Cherub. Przemysław Piotrowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Cherub - Przemysław Piotrowski страница 11

Жанр:
Серия:
Издательство:
Cherub - Przemysław Piotrowski

Скачать книгу

uciąć, że jeszcze dziś wieczorem usłyszysz w telewizji o wilkołaku.

      Nawet jeśli przewidywania Brudnego w pierwszej chwili zdawały się przesadzone, należało założyć, że taki rozwój sytuacji był jak najbardziej realny. Kotelski był dla mediów łakomym kąskiem, bo miał na koncie kilka grzechów, a śledztwo w sprawie głośnego mordercy-kanibala o wymownym przydomku „Wilk” wbrew pozorom było z jego osobą dość ściśle powiązane. Co gorsza, z Brudnym i Czarneckim – zwłaszcza Czarneckim – nawet bardziej. Tamta historia była poważną rysą na niemal krystalicznym wizerunku inspektora i bezpośrednim powodem decyzji o przejściu w stan spoczynku.

      – Czego ode mnie oczekujesz? – zapytał.

      – Dowiedz się, o co tam chodzi.

      – Zadzwonię do Grzegorza.

      – Dzięki.

      – Nie ma za co.

      – Cześć.

      – Cześć.

      Połączenie zostało zakończone. Czarnecki przez chwilę próbował zebrać myśli. Dostrzegł niepokój na twarzy żony.

      – Kto to był? – zapytała.

      – Igor Brudny. Podobno w Zielonej Górze zamordowano prokuratora Brunona Kotelskiego.

      – Mój Boże…

      – Przepraszam, Jadziu, ale muszę zadzwonić do Grzegorza.

      – Musisz? Naprawdę? Przecież…

      – Spokojnie. To tylko telefon. Chcę poznać szczegóły. Możesz mi podać okulary, proszę?

      Czarnecka w milczeniu wygrzebała etui z okularami i wręczyła je mężowi. Przy okazji wyciągnęła banana i z wyraźnie niezadowoloną miną zaczęła obierać go ze skórki. Inspektor zapoznał się z najświeższymi newsami, po czym wybrał numer Zimnego.

      – Cześć, Grzegorz – przywitał się.

      – Cześć. Już wiesz?

      – Tak. Co tam się stało?

      – Znaleźliśmy Kotelskiego w piwnicy jednej ze szwalni przy Wiejskiej. Nie chcę spekulować, ale to chyba grubsza sprawa.

      – Morderstwo prokuratora to zawsze jest gruba sprawa, Grzegorz.

      – No tak… Zatem jeśli spojrzymy na to w ten sposób, to jest to cholernie gruba sprawa.

      – Jak zginął?

      – Ktoś wychłostał go na śmierć.

      – Jak to wychłostał? – Czarnecki zmarszczył brwi.

      – No tłukł go, aż się wykrwawił. Nie chciałbyś oglądać zwłok. Wyglądają, jakby przejechał po nich kombajn.

      – Macie pierwsze wnioski? Podejrzanego?

      – Na razie nie. Zwłoki zostały zabrane do Roberta do prosektorium. Borucka też zrobiła swoje, choć nie trafiliśmy na ślady po paluchach. Jej ludzie jeszcze nie skończyli, więc może do wieczora coś znajdą, ale wszystko wskazuje na to, że sprawca działał w rękawiczkach.

      Czarnecki kątem oka dostrzegł, że żona przygląda mu się z niepokojem. Na pewno nie była zadowolona z tego, co słyszała. Wnioski nasuwały się same.

      – Kto wziął tę sprawę?

      – Winnicka.

      – Uważaj na nią, Grzegorz.

      – Poradzę sobie.

      W głowie inspektora błyskawicznie pojawiła się myśl, że Zimny właśnie może sobie nie poradzić. Prokurator Arleta Winnicka przez wielu była przyrównywana do modliszki i choć Czarnecki nie do końca zgadzał się z takim określeniem, musiał przyznać, że potrafi być ostra jak brzytwa. Współpracował z nią raz przy swoim ostatnim śledztwie i nie mógł narzekać. Postawił twarde warunki i Winnicka na nie przystała, dzięki czemu udało mu się ją poskromić. Prawdopodobieństwo, że Zimnemu, mającemu opinię wiecznie wykonującego rozkazy wyrobnika, wejdzie na głowę, było znacznie większe.

      Czarnecki uznał, że nie powinien więcej poruszać tego tematu. Nowy prowadzący musiał podjąć wyzwanie, czy to mu się podobało, czy nie.

      – Co z mediami?

      – Nie wiem, jakim cudem tak szybko dowiedzieli się, że to Kotelski. Na jutro zaplanowałem konferencję prasową. A tak w ogóle… Nie powinieneś wylegiwać się teraz nad morzem?

      – Owszem, ale ta informacja nieco zburzyła mój wewnętrzny spokój. Wiesz, Grzegorz… – Czarnecki przez chwilę szukał odpowiednich słów. – Media będą drążyć. Wszyscy wiemy, że Kotelski nie był święty. Odgrzebią jego grzeszki, dotrą do tych wszystkich kobiet, w końcu wrócą do sprawy kanibala. Nie chciałbym… no wiesz… – Czarnecki nerwowo poprawił okulary. – Teraz ty tam rządzisz…

      – Romek. Nie wygłupiaj się.

      – Do tej sprawy naprawdę trzeba będzie podejść bardzo delikatnie.

      – Wiem. Poza tym… – Zimny zawahał się. – Na razie wiemy o tym tylko ja, Łukasz i Anka. Myślę, że sprawca zostawił nam wiadomość.

      – Jaką?

      – Dość dwuznaczną…

      – Grzegorz…

      – Anka wyciągnęła z tyłka Kotelskiego srebrny łańcuszek. Skojarzyłem go z dowodami zebranymi w sierocińcu hieronimek. Był identyczny z tymi, które wręczano wychowankom opuszczającym placówkę.

      Czarnecki przymknął powieki i spowolnił oddech. Brudny jak zwykle się nie pomylił.

      – Czyli masz pierwszy mocny trop – rzekł, starając się zachować obojętny ton.

      – Sprawa jest o tyle dziwna, że łańcuszek jest niekompletny. Brakuje zawieszki. Takiego małego srebrnego krzyżyka.

      – Hmm…

      – Szczerze mówiąc, na razie nie mam pomysłu, jak to ugryźć. Myślę nad zaproszeniem do współpracy Eli Pałki.

      – Zadzwoń koniecznie. Porządny profiler to ogromna wartość dodana. Tym bardziej że z twoich słów można wnioskować, że zbrodnia została szczegółowo zaplanowana.

      – To na pewno. Wyobraź sobie, że facet zabezpieczył drzwi i okna pianką wygłuszającą.

      – To tylko potwierdza tę hipotezę. Co do Pałki, możesz liczyć, że się za tobą wstawię.

      – Dzięki. Jest jeszcze coś. Tak między nami…

      – Mów śmiało, Grzegorz.

      – Osobiście znam tylko jedną osobę, która

Скачать книгу