Podziemie. Haruki Murakami
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Podziemie - Haruki Murakami страница 24
Żona czym prędzej przyjechała do szpitala, ale prawdę mówiąc, mojemu życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Nie miałem żadnych poważnych objawów. Nie straciłem przytomności. Tyle że bolały mnie oczy i ciekło mi z nosa.
Ale noce w szpitalu były ciężkie. Leżałem, czując, że całe ciało mam lodowate. Nie wiedziałem, czy to sen, czy jawa, ale wrażenie było bardzo wyraziste. Chciałem nacisnąć guzik, żeby wezwać pielęgniarkę, lecz zabrakło mi siły. Jęczałem z bólu. Zdarzyło się to dwa razy. Raptem się zbudziłem, spróbowałem nacisnąć guzik i nie dałem rady.
Chociaż wziąłem do rąk worki z sarinem, uszło mi to na sucho, bo miałem tylko lekkie objawy. A może zawdzięczam to między innymi kierunkowi ruchu powietrza w tunelu. Zapewne istotną rolę odegrał fakt, że podnosząc paczki, nie nawdychałem się wyziewów, bo inni pracownicy metra na innych stacjach podnieśli je w ten sam sposób i poumierali. Poza tym ostro popijam, więc niektórzy koledzy w biurze zawiadowcy twierdzą, że właśnie to mnie uratowało. Ich zdaniem byłem uodporniony na zatrucia. Może i tak.
Właściwie nigdy nie przyszło mi na myśl, że mogłem wtedy umrzeć na miejscu. Sypiałem we dnie, nie dawało się oglądać telewizji. W nocy śmiertelnie się nudziłem, nie mając nic do roboty, ale na szczęście fizyczny ból szybko minął, więc nie wpadłem w depresję ani nic z tych rzeczy. Wypisano mnie ze szpitala dwudziestego piątego marca i do pierwszego kwietnia odpoczywałem w domu. Potem wróciłem do pracy. Znudziło mi się domowe leniuchowanie, więc uznałem, że pora znowu wziąć się do roboty.
Prawdę mówiąc, początkowo nie byłem zły na sprawców zamachu, tych sekciarzy z Ōmu. Kiedy jest się bierną ofiarą, nie ma większego znaczenia, kto zawinił. Człowiek, który od kogoś oberwał, wie, jak się zachować. Ale oczywiście im więcej faktów wychodziło na jaw, tym bardziej rosło we mnie oburzenie. Taki zmasowany atak na bezbronnych ludzi to coś niewybaczalnego. Przez tych zbrodniarzy dwaj moi koledzy stracili życie. Gdyby ci przestępcy stanęli przede mną, nie wiem, czybym się powstrzymał przed tym, żeby ich stłuc na kwaśne jabłko. Moim zdaniem bezsprzecznie powinni dostać karę śmierci. Nie brak wprawdzie zwolenników zniesienia tej kary, ale jak można puścić płazem taką zbrodnię?
A że podniosłem worki z sarinem? Po prostu akurat wtedy tam byłem. Gdyby nie ja, zrobiłby to ktoś inny. Praca polega na wypełnianiu obowiązków. Nie można udawać, że się nie widzi.
„Mimo bólu jak zwykle kupiłem mleko”
Kōichi Sakata (50)
Pan Sakata urodził się w Shinkyō (dzisiejszym Changchunie) w Mandżurii, którą okupowali wówczas Japończycy, obecnie mieszka jednak w Futamata-gawie na południowy zachód od Tokio. Wraz z żoną i matką zajmują jasny, gustownie odnowiony dom.
Pan Sakata pracuje na etacie jako księgowy i nadzwyczaj starannie prowadzi prywatne archiwum. Odpowiedź na każde moje pytanie popierał stosownym wycinkiem, kwitkiem lub notatką z teczki, przy czym nie musiał niczego szukać ani kartkować. Skoro we własnym domu utrzymuje taki porządek, wyobrażam sobie, jak wygląda jego biurko w pracy.
Lubi też grać w go i z zapałem oddaje się grze w golfa, chociaż jest tak zapracowany, że na pole golfowe udaje mu się dotrzeć może pięć razy w roku. Jest w dobrej formie i nigdy nie chorował, dopóki po zatruciu sarinem nie trafił do szpitala.
* * *
Od jedenastu lat pracuję w firmie przetwarzającej ropę naftową. Specjalizujemy się w produkcji asfaltu. W poprzedniej firmie mieliśmy kłopoty z dyrekcją. Przełożeni źle nas traktowali, więc wszyscy razem się stamtąd katapultowaliśmy: raz-dwa-trzy, HOP!, i od zera założyliśmy własne przedsiębiorstwo.
Czy jestem zajęty? Nie aż tak jak w czasach „japońskiej bańki”. Na rynku nieruchomości zmalał ruch. No i wyjęto spod kontroli państwowej branżę naftową. Nasi dostawcy mają dostęp do tańszej ropy z importu, a my musimy pomyśleć o restrukturyzacji.
Wychodzę z domu o 7.00 i pędzę półtora kilometra na stację. Docieram tam w dwadzieścia minut. Mam dzięki temu trochę ruchu, rozumie pan. Ostatnio podwyższył mi się poziom cukru, więc uznałem, że zdrowo będzie pospacerować. Z Futamata-gawy jadę linią Sōtetsu do Jokohamy, a stamtąd linią Yokosuka do Tokio i wreszcie linią Marunouchi do Shinjuku Sanchōme. Cała podróż trwa około półtorej godziny. Nie jest męcząca, bo zawsze udaje mi się usiąść – jak nie w Ginzie, to w Kasumigaseki.
W dniu zamachu gazowego moja żona wróciła do domu swoich rodziców. Parę miesięcy wcześniej umarł jej ojciec. Chyba wypadał akurat setny dzień odprawiania ceremonii nad jego prochami, więc żony nie było w domu. Wyszedłem jak zwykle i na stacji Tokio przesiadłem się na linię Marunouchi. Jechałem trzecim wagonem od czoła pociągu, bo zawsze nim podróżuję, kiedy muszę kupić mleko.
No właśnie: zawsze wysiadam na stacji Shinjuku Gyoen-mae, kiedy mam kupić mleko. Piję je w porze lunchu, więc rano w drodze do pracy co drugi dzień robię w pobliskim sklepie zapas na dwa dni. Kiedy nie kupuję mleka, wysiadam na Shinjuku Sanchōme. Moje biuro mieści się między Shinjuku Gyoen-mae a Shinjuku Sanchōme. Akurat wtedy był dzień mleczny i przez to wdepnąłem w sarin. Miałem pecha.
Tamtego dnia znalazłem w pociągu miejsce siedzące na stacji Tokio. Z pisemnego zeznania wynika, że sprawca Hirose wsiadł najpierw do drugiego wagonu, ale w połowie drogi wysiadł i przeszedł do trzeciego. Przedziurawił worki z sarinem na stacji Ochanomizu i dlatego leżały tuż obok miejsca, na którym siedziałem, czyli przy środkowych drzwiach trzeciego wagonu. Byłem tak pochłonięty czytaniem „Diamond Weekly”, że ich nie zauważyłem. Śledczy wiercił mi potem dziurę w brzuchu:
– Jak pan mógł nie zauważyć?
No nie zauważyłem i już. Czułem się jak podejrzany. Średnia przyjemność, zapewniam pana.
Niebawem dziwnie się poczułem. Pierwsze objawy dopadły mnie w pobliżu stacji Yotsuya. Nagle pociekło mi z nosa. Pomyślałem, że to przeziębienie, bo jednocześnie zrobiło mi się pusto w głowie i ciemno przed oczami, jakbym włożył okulary przeciwsłoneczne.
Wtedy się bałem, że to jakiś rodzaj wylewu krwi do mózgu. Nigdy niczego podobnego nie przeżyłem, więc oczywiście wyobrażałem sobie najgorsze. Nie było to przeziębienie, tylko coś dużo poważniejszego. Czułem się, jakbym za chwilę miał się przewrócić.
Słabo pamiętam, co się działo z pozostałymi pasażerami. Zanadto byłem zajęty sobą. W każdym razie jakoś dojechałem do Shinjuku Gyoen-mae i wysiadłem z pociągu. Kręciło mi się w głowie i wszystko wydawało się czarne. „Już po mnie” – pomyślałem. Ledwo szedłem. Po omacku wdrapałem się na schody prowadzące na ulicę. Na dworze było ciemno jak w nocy. Mimo bólu jak zwykle kupiłem mleko. Dziwne, prawda? Wszedłem do sklepu AM/PM i kupiłem mleko. Nie przyszło mi do głowy, że mógłbym tego nie zrobić. Z perspektywy czasu nie rozumiem, czemu je kupiłem, chociaż tak bardzo cierpiałem.
Wszedłem do biura i wyciągnąłem się na kanapie w holu przy recepcji. Ani trochę mi to nie pomogło, a jedna z pracownic stwierdziła,