Urwane ślady. Janusz Szostak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Urwane ślady - Janusz Szostak страница 11
Jeden z byłych zamojskich policjantów mówi mi, że niekiedy zdarzało się, iż przełożeni dawali do zrozumienia, by odpuszczać niektóre sprawy, jeśli nie ma ciała:
– Mimo wielu lat służby trudno mi to zrozumieć. Przecież takie dziecko nie mogło się rozpłynąć w powietrzu.
Prokuratura jednak zapewnia, że zrobiła wszystko, by wyjaśnić okoliczności zaginięcia Mateusza, a śledczy sprawdzali każdy trop. Na wniosek Andrzeja Żukowskiego, któremu jasnowidz wskazał miejsce, gdzie może być zakopane ciało dziecka, prokuratura zleciła między innymi przeprowadzenie badań za pomocą georadaru. W ten sposób szukano zwłok dwa razy. Jednak nie przyniosło to skutku.
– Poprosiłem o pomoc jasnowidza Marka Szwedowskiego, który ma wielki dar w odnajdywaniu zaginionych osób – mówi mi ojciec Mateusza, który chyba całkowicie stracił już wiarę w śledczych oraz w konwencjonalne metody poszukiwania zaginionego dziecka.
– Wyraziłem chęć pomocy, bo ta sprawa nie daje mi spokoju – mówi Marek Szwedowski. – Zbyt długo jest niewyjaśniona. Nie wszystko na razie się potwierdziło. Ale jesteśmy blisko rozwiązania tej zbrodni. To powinno nastąpić w ciągu kilku najbliższych tygodni – deklaruje jasnowidz.
Według wizji Szwedowskiego wydarzenia wyglądały następująco:
– Mateusz Żukowski był ciekawy wszystkiego, penetrował okolicę Ujazdowa. Często bywał w tamtejszym parku. Zwykle przesiadywał tam ze swoimi kolegami, którzy mieszkali niedaleko. Mężczyzna, który mieszkał w tej okolicy, lubił towarzystwo chłopców i w jakiś sposób przyciągał ich do siebie. 26 maja 2007 roku podczas jednej z takich dziwnych zabaw Mateusz został zamordowany. Został tam zakopany. Zmarł w okropny sposób, był zgwałcony. Jego ubranka podrzucono na brzeg rzeki Wieprz. Celem było zatarcie śladów i upozorowanie utonięcia. Jego koledzy byli przy tym, i oni wiedzą, co się wtedy stało. Mężczyzna, który przyczynił się do śmierci chłopca musiał wywrzeć ogromną presję na tych chłopcach i całej ich rodzinie. Uważam, że oprócz wywartej presji psychicznej była też presja finansowa. Morderca kilka dni później nagle wyjechał z tej miejscowości i do dzisiaj piastuje dość wysokie stanowisko na południu Polski. Po latach będzie bardzo trudno to miejsce odnaleźć, ale jestem pewien, że szczątki Mateusza znajdziemy na terenie parku.
Także Iwona Turlej, wróżka i medium, wskazała teren parku jako miejsce ukrycia ciała chłopca:
– Byliśmy z nią w pobliżu, a ona mówi, że Mateusz ją tam ciągnie – wspomina Andrzej Żukowski.
Zrozpaczony ojciec szukał pomocy także u Rafała Nieradzika, który z kolei twierdzi, iż potrafi opuścić własne ciało i przenieść się w czasie w dowolne miejsce. W trakcie zbierania materiałów do tego reportażu Nieradzik – jak twierdzi – dokonał podróży poza ciałem. Relacja, którą mi przekazał, jest dramatyczna i drastyczna, jednak także ona wskazuje na seksualny motyw zbrodni. Publikuję tylko niewielki jej fragment:
„Ktoś podchodzi do chłopczyka, pokazuje coś, uśmiecha się. Ten ktoś jest ciemny, jest taki tajemniczy, nie bije z niego światło. Chłopczyk jest trochę przestraszony, ale ten ktoś coś mu daje i chłopczyk jest uśmiechnięty. Coś, co mu się podoba, co jest dla niego dobre w jakiś sposób… To przynęta. Widzę kogoś, jakiegoś mężczyznę, wyczuwam go tak. Jest on bez wyrazu, bez emocji, ale ten mężczyzna… Widzę pasek, on bije tego chłopca tym paskiem, widzę też jakiś seksualny podtekst… Chłopiec jest zmuszany do czegoś… Chłopiec jest sam, w ciemności, zamknięty… Widzę go też, jak szaleje, jak jego energia krzyczy, próbuje się wydostać, szarpać wszystko. Widzę płacz, smutek, rozpacz… Wszystko naraz… MATEUSZ ZOSTAŁ ZABITY, ZOSTAŁ ZABITY. MATEUSZ ZOSTAŁ ZABITY ZARAZ PO TYM, JAK COŚ ZOSTAŁO UJAWNIONE (…)”.
Abstrahując od tej wizji, prawdopodobnie w sprawę zaginięcia Mateusza zamieszanych jest co najmniej dwóch dorosłych mężczyzn o skłonnościach pedofilskich.
We wszystkich wizjach i opisach pojawia się tajemniczy mężczyzna, z którym Mateusza i jego kolegów miały łączyć specyficzne relacje.
Jednak to nie wszystko. Także kilku mieszkańców wioski mówi mi, że chłopcy często byli widywani w towarzystwie dorosłego mężczyzny:
– On im dawał różne prezenty, chwalili się nimi przed kolegami. Ale nie wiem, za co ich tak nagradzał – opowiada mi mieszkaniec Ujazdowa, który wówczas był nastolatkiem.
O związek mężczyzny ze sprawą zaginięcia Mateusza zapytaliśmy w Prokuraturze Rejonowej w Zamościu.
– Był przesłuchany w sprawie. Przyznał, że zna rodzinę zaginionego chłopca, która mieszkała po sąsiedzku, kojarzy z widzenia ich dzieci, bo chodziły na ryby przez posesję jego ojca – odpowiedział mi wówczas prokurator Bartosz Wójcik. – W czasie zaginięcia Mateusza mężczyzna ten nie mieszkał już w Ujazdowie. W aktach sprawy brak jest informacji na temat relacji tego świadka z miejscowymi dziećmi – dodaje prokurator.
Trudno się temu dziwić, skoro nikt go o to nie zapytał. Nikt nie pytał także chłopców.
Postanawiam nadrobić tę zaległość, odnajduję mężczyznę kilkaset kilometrów od Ujazdowa. Jest wysoko postawionym pracownikiem samorządowym. Ma ustabilizowaną sytuację zawodową i rodzinną. Wydawać by się mogło, że pojawienie się dziennikarza – pytającego o mroczną sprawę sprzed lat – powinno zakłócić spokojną egzystencję, wywołać emocje. Jednak mój rozmówca nie wydaje się zaskoczony lub zdenerwowany pytaniami, które mu zadaję. Jakby na nie czekał. Mimo że pojawiłem się bez zapowiedzi. On jednak nawet na chwilę nie traci opanowania. Jest oszczędny w słowach. Mówi spokojnym, beznamiętnym głosem, jakbyśmy rozmawiali o sprawie, która dotyczy kogoś innego. Odnoszę nawet wrażenie, że ta rozmowa jest mu w pewien sposób na rękę.
– Byłem w tej sprawie przesłuchany i nic więcej nie mam do dodania – zastrzega na wstępie. – Znałem Mateusza i jego kolegów, gdyż obok mojego domu często łowili ryby – odpowiada na moje pytanie o relacje łączące go z chłopcami. – Ale to nie była żadna przyjaźń, do domu ich nie zapraszałem.
– Zetknąłem się z sugestiami, że być może to pan zamordował Mateusza – mówię wprost, co mnie sprowadza.
– Rozumiem ból rodziców i to, że nie mogą się pogodzić ze śmiercią dziecka – odpowiada ze spokojem. – A także to, że wszędzie doszukują się przyczyny i sprawców tragedii.
– To nie rodzice przekazali mi takie sugestie. Skąd pan wie, że chłopiec nie żyje? Może został porwany i mieszka na drugim końcu świata? – pytam i po raz pierwszy wyczuwam lekkie zmieszanie rozmówcy.
Przez kilka sekund sprawia wrażenie, że nie wie, co powiedzieć. W końcu komunikuje beznamiętnie:
– Gdy to się stało, już tam nie mieszkałem.
– Ale mieszkał tam pański ojciec, mógł go pan przecież odwiedzić. Ludzie we wsi mówią, że tak właśnie było.
– Ojciec sprzedał posiadłość na rok przed tą tragedią – odpowiada obojętnie po chwili wahania.
– To nieprawda, w tym czasie należało to jeszcze do jego ojca – twierdzi Andrzej Żukowski. – Pamiętam, że nawet u nich policja szukała Mateusza. A jego ojciec kosił w