Podziemie. Haruki Murakami
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Podziemie - Haruki Murakami страница 23
Rano po całodobowym dyżurze nie możemy od razu iść do domu. Godziny szczytu przypadają między 8.00 a 9.30, więc dalej pracujemy, chociaż teoretycznie mamy już wolne. Rankiem dwudziestego marca akurat skończyłem całodobowy dyżur, toteż byłem „rezerwowym na godziny szczytu”. I właśnie wtedy zdarzył się zamach gazowy.
Był poniedziałek między dwoma świętami państwowymi. Tłok jak zwykle. Wszystkie pociągi linii Marunouchi jadące w stronę Ogikubo raptownie pustoszeją za stacją Kasumigaseki. Między Ikebukuro a Kasumigaseki tłum w wagonach szybko gęstnieje, a potem pasażerowie już tylko wysiadają i nikt nie wsiada.
Do obowiązków rezerwowego w godzinach szczytu należy nadzorowanie pracy załogi pociągów, pilnowanie, żeby wszystko szło zgodnie z planem, a zmiany załóg następowały bez zakłóceń, i żeby pociąg się nie spóźniał, słowem: ogólny nadzór.
Pociąg A777 dojechał do stacji Nakano Sakaue punktualnie o 8.26. Kiedy się zatrzymał, jeden z pasażerów zawołał peronowego, a ten zaraz krzyknął do innego, który stał po drugiej stronie torów na peronie do odjazdów w stronę Ikebukuro:
– Chodź tu szybko, jest jakaś awaria!
Stałem może z pięćdziesiąt metrów dalej na tym samym peronie, więc nie dosłyszałem, o co chodzi, ale wyglądało na to, że dzieje się coś złego, toteż czym prędzej pobiegłem. Peronowy z sąsiedniego peronu nie może ot tak sobie przeskoczyć przez tory, nawet jeżeli ktoś mu zgłosi jakąś nieprawidłowość. I dlatego ja też tam pospieszyłem. Wszedłem do trzeciego wagonu od przodu najdalszymi z trojga drzwi i zobaczyłem, że jakiś sześćdziesięciopięciolatek leży jak długi na podłodze. Pięćdziesięcioletnia kobieta naprzeciw niego też zsunęła się z ławki. Oboje dyszeli, z trudem chwytając powietrze i tocząc z ust krwawą pianę. Mężczyzna sprawiał wrażenie zupełnie nieprzytomnego. Błysnęła mi myśl, że to wspólne samobójstwo kochanków. Ale przyczyna była oczywiście zupełnie inna. Tylko przez chwilę tak mi się wydawało. Ten pan później umarł. Kobieta podobno wciąż jest w śpiączce.
Tym wagonem jechali tylko oni dwoje. Nikt więcej. Mężczyzna leżał na podłodze, naprzeciw niego kobieta zsuwała się z ławki, a przy najbliższych drzwiach leżały dwa pakunki. Zauważyłem je, gdy tylko wszedłem do wagonu. Kwadratowe plastikowe torebki o boku około trzydziestu centymetrów, wypełnione płynem. Jedna była pękata, a druga sflaczała. Płyn, który z niej wyciekł, sprawiał wrażenie lepkiego.
W wagonie czuć było jakiś zapach, ale właściwie nie potrafię go opisać. Początkowo mówiłem wszystkim, że pachniało rozpuszczalnikiem, w rzeczywistości był to jednak raczej swąd spalenizny. No dobra, obojętne, ile razy mnie o to pytają, nigdy nie wiem, co odpowiedzieć. Po prostu śmierdziało.
Wkrótce nadbiegli inni peronowi i razem wynieśliśmy tych dwoje pasażerów. Mamy tylko jedne nosze, więc najpierw zabraliśmy na nich mężczyznę, a potem spletliśmy dłonie w krzesełko, posadziliśmy na nim kobietę i położyliśmy ją na peronie. Motorniczy i konduktor z tego pociągu nie mieli pojęcia, że coś takiego się dzieje.
No więc wydobyliśmy z wagonu tych dwoje pasażerów i zasygnalizowaliśmy, że pociąg jest gotów do odjazdu. Daliśmy znak „niech rusza”. Nie można długo zatrzymywać składu na stacji. Nie było kiedy wytrzeć podłogi. Pozostały ten dziwaczny zapach i mokra plama, więc musieliśmy dopilnować, żeby ją usunięto na końcu trasy, czyli w Ogikubo. Zadzwoniłem na tę stację i powiedziałem:
– W pociągu 777 trzeba wytrzeć podłogę. Zajmiecie się tym?
Ale wszyscy coraz gorzej się czuli, zarówno peronowi, jak i pasażerowie. Było koło 8.40.
Z Nakano Sakaue do Ogikubo jest pięć przystanków. Pociąg przemierza je w dwanaście minut. Skład 777 zgodnie z rozkładem miał zawrócić, tym razem oznaczony numerem 877. Ale pasażerowie, którzy wsiedli do niego na stacji Ogikubo, też dziwnie się poczuli. Podłogę wycierano podczas postoju na końcu trasy i chyba także w czasie jazdy z powrotem w naszą stronę. I co się stało? Wszyscy, którzy brali udział w sprzątaniu, też się rozchorowali. Podobnie pasażerowie jadący z Ogikubo do Shin-Kōenji. Rozniosła się wiadomość, że z tym pociągiem coś jest nie tak.
Niech no się zastanowię. Tym razem na Ogikubo wsiadło chyba sporo pasażerów. Zwykle wszystkie miejsca siedzące są zajęte, więc część ludzi stoi. Wiedzieliśmy, że tym razem musimy skontrolować pociąg, toteż czekaliśmy, aż 877 zgodnie z rozkładem dojedzie do Nakano Sakaue o 8.53. Wyłączono go jednak z ruchu na Shin-Kōenji.
Kiedy wynieśliśmy tych dwoje pasażerów, chwyciłem palcami plastikowe pakunki z sarinem i położyłem je na peronie. Były to kwadratowe plastikowe worki jak od kroplówek. Jak zwykle podczas dyżurów na stacji włożyłem przedtem białe nylonowe rękawiczki. Starałem się nie dotykać mokrych części worków.
Przypuszczałem, że tych dwoje pasażerów właśnie za pomocą zawartości tych worków popełniło samobójstwo, więc pomyślałem: „To są niebezpieczne przedmioty, trzeba o nich zameldować policji”. Zobaczyłem gazetę wsuniętą na półkę nad siedzeniami, wziąłem ją i umieściłem na niej worki z sarinem, a potem wyniosłem to wszystko na peron i położyłem pod filarem. Podszedł peronowy z białą plastikową torbą jak z supermarketu. Wrzuciliśmy do niej pakunki z sarinem i zawiązaliśmy torbę. Peronowy zaniósł ją do biura zawiadowcy stacji i tam zostawił. Wtedy o tym nie wiedziałem, ale chyba włożył ją do wiadra przy drzwiach.
Wkrótce pasażerowie zaczęli się skarżyć na złe samopoczucie, więc zaprowadziliśmy ich do biura zawiadowcy stacji. Wielu pracowników metra też źle się czuło. Policjanci i strażacy przyjechali wypytać nas, co się dzieje, i szybko stwierdzili, że zaszło coś dziwnego. Wynieśliśmy wtedy torbę z biura. Jeżeli mnie pamięć nie zawodzi, policjanci gdzieś ją wyrzucili.
Idąc do biura zawiadowcy stacji, żeby stamtąd zatelefonować, nie zdawałem sobie sprawy, że cieknie mi z nosa i coś dziwnego dzieje się z oczami. Nie bolały, ale mrowiło mnie w nich i miałem zmącony wzrok. Ilekroć próbowałem skupić na czymś spojrzenie, zaczynały wściekle boleć. Dopóki rozglądałem się jak we mgle, nie dokuczały, ale każda próba skupienia wzroku powodowała ból. Po pewnym czasie zaczęły migotać jarzeniówki i cała reszta.
Koło 8.55 zakręciło mi się w głowie od jaskrawego światła, a mniej więcej o 9.00 poszedłem do toalety umyć twarz i na trochę położyłem się w sypialni. Ponieważ wcześniej wybuchła afera z pociągiem linii Hibiya, mniej więcej wtedy dowiedzieliśmy się, że gdzie indziej też są problemy. Wszyscy zdążyli już spanikować. Telewizja na bieżąco nadawała wiadomości o tych wypadkach.
Czułem się, jakbym był chory, więc wyszedłem ze stacji. Przez skrzyżowanie Nakano Sakaue mknęły karetki pogotowia, które ledwo dawały radę pozbierać wszystkich pacjentów i odwieźć ich do szpitali. Zabrakło dla mnie miejsca w ambulansie. Rzucono do akcji nawet policyjne radiowozy do zadań specjalnych. Wie pan, te okratowane. Właśnie taki radiowóz w końcu mnie zawiózł do szpitala. Dotarłem tam koło 9.30. Sześcioro pracowników stacji Nakano Sakaue wylądowało w szpitalu, a dwoje – w tym mnie – zatrzymano w nim na dłużej.
Personel szpitala ogólnego Nakano już wiedział, że przyczyną