Głosy z zaświatów. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Głosy z zaświatów - Remigiusz Mróz страница 5

Głosy z zaświatów - Remigiusz Mróz Mroczna strona

Скачать книгу

że wypił więcej, niż powinien, i po ich pierwszym od długiego czasu spotkaniu poczuł impuls, by znów ją zobaczyć. Potem nagle się rozmyślił.

      Ale żeby tak nagle odjechać? Kiedy widział już ją na ganku?

      Wróciła do domu, zastanawiając się po raz niepamiętny, jak z tym wszystkim skończyć. Półroczny brak kontaktu powinien w zupełności wystarczyć. Nic nie powinno przetrwać tak długiego okresu ochłodzenia.

      Kręciła się po kuchni, przygotowując powoli śniadanie dla męża i syna. Przed szóstą uznała, że nie ma sensu dłużej podejmować czynności zastępczych. Cichaczem weszła do sypialni, zabrała komórkę, a potem znów się ubrała i wyszła na zewnątrz.

      Mimo wczesnej godziny Zaorski odebrał od razu. Najwyraźniej także nie miał spania.

      – Niezła pora – rzucił lekkim tonem. – Ale podobno nigdy nie jest za wcześnie ani na świąteczne kawałki w radiu, ani na dzwonienie do swojego byłego.

      W tle słyszała dźwięki Just What I Needed The Cars, które dobrze znała. Uświadomiło jej to, jak często słuchała tego, co Seweryn. Początkowo robiła to wyłącznie po to, by poczuć się bliżej niego. Po czasie sama zaczęła jednak wynajdować zakurzone rockowe numery z lat siedemdziesiątych.

      Zaorski ściszył nieco muzykę, jakby sądził, że odpowiedź padła, ale on jej nie dosłyszał.

      – Halo? – spytał.

      – Coś jest z tobą naprawdę nie w porządku – wypaliła Kaja.

      – Przynajmniej kilka rzeczy – odparł bez wahania. – Po pierwsze wydaje mi się, że prawdziwa muzyka skończyła się w momencie, kiedy Ozzy Osbourne został wywalony z Black Sabbath za picie i ćpanie. Po drugie zabieram diablice do Pizzy Hut, żeby uczyć je savoir-vivre’u, bo nie ma wtedy obciachu, jak któraś próbuje podrapać się w nosie widelcem albo…

      – Żartujesz sobie?

      – Trochę. Czasem – przyznał. – Z Pizzą Hut nie, choć to już właściwie przeszłość, bo w Żeromicach próżno szukać ich placówki. A nie będę przecież jeździł do Zamościa na naukę etykiety stołowej.

      Pokręciła głową z niedowierzaniem, a potem odwróciła się w kierunku domu. Być może powinna skończyć tę rozmowę, wziąć prysznic i wrócić do przygotowywania śniadania. Zaorski najwyraźniej postanowił zbyć całą sytuację jakimiś dyrdymałami.

      – Zamierzasz po prostu udawać, że cię tutaj nie było? – spytała.

      – Mnie? Gdzie?

      – W porządku – rzuciła. – Jak wolisz.

      – Zaraz…

      – Następnym razem miej chociaż odwagę wysiąść z auta. I nie świeć mi długimi po oczach.

      – Poczekaj chwilę – powiedział, a ona wychwyciła nagłą zmianę w jego głosie. – O czym ty w ogóle mówisz?

      – O twojej nocnej wizycie.

      – Jakiej wizycie?

      Gdyby powaga nie zastąpiła wcześniejszej przewrotności, Kaja uznałaby, że Zaorski nadal robi sobie z niej jaja. Znała go jednak dostatecznie dobrze, by nie mieć wątpliwości, że rzeczowego tonu nie powinna ignorować.

      – Półtorej godziny temu podjechałeś pod mój dom.

      – Co takiego?

      – Zaparkowałeś kawałek przed gankiem, zgasiłeś światła, a potem strzeliłeś mi po oczach długimi i nagle odjechałeś.

      Milczenie się przeciągało.

      – Jesteś tam? – zapytała Burzyńska.

      – Jestem. I byłem tutaj przez całą noc. Nie ruszałem się z domu.

      – Ale…

      – Jesteś pewna, że to był mój samochód?

      Kaja ściągnęła poły mundurowej kurtki, czując niespodziewany chłód. Co tu się działo? Nie miała żadnych wątpliwości, że był to accord Seweryna.

      – Widziałaś numer rejestracyjny? – dodał Zaorski.

      – Nie, ale…

      – Więc może to ktoś inny?

      Zamrugała nerwowo, starając się wyrwać z chwilowego otumanienia. Pytania, które zadawał Zaorski, były retoryczne, ale właściwie na jego miejscu też wolałaby się upewnić.

      – Kto inny miałby podjeżdżać pod mój dom samochodem identycznym z twoim? – odparła. – To bez sensu. Kolor się zgadzał, nadwozie też.

      – I nie widziałaś, kto siedział za kierownicą?

      – Nie. Ale może powinieneś…

      – Sprawdzić auto – dokończył za nią. – Tak, wiem. Właśnie do niego idę.

      Czekała w napięciu, zastanawiając się, ile czasu ma jeszcze do pobudki Michała. Z pewnością niedużo, a za wszelką cenę chciała uniknąć rozmowy o tym, co wydarzyło się tutaj nad ranem.

      – I? – spytała ponaglająco.

      – Mam ci wszystko relacjonować?

      – Tak.

      Zaśmiał się cicho i nerwowo, jakby nie był pewien, czy sytuacja pozwala na jakąkolwiek wesołość.

      – Niech będzie – odparł. – A więc podchodzę do auta z prędkością sześciu kilometrów na godzinę. Obiekt sprawia dość niepozorne wrażenie, ale czasem zmienia się w prawdziwą platformę imprezową. Szczególnie jak puszczę diablicom du, du, du.

      Usłyszała, jak otwiera drzwi.

      – Pojazd stoi w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem – dodał Zaorski. – Brak śladów świadczących o włamaniu, bak nadal prawie pusty, a…

      Kiedy urwał, Burzyńska poczuła szybsze bicie serca.

      – Dziwne – dorzucił.

      – Co jest dziwne?

      Seweryn przez moment milczał, a ona wychwyciła w tle kolejne znajome dźwięki.

      – Leci Bachman-Turner Overdrive.

      – Słyszę – odparła.

      – Kawałek You Ain’t Seen Nothing Yet – dodał Zaorski.

      – To też słyszę, Seweryn. I co w związku z tym?

      – To jest czwarty numer na tej płycie – powiedział w zamyśleniu. – A kiedy wczoraj parkowałem samochód,

Скачать книгу