stronie. Do przepastnego wnętrza jaskini wpływał ghast. Przelatywał niespiesznie nad dużym jeziorem lawy.

      Frigiel zastygł w bezruchu. Potwór znajdował się zbyt daleko, by go zauważyć. Gdyby jednak zboczył z obranej trajektorii lotu, chłopak miałby nie lada kłopot. Ghast nagle się zatrzymał. Uważnie badał otoczenie, jakby czegoś szukał. Mimo że było gorąco, Frigiel zadrżał. Przez chwilę potwór unosił się bez ruchu nad bulgoczącą magmą. Frigiel dostrzegł jego twarz. Potwór miał otwarte oczy. Wydał z siebie swój przeraźliwy krzyk. Następnie zamknął oczy, odwrócił się i oddalił w przeciwnym kierunku.

      Frigiel odetchnął. Wyszedł z grupy zombie-świń i dotarł do stóp pagórka. Wspiął się na niego, wciąż trzęsąc się ze strachu.

      Na górze nic nie było.

      „Niemożliwe!” – pomyślał. – „Byłem pewny, że…”.

      Chłopak rozejrzał się wokół siebie, by upewnić się, że nie popełnił błędu. Mógłby przysiąc, że wcześniej dostrzegł tutaj źródło wody. Ni stąd, ni zowąd dopadły go wątpliwości – jak niby miano napełnić źródło, skoro woda wyparowywała tu z wiader tuż po tym, jak opuszczała pojemnik? Sam tego doświadczył. Niemniej jednak chłopak był pewien, że widział szarą konstrukcję wokół źródła! Ale teraz, kiedy stał w miejscu, gdzie powinna się znajdować, nie widział najmniejszego bloku kamienia. Czyżby to była fatamorgana?

      Chłopak udał się na drugi pagórek. Tam także nic nie znalazł. Odwracając się w stronę miejsca, gdzie zostawił Alice i Fluffy’ego, zauważył duże jezioro wody ciągnące się wzdłuż brzegu jeziora lawy. To jezioro nie istniało – tego był pewien. Jednakże mógł zobaczyć, jak odbija się w nim każdy detal skały macierzystej. Znajdowała się tam nawet fałszywa para, która kłębiła się tuż nad powierzchnią jeziora.

      Rozgoryczony chłopak wyruszył w drogę powrotną. Co powie Alice? Co teraz będzie? Czy znajdzie w sobie siłę, by dotaszczyć Alice do portalu? Czy będzie pamiętał, jak go odszukać?

      Z wielkim trudem Frigiel – niemalże nie mogąc złapać tchu i z językiem suchym jak drewniany kołek – pokonywał wysokość dzielącą jezioro lawy od miejsca, gdzie podjęli próbę budowy schronienia. Uniósł głowę.

      Obok Alice i Fluffy’ego stał Valmar. Mężczyzna postawił na ziemi czarny kocioł. Był on po brzegi wypełniony czystą wodą, która parowała leniwie w rozżarzonym powietrzu. Frigiel ruszył w ich stronę szybkim krokiem. Ujął w obie ręce głowę przyjaciółki, która wybudzała się powoli. Za plecami słyszał chlupot wody. Słyszał również dźwięk, jaki wydawała z siebie zmięta tkanina, gdy Valmar szukał w plecaku czegoś, co mogłoby im pomóc.

      – Alice – powiedział. – Alice! Patrz, Valmar nas odnalazł! On nas uratuje!

      Złodziejka z trudem podniosła głowę. Rzuciła okiem na to, co

Скачать книгу


<p>6</p>

Od chwili, kiedy ukazał się mój ostatni artykuł, w którym twierdzę, że nie istnieje coś takiego jak „blok” wody, ludzie bez przerwy zawracają mi bloczek, przychodząc do mnie z tak zwaną łamigłówką dotyczącą niewyczerpanych źródeł wody. Ale proszę wybaczyć, moi drodzy – ci, którzy pragniecie mnie ośmieszyć – fakt ten nie stanowi wcale dowodu! W istocie – dwa wiadra wody wlane w sam środek konstrukcji wykonanej z dziesięciu bloków zachowują się tak, że za każdym razem, gdy pobiera się z tej konstrukcji wiadro wody, pozostająca w zbiorniku woda przelewa się w puste miejsce, tworząc tym samym pewne niewyczerpane źródło. Lecz co ma ów fakt wspólnego z tym, że woda miałaby rzekomo być blokiem? Gdyby rzeczywiście tak było, moglibyśmy nosić „bloki” wody bezpośrednio w naszych torbach albo też wytwarzać nieskończone źródła kamienia lub żwiru! Utrzymuję, że woda jest płynem i że kształt bloku, jaki przybiera, jest zaledwie jedną z wielu form, w jakiej może występować. Niech ktoś mi udowodni, że może trzymać blok żelaza lub obsydianu w wiadrze, a zapłacę za przegrany zakład w szklankach cegły (Encyklopedia Wiedzy Ogólnej Morgona Erudyty, s. 72).