Głosy z zaświatów. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Głosy z zaświatów - Remigiusz Mróz страница 2

Głosy z zaświatów - Remigiusz Mróz Mroczna strona

Скачать книгу

kto znał się na rzeczy.

      – I mówisz, że nie możecie ustalić przyczyny zgonu?

      – Mhm.

      – Ale…

      – Zaraz sam wszystko ocenisz – ucięła Kaja.

      Najwyraźniej jakiekolwiek rozmowy były niewskazane, a przynajmniej tak przyjął Zaorski. Burzyńska wyprowadziła go z błędu, kiedy po kilku minutach zatrzymała się przed szpitalem i posłała mu długie spojrzenie.

      – Jak się czujesz? – rzuciła.

      – Jakbym pływał nocą w basenie.

      Kaja zerknęła na niego pytająco.

      – Nie znasz tego uczucia? – dodał. – Jakbyś robiła coś zakazanego, za co nic ci nie grozi.

      Otworzyła drzwi i wyszła na zewnątrz, a Seweryn zrobił to samo. Spojrzeli na siebie, ale nie ruszyli w kierunku przylegającego do szpitala niskiego budynku prosektorium.

      – Nie miałam na myśli sekcji, tylko to, jak czujesz się ogólnie.

      – Ozzy jest na bieżąco – odparł Zaorski. – Nie mówi ci nic?

      – Nie rozmawiamy o tobie.

      Mąż Kai i najlepszy przyjaciel Seweryna z dzieciństwa był jedynym człowiekiem w Żeromicach, z którym Zaorski utrzymywał kontakt. Początkowo obaj podchodzili do siebie jak pies do jeża, ale od dwóch, może trzech miesięcy spotykali się codziennie rano w Kawalądku, a kilka razy w tygodniu na piwie na rynku.

      Przyjaźń z dawnych lat okazała się trwalsza niż ostatnie wydarzenia. Choć Bogiem a prawdą, Michał Ozga nie miał pojęcia o tym, co Zaorski czuje do jego żony. Ani co między nimi zaszło.

      – Idziemy? – spytał Seweryn.

      Kaja sprawiała wrażenie, jakby chciała powiedzieć coś więcej. Patrzyła na niego tak długo, że poczuł się nieswojo. W końcu jednak potrząsnęła głową.

      – Idziemy – postanowiła.

      Weszli do niewielkiego budynku, po czym oboje włożyli fartuchy ochronne i jednorazowe rękawiczki. Jeden z pracowników zaprowadził ich do pomieszczenia, w którym od zapachu formaliny było aż gęsto. Na stole przypominającym sito leżało ciało siedmiolatki.

      – Pani doktor zaraz przyjdzie – oznajmił pracownik, a potem się oddalił.

      Kaja i Seweryn trwali w niemal nabożnym bezruchu, wbijając wzrok w martwe oblicze dziewczynki. Zaorski w końcu zbliżył się do niej. Obszedł stół sekcyjny, przyglądając się zwłokom i mrużąc oczy.

      W prosektorium panowała niczym niezmącona cisza, jakby choć jeden dźwięk mógł obudzić zmarłych. Seweryn kątem oka dostrzegł, że Burza lekko się wzdrygnęła.

      – Coś nie tak? – spytał.

      – Po prostu jest mi tu nieswojo. Tobie nie?

      – Nie.

      – Nie czujesz jakiejś… obawy?

      – Obawiać należy się żywych, nie zmarłych.

      Wydawało mu się to całkowicie logiczne i sprawiało, że w pro morte, chłodniach i innych tego typu miejscach zawsze czuł się dość dobrze. Panował w nich spokój, którego próżno było szukać w świecie żywych.

      Zaorski oderwał wzrok od ofiary i spojrzał na Burzę. Chciał powiedzieć coś, co skieruje jej myśli w inną stronę, ale nie miał okazji, gdyż do pomieszczenia weszli kierowniczka zakładu i komendant.

      Konarzewski przelotnie popatrzył na Seweryna, nie siląc się na powitanie. Kobieta podeszła do niego i przedstawiła się jako Natalia Bromnicka. Sprawiała wrażenie przyjaznej, może nawet nad wyraz.

      Zaorski uznał, że najlepiej skupić się na tych, którzy nie mają już powodów do nieszczerości.

      – Co wiemy o ofierze? – spytał.

      Kierowniczka zakładu nie musiała sięgać po protokół, by udzielić mu odpowiedzi.

      – Dziewczynka, wiek szacuję na siedem lat. Brak telarche, czyli dojrzewania gruczołów sutkowych, brak choćby delikatnego owłosienia na wargach sromowych. Pochwa właściwie nierozwinięta, piersi również jeszcze przed rozpoczęciem procesu rozwoju. Natomiast…

      – Może przejdziemy do konkretów? – przerwał jej Zaorski, a potem wskazał na usta dziewczynki.

      Wszystko to, co mówiła Bromnicka, było tylko wstępem. Na tej podstawie mogła stwierdzić jedynie, że przy prawidłowym rozwoju hormonalnym ofiara najprawdopodobniej nie skończyła jeszcze ósmego roku życia.

      Cała reszta w przypadku dzieci sprowadzała się do uzębienia. Im młodsza ofiara, tym łatwiej było na podstawie stopnia rozwoju zawiązków i wyrzynania się poszczególnych zębów ustalić wiek. W odniesieniu do tej dziewczynki mogło to z pewnością zawęzić wcześniejsze szacunki.

      Natalia skinęła głową, a potem razem z Sewerynem nachyliła się nad ustami. Otworzyła je i niewielkim metalowym szpikulcem wskazała ostatnie trzonowce.

      – Zęby mądrości wyrżnięte – oznajmiła. – Zazwyczaj dzieje się to w czwartym, piątym roku życia. Proszę jednak zwrócić uwagę na stopień ich zużycia, nawarstwienie wtórnej zębiny i mineralizację.

      Zaorski nie był specjalnie biegły akurat w tych cechach identyfikacyjnych. Odontologia zawsze wydawała mu się nieco upiorna i trzymał się od niej z daleka, jeśli tylko mógł określić wiek ofiary w inny sposób. Przypuszczał też, że zanim kierowniczka zaczęła mu wszystko referować, przeprowadziła badanie radiologiczne. To, co teraz robiła, było wyłącznie popisywaniem się.

      – Nie doszło jeszcze do pełnego uwapnienia, które normalnie następuje w dziesiątym roku życia – dodała.

      – Aha.

      – Z drugiej strony nie nastąpił jeszcze całkowity rozwój korony zęba, co sugerowałoby, że…

      – Wystarczy – przerwał jej Zaorski. – Od tego gadania dziąsła mi puchną. Załóżmy, że ma pani rację i dziewczynka rzeczywiście ma siedem lat.

      Burza zerknęła na niego z ulgą.

      – Dobrze – odparła Natalia.

      – Causa mortis? – spytał Zaorski.

      – Nieznana.

      – Zupełnie? Nie ma pani żadnej hipotezy co do przyczyny zgonu?

      – Nie.

      – Kompletnie?

      – Powiedziałam już, że nie mam.

      – Czyli co, ofiara zmarła z powodu

Скачать книгу