Chłopi, Część czwarta – Lato. Reymont Władysław Stanisław

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Chłopi, Część czwarta – Lato - Reymont Władysław Stanisław страница 3

Chłopi, Część czwarta – Lato - Reymont Władysław Stanisław

Скачать книгу

odmawiającej litanię za umarłego, roznosił się kiej42 to ptasie ćwierkanie wraz z kłębami jałowcowego dymu, jakim Jagustynka wykadzała izby i sienie.

      Pokrótce i nabożeństwo snadź43 się rozpoczęło, gdyż od kościoła jęły się rozkrążać w przypołudniowej cichości śpiewy a organowe granie tym jakimś górnym, dalekim, a słodkim trzepotem.

      Hanka, nie mogąc sobie nikaj naleźć miejsca, poszła jaże44 na przełaz, bych odmówić pacierze.

      – I pomarli se ano, pomarli! – rozmyślała żałośnie, przesuwając ziarna różańca, ale pacierz jeno niekiedy przychodził na wargi, boć w głowie i sercu miała jakoby ten kołtun zwity zmyśleń przeróżnych a strachań niemałych.

      – Trzydzieści dwie morgi, a paśniki, a las, a budynki, a lewentarze45, tylachne gospodarstwo! – westchnęła, ogarniając z lubością szerokie pola i ten cały świat boży.

      – Żeby tak pospłacać i ostać na wszystkim! Być, jak ociec byli! – Pycha ją rozparła z nagła, hardo spojrzała w samo słońce, prześmiechnęła się znacząco i z sercem pełnym słodkich nadziei jęła szeptać słowa różańca.

      – Ale od półwłóczka nie ustąpię; pół chałupy też moje i tych krów mlecznych nie popuszczę z garści – wyrzekła nieco żalnie.

      Zamodliła się znowu na długą chwilę, powłócząc rozełzawionymi oczami po ziemiach, stojących we słońcu kieby w tej złotawej przyodziewie; wykłoszone, bujne żyta gmerały rdzawymi wisiorami, czarniawe jęczmiona polśniewały kiej ta woda głęboka, zaś jasnozielone owsy, gęsto przerosłe żółtą ognichą, pławiły się trzepotliwie w cichym, nagrzanym powietrzu. Jakiś ptak wielgachny ważył się nad rozkwitłą koniczyną, co niby okrwawiona chusta leżała na skłonie wyżni. Kajś niekaj boby tysiącami białych ślepiów stróżowały przy ziemniakach, a tu i owdzie na dołkach lny niebieściły się bledziuśkim kwiatem, niby te przymrużone od blasków dziecińskie oczy.

      Bardzo cudnie było na świecie, słońce ogrzewało coraz barzej i ciepło, sycone zapachem kwiatów, co tliły się nieprzeliczone we zbożach i wszędy, zwiewało z pól taką lubą, żywiącą mocą, jaże dusze rozpierało radością i same łzy cisnęły się do oczów.

      – Świętaś ty i rodzona! Święta – wyrzekła pochylając głowę.

      Sygnaturka zaświergotała w powietrzu kiej46 ten ptaszek.

      – Za Twoją to sprawą wszyćko47 na świecie, mój Jezu kochany! Za Twoją! – szepnęła gorąco, bierąc48 się z powrotem do pacierza.

      Kajś49 w pobliżu cosik50 zatrzeszczało, obejrzała się uważnie; pod wiśniami o płot pleciony wsparta stojała51 Jagusia, jakoś smutnie wzdychająca.

      – Że to ni minuty spokoju! – zabiadała Hanka, gdyż przypominki chlasnęły ją kiej52 te parzące pokrzywy. – Prawda, dyć53 ona ma zapis! – przypomniała sobie. – Całe sześć morgów! Złodziejka jedna! – Aż ją w dołku sparło54 ze złości. Odwróciła się plecami, jeno co już nie poredziła55 zebrać się na modlitwę, bo dawne urazy i żale opadły ją kiej te złe, rozszczekane psy.

      Południe już przechodziło, chude cienie jęły wypełzać spod drzew i domów, a we zbożach, co się ździebko kłoniły za słońcem, zagrały z cicha koniki polne, bąk też kajś niekaj56 zahuczał i przepiórki odzywały się po swojemu.

      Ale upał wzmagał się coraz barzej i prażył już niemiłosiernie.

      Suma się wnet skończyła i nad stawem jęły gęsto przysiadać kobiety do zezuwania trzewików, zaś drogi tak się zamrowiły ludźmi, wozami a gwarem, że Hanka spiesznie powróciła do chałupy.

      Boryna już był całkiem wyrychtowany57.

      Leżał w pośrodku izby, na szerokiej ławie, nakrytej płachtą i obstawionej płonącymi świecami, juści, co wymyty był, wyczesany i ogolony do czysta, jeno na policzku miał długą zadrę od Jambrożowej brzytwy, zalepioną papierem. Ubier58 też miał wdziany co najlepszy: białą kapotę, którą se był sprawił na ślub z Jagusią, portki pasiate i buty prawie całkiem nowe.

      W spracowanych, wyschłych rękach trzymał obrazik Częstochowskiej, pod ławą stała balia z wodą, bych przechładzać powietrze, zaś na glinianych pokrywach dymiły jałowcowe jagody zapełniając izbę kieby59 tą mgłą modrawą, w której wynosił się straszliwy majestat śmierci.

      I leżał se tak paradnie w onej trupiej cichości Maciej Boryna, człek sprawiedliwy i mądry, chrześcijan60 prawy, gospodarz z dziada pradziada i pierwszy bogacz we wsi.

      Pod dachem ojców przyłożył se po raz ostatni głowinę strudzoną, kiej ten ptak na wyraju, nim weźmie lot podniebny, a poniesie się tam, kaj61 od wiek wieka wszystkie odlatują.

      Gotowy ci już był do pożegnań znajomków a powinowatych i gotowy do onej drogi dalekiej.

      Już mu się ano dusza korzyła przed sądem Pańskim, a jeno ten jego trup lichy, ta człowiecza zewłoka, próżna żywiącego dechu, leżała jakby prześmiechając się leciuśko wśród świateł, dymów i modłów nieustannych.

      A ludzie szli już a szli tym ciągiem nieskończonym; kto wzdychał żałośnie, kto się bił w piersi i modlił gorąco, kto zaś medytował kiwając smutnie głową i obcierając tę ciężką, żalną łzę, że szmer pacierzy, ściszone szlochy i pogwary wzdychliwe trzęsły się kiej te przejmujące siąpania deszczów jesiennych. A ludzie wchodzili i wychodzili bez przerwy; szli gospodarze i komornicy, szły kobiety i dzieuchy62, szli starzy i młodzi, całe Lipce tłoczyły się w izbie i w sieniach, zaś do okien cisnęło się tyla63 dzieci i tak swywoliły, jaże Witek nie poredząc ich rozegnać poszczuł psem, ale Łapa go nie posłuchał, trzymał się dzisiaj Józki, a niekiedy biegał dokoła chałupy i wył kiej ten głupi.

      Nad całą wsią zaciężyła ta śmierć Borynowa; dzień był przeciek64 śliczny, rozsłoneczniony, pachnący zwiesną65 i luby66, że nie wypowiedzieć, a dziwny smutek owiewał chałupy i dziwna cichość zaległa wszystkie drogi. Ludzie chodzili osowiali, markotni a srodze strapieni, każdy jeno67 wzdychał żałośnie, rozwodził ręce

Скачать книгу


<p>42</p>

kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]

<p>43</p>

snadź (daw., gw.) – widocznie. [przypis edytorski]

<p>44</p>

jaże (gw.) – aż. [przypis edytorski]

<p>45</p>

lewentarz (gw.) – inwentarz; zwierzęta w gospodarstwie, szczególnie bydło. [przypis edytorski]

<p>46</p>

kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]

<p>47</p>

wszyćko (gw.) – wszystko. [przypis edytorski]

<p>48</p>

bierąc (gw.) – biorąc. [przypis edytorski]

<p>49</p>

kajś (gw.) – gdzieś. [przypis edytorski]

<p>50</p>

cosik (gw.) – coś. [przypis edytorski]

<p>51</p>

stojała (gw.) – stała. [przypis edytorski]

<p>52</p>

kiej (gw.) – jak, niby. [przypis edytorski]

<p>53</p>

dyć (gw.) – przecież. [przypis edytorski]

<p>54</p>

w dołku sparło (gw.) – chodzi o nerwowy skurcz żołądka. [przypis edytorski]

<p>55</p>

poredzić (gw.) – poradzić, zdołać. [przypis edytorski]

<p>56</p>

kajś niekaj (gw.) – gdzieniegdzie. [przypis edytorski]

<p>57</p>

wyrychtowany (gw.) – przygotowany, wyszykowany. [przypis edytorski]

<p>58</p>

ubier (gw.) – ubiór, strój. [przypis edytorski]

<p>59</p>

kieby (gw.) – niby, jakby. [przypis edytorski]

<p>60</p>

chrześcijan (gw.) – chrześcijanin. [przypis edytorski]

<p>61</p>

kaj (gw.) – gdzie. [przypis edytorski]

<p>62</p>

dzieucha (gw.) – dziewucha, dziewczyna. [przypis edytorski]

<p>63</p>

tyla (gw.) – tyle. [przypis edytorski]

<p>64</p>

przeciek (gw.) – przecież. [przypis edytorski]

<p>65</p>

zwiesna (gw.) – wiosna. [przypis edytorski]

<p>66</p>

luby (daw., gw.) – miły. [przypis edytorski]

<p>67</p>

jeno (daw., gw.) – tylko. [przypis edytorski]