Bezsenność. Monika Siuda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezsenność - Monika Siuda страница 2

Bezsenność - Monika Siuda

Скачать книгу

że naprawdę nie jest wart zbyt wiele. Bo, jak widzę, już przestałaś go zażywać.

      Bez obaw.

      Tym razem to Iga dążyła do jak najszybszego zakończenia tematu.

      Nie rozumiem, dlaczego się tak upierasz i nie chcesz poszukać ratunku w lekach.

      Według ciebie to dobre rozwiązanie? Te środki nie działają tylko nocą, ale powodują, że człowiek przez cały czas czuje się, jakby był naćpany. Po nich zawsze mam okropne samopoczucie.

      Więc nadal będziesz uparcie tkwić przy swoim terapeucie?

      Oczywiście. Uważam, że to jedyny sensowny sposób na rozwiązanie mojego problemu. I wiesz co?

      Co?

      Może ty również powinnaś się z nim umówić. Im szybciej zaczniesz pracować nad tym problemem, tym masz większą szansę na jego rozwiązanie.

      Nie jestem pewna…

      Zastanów się nad tym.

      Dobrze.

      Spędziły przy komputerze jeszcze godzinę, próbując trzymać się jak najdalej od tematów dotyczących bezsenności. Nie stanowiło to dla nich szczególnie dużego wyzwania. Żadna z nich nie miała chęci na rozmowę o problemach. Obie wychodziły z założenia, że im mniej będą o nich myślały, tym szybciej uda im się o nich zapomnieć.

      Biorąc prysznic, Lidia zastanawiała się nad słowami przyjaciółki. Czuła, że warto wziąć jej pomysł pod uwagę. Zdawała sobie sprawę, że jej problem się pogłębia. To, o czym mówiła Idze, stanowiło jedynie część prawdy.

      ROZDZIAŁ 1

      Waldemar Kurak od zawsze fascynował się tym, co skrywają najgłębsze zakamarki ludzkiego umysłu. Już kiedy uczył się w liceum, nie było tajemnicą, jaki kierunek studiów wybierze, a kiedy zdał egzaminy wstępne na psychologię, zajmując czwartą lokatę w jednej z bardziej prestiżowych uczelni, nikogo to nie zdziwiło. Studia ukończył z wyróżnieniem. Ci, u których praktykował, niezmiennie byli z niego zadowoleni. Waldemar, nie dość, że dysponował obszerną wiedzą, to miał jeszcze niezwykły dar ułatwiający mu pracę z ludźmi, który przejawiał się umiejętnością wczuwania się w ich położenie. Każdy, nawet laik, wie, że u psychologa, terapeuty empatia jest czymś nierozłącznie związanym z jego pracą, a silnie rozwinięta jest prawdziwym skarbem.

      Tego dnia skończył pracę o dwudziestej. Ociągając się, zaczął porządkować rzeczy na biurku i chować dokumentację do szafek, w których mieściło się jego małe archiwum. Spędził w swoim gabinecie ponad dziewięć godzin, a mimo to wcale mu się nie spieszyło z powrotem do domu. W życiu zawodowym odnosił ogromne sukcesy, ale jego życie prywatne nie należało do udanych. Nie stronił od towarzystwa innych ludzi, jednak nie można było powiedzieć, że ma zbyt wielu przyjaciół czy znajomych, do których chciałby spieszyć się po zakończonej pracy, nie mówiąc już o partnerce. Oczywiście kilka razy wiązał się z kobietami, ale jego związki nigdy nie trwały długo. Waldemarowi nie udało się poznać przyczyny takiego stanu rzeczy. Wiedział, że za każdym razem robił wszystko, aby zatrzymać przy sobie kobietę, tym bardziej że nie zdarzyło się, aby zaczął umawiać się z kimś, kogo nie darzył szczerze szacunkiem i na kim by mu nie zależało. Niestety rezultat jego starań zawsze wyglądał tak samo: kobiety odchodziły, nie fatygując się, aby wysilić się choćby na kilka słów wyjaśnienia, dlaczego podejmują taką decyzję. Waldemar nieraz miał o to pretensje. Cisza po ich zniknięciu powodowała, że nie miał szans zweryfikowania swojego postępowania. Nigdy nie dowiedział się, dlaczego w końcu zawsze zostawał sam.

      Jakiś czas temu Waldemar postanowił nie wiązać się, na razie, z nikim. Chciał odpocząć po kolejnym fiasku i dać sobie czas na zrozumienie powodu swoich sercowych porażek. Nie zamierzał ponownie angażować się w związek, z obawy, że jest skazany na niepowodzenie. Nie miał siły na kolejne rozstanie. Tak więc poświęcał się pracy jeszcze bardziej niż dotąd. Teraz spędzał czas w swoim gabinecie nawet wtedy, kiedy czytał, choć do tej pory robił to tylko w domu.

      Właśnie przekręcał kluczyk w zamku szafki, w której trzymał dokumenty, kiedy rozdzwonił się telefon. Drgnął, zaskoczony dźwiękiem, który zakłócił panującą dokoła niczym nieskalaną ciszę. Spojrzał z niedowierzaniem na aparat stojący na biurku, spodziewając się, że więcej się nie odezwie, myśląc, że zwyczajnie się przesłyszał. Jednak telefon zadzwonił ponownie, dając dowód, że jednak ktoś rzeczywiście chce z nim rozmawiać.

      Podszedł do biurka, spoglądając na zegarek. Miał złe przeczucia. Jeśli ktoś próbował dodzwonić się do jego gabinetu o tej porze, to musiał to być najpewniej pacjent z niemałymi problemami, desperat, który właśnie próbuje uciec przed jakimś ogromnym problemem.

      – Słucham – powiedział Waldemar, przykładając słuchawkę do ucha.

      – Nawet pan nie wie, jak bardzo się cieszę, że jeszcze pana zastałam.

      Waldemar nie poznał rozmówczyni po głosie.

      – Czy to coś pilnego? – zapytał, sądząc, że ktoś dzwoni z jakąś niedorzeczną ofertą sprzedaży, jeszcze bardziej niedorzecznego artykułu.

      – Jestem pana pacjentką – wyjaśnił głos, zdradzający niewielkie, ale jednak podniecenie.

      – Czy potrzebuje pani pomocy? – Waldemar od razu zmienił nastawienie.

      – Nie do końca.

      – Skoro to nie jest do końca jasne, to może na początek powie mi pani chociaż, jak się pani nazywa?

      – Iga Kamas.

      – Ta, która mało sypia? – upewnił się.

      – Dokładnie.

      Taka informacja wystarczyła Waldemarowi w zupełności, aby od razu uzmysłowił sobie, z kim właśnie rozmawia. To, że twarz Igi stanęła mu przed oczami, nie było niczym zaskakującym. Za to dość wyjątkowe było to, że zdołał sobie przypomnieć historię jej życia oraz wnioski, które mu się nasuwały na jej temat po każdej spędzonej u niego sesji.

      – Ma pani jakieś problemy? – zapytał, mając pewność, że w innym przypadku nie zadzwoniłaby do niego. Zadając to pytanie, był już przygotowany na długą rozmowę telefoniczną.

      – Nie.

      – Więc muszę przyznać, że nie bardzo wiem, po co pani do mnie zadzwoniła. – Waldemarowi przyszło do głowy, że może powinien zakończyć tę rozmowę, od razu żegnając się i zrywając połączenie. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić. Miał do czynienia z osobą, która, choć dwukrotnie stwierdziła, że nie potrzebuje pomocy, przychodziła do jego gabinetu dwa razy w tygodniu. Ta kobieta z założenia potrzebowała wsparcia, nawet jeśli w tym momencie temu zaprzeczała.

      – Chodzi o moją przyjaciółkę.

      – Czy jest moją pacjentką?

      – Nie. Ale uznała wreszcie,

Скачать книгу