Podziemie. Haruki Murakami

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Podziemie - Haruki Murakami страница 6

Автор:
Серия:
Издательство:
Podziemie - Haruki Murakami Reportaż

Скачать книгу

do pobliskiego szpitala, a raczej szpitalika Azabu. Przede mną pojechało tam dwadzieścia osób.

      Potem przez tydzień miałam objawy przeziębienia. Kasłałam jak astmatyczka, a po trzech dniach dostałam wysokiej temperatury, ponad czterdzieści stopni. Byłam pewna, że termometr się popsuł. Rtęć podskoczyła do końca skali, więc mogłam mieć nawet wyższą gorączkę. Wiem tylko, że byłam zupełnie unieruchomiona.

      Nawet gdy temperatura opadła, rzęziłam jeszcze przez jakiś miesiąc. Widocznie sarin wlazł mi w oskrzela. Bardzo mnie bolało. Kasłałam, jakbym nigdy nie miała przestać. Z bólu nie mogłam oddychać. Co chwila dostawałam napadów kaszlu. Mówiłam tak jak teraz i nagle zanosiłam się kaszlem. W dziale PR trzeba się spotykać z ludźmi, więc w tych warunkach było mi bardzo trudno pracować.

      I miałam te nawracające sny. Utkwił mi w głowie obraz pracowników metra z łyżkami w ustach. W snach widziałam setki ciał leżących na ziemi. Ich szeregi ciągnęły się aż po horyzont. Nie wiem, ile razy budziłam się w nocy. To było przerażające.

      Jak już wspomniałam, tam, gdzie wtedy byliśmy, czyli przed ministerstwem handlu i przemysłu, ludzie toczyli pianę z ust. Po tej stronie ulicy trwało istne piekło. A po drugiej inni jak zwykle szli do pracy. Zajmowałam się poszkodowanymi, a kiedy podnosiłam głowę, widziałam, że przechodnie zerkają w moją stronę z pytającym wyrazem twarzy, jakby się zastanawiali, co też mogło się stać, ale nikt do nas nie podszedł. Jakbyśmy żyli w osobnym świecie. Nikt się nie zatrzymał. Wszyscy myśleli: „To nie moja sprawa”.

      Przed bramą ministerstwa akurat na wprost nas stali wartownicy. Trzej ludzie leżeli na ziemi i rozpaczliwie potrzebowali karetki, która bardzo długo nie przyjeżdżała. Ale nikt z ministerstwa nie zatelefonował po pomoc. Nie wezwali dla nas nawet taksówki.

      Sarin podłożono o 8.10 i minęło ponad półtorej godziny, zanim przyjechała karetka. Ci z ministerstwa przez cały ten czas zupełnie nas ignorowali. Parę razy pokazano w telewizji, jak pan Takahashi leży martwy z łyżką w ustach. I tyle. Nie mogłam na to patrzeć.

      MURAKAMI: A gdyby to pani szła wtedy do pracy drugą stroną ulicy? Podeszłaby pani, żeby pomóc?

      Chyba tak. Na pewno nie zignorowałabym poszkodowanych, choćbym miała się zachować bardzo nietypowo. Przeszłabym przez jezdnię. Z tego wszystkiego chciało mi się płakać, ale wiedziałam, że jeżeli przestanę panować nad sobą, to już będzie koniec. Nikt z niczym spokojnie sobie nie radził. Nikt nawet nie zajmował się chorymi. Wszyscy porzucili nas na pastwę losu i szli swoją drogą. To było potworne.

      A co do zbrodniarzy, którzy własnoręcznie podłożyli sarin, to prawdę mówiąc, na myśl o nich nie czuję jakiegoś szczególnego gniewu ani nienawiści. Chyba po prostu moje skojarzenia nie biegną tą drogą i nie znajduję w sobie tych uczuć. Myślę natomiast o rodzinach, które dźwigają brzemię tragedii. Ich cierpienie wydaje mi się dużo większe niż wszelki mój gniew czy nienawiść do sprawców. A że ktoś z Ōmu przyniósł sarin do metra… Nie o to chodzi. Nie myślę o roli Ōmu w zamachu gazowym.

      Nigdy nie oglądam doniesień telewizyjnych ani żadnych innych materiałów o Ōmu. Nie chcę ich oglądać. Nie zamierzam udzielać wywiadów. Chyba żeby to miało pomóc tym, którzy sami ucierpieli, albo krewnym zmarłych, wtedy owszem, wystąpię i będę mówić, ale tylko jeżeli to oni zechcą się dowiedzieć, jak było. Nie życzę sobie, żeby wokół mnie tańczyli dziennikarze.

      Oczywiście społeczeństwo powinno surowo ukarać tę zbrodnię. Zwłaszcza ze względu na rodziny zmarłych nie wolno pobłażać sprawcom. Co ci krewni mają teraz począć…? Ale nawet jeżeli zbrodniarze dostaną karę śmierci, czy to coś rozwiąże? Może jestem przewrażliwiona na punkcie ludzkiej śmiertelności, wydaje mi się jednak, że choćby kara była najcięższa, rodzinom zmarłych nie mamy co powiedzieć.

      „Pracuję tu bez przerwy, odkąd zacząłem”

      Masaru Yuasa (24)

      Pan Yuasa jest dużo młodszy od pana Toyody (bohatera wywiadu ze s. 44) i zmarłego pana Takahashiego. Jest raczej w wieku ich synów. Ze swoimi młodzieńczo potarganymi włosami sprawia wrażenie szesnastolatka. Nadal ma w sobie coś z naiwnego chłopca, więc nie wygląda na swoje lata.

      Urodził się w Ichikawie w prefekturze Chiba, którą od Tokio oddziela Zatoka Tokijska, i tam też spędził dzieciństwo. Zainteresował się pociągami, więc podjął naukę w technikum kolejowym Iwakura w tokijskiej dzielnicy Ueno. Szkołę tę powinien skończyć każdy, kto chce pracować na kolei. Pan Yuasa początkowo pragnął być maszynistą, więc wybrał klasę o profilu mechanicznym. W 1988 roku rozpoczął pracę w tokijskim metrze i od tamtej pory pracuje na stacji Kasumigaseki. Bezpośredni i szczery, do codziennych obowiązków podchodzi z wyraźnym poczuciem ich celowości. Tym bardziej więc wstrząsnął nim zamach gazowy.

      Przełożony kazał panu Yuasie pomóc wynieść na ulicę nosze z panem Takahashim, który upadł na peronie linii Chiyoda, i zaczekać w wyznaczonym miejscu, aż przyjedzie karetka; ta jednak nie przyjechała. Pan Yuasa patrzył, jak stan pana Takahashiego z każdą chwilą się pogarsza, ale był bezsilny. Pan Takahashi w końcu umarł, ponieważ nie udzielono mu w porę pomocy. Nie sposób sobie wyobrazić ówczesną frustrację, dezorientację i gniew pana Yuasy. Zapewne właśnie z ich powodu w jego wspomnieniach o tym zdarzeniu są luki. Sam przyznaje, że niektóre szczegóły zupełnie uleciały mu z pamięci.

      To wyjaśnia, dlaczego równoległe relacje z tego samego epizodu bywają lekko rozbieżne, ale pan Yuasa odebrał to zdarzenie właśnie tak, jak mi je opowiedział.

      * * *

      W technikum mogliśmy wybrać mechanikę albo transport. Na ten ostatni decydowali się zwykle ludzie zakręceni na punkcie statystyki, którzy trzymali w szufladach biurek rozkłady jazdy (śmiech). A ja wprawdzie lubiłem pociągi, ale nie w ten sposób. Nie miałem na ich punkcie obsesji.

      Posada w Kolejach Japońskich uchodziła za coś, o co warto zabiegać. Mnóstwo facetów chciało zostać maszynistami sieci ekspresów Shinkansen. Po ukończeniu szkoły nie dostałem pracy w Kolejach Japońskich, ale Seibu, Odakyū, Tōkyū i inne prywatne linie też cieszyły się popularnością. Tyle że trzeba było mieszkać w okolicach przez nie obsługiwanych, żeby dostać u nich pracę. Trudna sprawa. Zawsze chciałem pracować w metrze, a tokijska kolejka podziemna też była dość popularna. Płaci nie gorzej niż inne koleje.

      Na stacji trzeba wykonywać wiele różnych zadań. To nie tylko obsługa kasy i dyżury na peronie, ale też praca w biurze rzeczy znalezionych i łagodzenie kłótni między pasażerami. Kiedy zacząłem, miałem dopiero osiemnaście lat, więc nie było mi łatwo poradzić sobie z tym wszystkim. Dlatego pierwszy całodobowy dyżur najbardziej mi się dłużył. Po odjeździe ostatniego pociągu spuściłem żaluzje i westchnąłem z ulgą: „Na dziś koniec. Nareszcie!”. Teraz już tak tego nie przeżywam, ale z początku bardzo się męczyłem.

      Najgorsi byli pijacy. Kiedy są na bani, spoufalają się, biją albo rzygają. Kasumigaseki nie jest dzielnicą rozrywek, więc nie jeździ tamtędy tak znów wielu pijaków, ale czasem się trafiają.

      Nie, nigdy nie starałem się o etat maszynisty. Parę razy miałem szansę, jednak po namyśle rezygnowałem. Pod koniec mojego pierwszego roku był egzamin na konduktora, ale przepracowałem na stacji dwanaście miesięcy i ledwo zdążyłem z grubsza się we wszystkim połapać, więc dałem sobie spokój.

Скачать книгу