Ze skarbnicy midraszy. nieznany Autor
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ze skarbnicy midraszy - nieznany Autor страница 24
Długo jeszcze rozpaczał Józef nad grobem swojej matki, nim runął na ziemię jak kamień. Zdołał jeszcze usłyszeć głos z grobu:
– Synu mój! Synu mój, Józefie! Usłyszałam twój płacz. Zobaczyłam twoje łzy. Ujrzałam twoje cierpienia. Strasznie mnie to boli. Do mego własnego smutku i żalu doszedł twój smutek i żal. Słuchaj mnie, synu! Cała nadzieja w Bogu, Zaufaj Mu. On jest z tobą. Uchroni cię od wszelkiego zła. Wstań, mój synu. Możesz iść do Egiptu. Niczego się nie bój.
Józef zdziwił się nieco, że matka kazała mu iść do Egiptu, i przestał płakać. Tymczasem Izmaelici zniecierpliwili się. Jeden z nich pobił go i odpędził od grobu Racheli. Józef zaczął ich błagać:
– Zmiłujcie się nade mną i zaprowadźcie mnie do ojca, a nie minie was nagroda.
– Gdybyś miał ojca, nikt by ciebie nie sprzedał, i to za marną cenę.
Skończyło się na tym, że go jeszcze mocniej zbili.
I zobaczył Pan Bóg, jak Izmaelici znęcają się nad Józefem. I postanowił ich ukarać. I roztoczył przed nimi ciemność, i rozpętał nad nimi burzę z błyskawicami, piorunami. I cała ziemia zaczęła drżeć i kołysać się. I trwoga ogarnęła ludzi i wielbłądy, i owce. Karawana musiała zatrzymać się. Izmaelici położyli się pokotem na ziemi i zaczęli biadolić:
– Za co Bóg nas pokarał?
Wtenczas jeden z nich powiedział głośno:
– A może to z powodu grzechu wobec tego niewolnika? Poprośmy go o przebaczenie.
I zaczęli prosić Józefa o przebaczenie. Ten odpuścił im winę i wzniósł modły do Boga, aby uciszył burzę i pozwolił karawanie iść dalej. I Bóg przychylił się do prośby Józefa, i karawana mogła ruszyć w drogę.
Izmaelici doszli wtedy do takiego wniosku:
– Teraz już wiemy, że wszystkie nieszczęścia spadły na nas z powodu tego młodzieńca. Po co więc mamy go ze sobą wlec i narażać się na śmierć? Zastanówmy się nad tym, jak wybrnąć z tej sytuacji.
– Moja rada jest taka – powiedział inny Izmaelita – zaprowadźmy go tam, gdzie chciał, a dostaniemy w zamian pieniądze.
Jeszcze inny nie podzielał tego zdania:
– Nie zgadzam się – powiedział. – To za daleko, a my jeszcze dziś dotrzemy do Egiptu. Tam go sprzedamy i to za duży pieniądz. I będziemy go mieli z głowy.
Ta propozycja spodobała się wszystkim. Zabrali go do Egiptu. Tam Józef wstąpił na służbę do domu Putyfara257.
Serce wilka
Jakub258 rzewnymi łzami opłakiwał utratę syna. Kiedy się uspokoił, zwrócił się do pozostałych synów tymi oto słowy:
– Weźcie swoje łuki i szybko ruszajcie w pole. Jeśli znajdziecie ciało Józefa259, pochowajcie je należycie. Pierwsze zaś zwierzę, na które się natkniecie, przyprowadźcie do mnie. Być może Pan Bóg, który widzi, jak cierpię, spowoduje, że będzie to właśnie to zwierzę, które pożarło mego syna. Będę mógł dokonać na nim zemsty.
Synowie zgodnie z poleceniem ojca wyruszyli na pustynię. Tu pierwszy wyszedł im na spotkanie wilk. Szybko go pojmali i przywlekli do ojca. Na widok wilka Jakub zerwał się z miejsca i tłumiąc ból w sercu, krzyknął:
– Dlaczego pożarłeś mego syna? Czyżbyś nie lękał się gniewu naszego Pana i Władcy? Przecież mój syn nic złego ci nie zrobił.
A wtedy Bóg otworzył usta wilkowi, aby ten mógł pocieszyć Jakuba słowami ludzkimi:
– Przysięgam na Boga, który nas wszystkich stworzył. Klnę się na swoje życie, panie, że twego syna nigdy na oczy nie widziałem. Sam przybywam z dalekiego kraju i szukam syna, który zginął. To, co się tobie przytrafiło z synem, to się i mnie przytrafiło. Mija już dziesięć lat, odkąd szukam go po całym świecie. Nie wiem, czy moje kochane dziecko jeszcze żyje. Właśnie dzisiaj szukałem go na tej pustyni, kiedy twoi synowie mnie pojmali i do ciebie przyprowadzili. I tak spadło na mnie jeszcze jedno nieszczęście. Człowieku, jestem teraz w twoich rękach. Możesz ze mną uczynić, co ci się żywnie podoba. Przysięgam jednak, że nigdy nie spotkałem się z twoim synem, a tym samym nie mogłem go pożreć. Ponadto zapewniam cię, że nigdy nie skosztowałbym ludzkiego mięsa.
Jakub nie mógł wyjść z podziwu, słysząc słowa wilka. Natychmiast kazał go puścić wolno.
Cudowna czarka
Pewnego razu Putyfar260 polecił Józefowi261 przynieść mu czarkę gorącej wody. Kiedy Józef spełnił jego życzenie, ten rzekł:
– Pomyliłem się, kazałem ci przynieść czarkę gorącej wody, a w istocie myślałem o letniej wodzie.
– To jest właśnie letnia woda. Taka, jaką mój pan miał na myśli.
Putyfar włożył palec do czarki i przekonał się, że zawarta w niej woda jest faktycznie letnia. Zdziwił się, ale zaraz dodał:
– Kazałem ci przecież przynieść wina aromatycznego, a nie wody.
– Skosztuj, to jest to wino.
Putyfar skosztował i ku swemu zdziwieniu stwierdził, że to właśnie owo wino aromatyczne.
Mimo to powiedział:
– Po takim winie miałbym ochotę na wermut262.
– Napij się z tej samej czarki. Jest tam właśnie wermut.
Putyfar upił łyk i rzeczywiście był to wermut. Rzekł wtedy:
– Przynieś wino grzane.
– Napij się z tej samej czarki. Znajdziesz w niej to, czego pragniesz.
Putyfar wychylił szklankę i nie mógł się nadziwić cudom dokonanym przez Józefa. Zdał sobie sprawę, że Bóg sprzyja Józefowi we wszystkich jego poczynaniach. Powierzył wtedy Józefowi wszystkie klucze do wszystkich magazynów, w których przechowywał swoje skarby. Mianował go także zarządcą wszystkich swoich dóbr. Przez wzgląd na Józefa, Bóg zesłał błogosławieństwo na całe domostwo Putyfara. Sam zaś Putyfar błogosławił dzień, w którym nabył tego urodziwego niewolnika – Józefa.
Kiedy Józef przekonał się, że jego pan jest przychylnie do niego usposobiony, poweselał i nabrał chęci do życia i użycia. Zasmakował w dobrym jedzeniu i w bogatych strojach. Nieraz też powiadał: – „Niech będzie pochwalony Pan Bóg za to, że mnie nie opuścił, i za to, że wszędzie ma mnie w Swojej opiece”.
Ale Pan Bóg widząc nowy tryb życia Józefa, rozgniewał się i rzekł:
257
258
259
260
261
262