Ogniem i mieczem. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ogniem i mieczem - Henryk Sienkiewicz страница 15
— Już mi też obiecali i jego wysokość pan poseł, i imć pan namiestnik. Zacnych kawalerów będziemy przyjmowali, tylko że przywykłym do specjałów na dworach, nie wiem, czyli będzie smakowała nasza uboga pasza.
— Na żołnierskim my chlebie, nie na dworskim chowani — rzekł pan Skrzetuski.
A pan Rozwan Ursu dodał:
— Próbowałem ja już gościnnego chleba w szlacheckich domach i wiem, że i dworski mu nie wyrówna.
Wozy ruszyły naprzód, a stara kniahini mówiła dalej:
— Dawno to, dawno już minęły lepsze dla nas czasy. Na Wołyniu i na Litwie są jeszcze Kurcewicze, którzy poczty[392] trzymają i wcale po pańsku żyją, ale ci biedniejszych krewnych znać nie chcą, za co niech ich Bóg skarze. U nas prawie kozacza bieda, którą nam waszmościowie musicie wybaczyć i szczerym sercem przyjąć to, co szczerze ofiarujemy. Ja i pięciu synów siedzimy na jednej wiosce i kilkunastu słobodach[393], a z nami i ta jeszcze jejmościanka na opiece.
Namiestnika zdziwiły te słowa, gdyż słyszał w Łubniach[394], że Rozłogi były niemałą fortuną szlachecką, a po wtóre, że należały ongi do kniazia Wasyla, ojca Heleny. Nie zdało mu się jednak rzeczą stosowną pytać, jakim sposobem przeszły w ręce Konstantyna i jego wdowy.
— To jejmość pani pięciu masz synów? — zagadnął pan Rozwan Ursu.
— Miałam pięciu jak lwów — rzecze kniahini — ale najstarszemu, Wasylowi, poganie[395] w Białogrodzie[396] oczy wykapali pochodniami, od czego mu też i rozum się nadwerężył. Gdy młodzi pójdą na wyprawę, ja sama w domu zostaję, z nim tylko i z jejmościanką, z którą większa bieda niż pociecha.
Pogardliwy ton, z jakim stara kniahini mówiła o swej synowicy[397], tak był widoczny, że nie uszedł uwagi porucznika. Pierś mu zawrzała gniewem i o mało nie zaklął szpetnie, ale słowa zamarły mu na ustach, gdy spojrzawszy na kniaziównę ujrzał przy świetle księżyca oczy jej zalane łzami...
— Co waćpannie jest? czego płaczesz? — spytał z cicha.
Kniaziówna milczała.
— Ja nie mogę znieść łez waćpanny — mówił pan Skrzetuski i pochylił się ku niej, a widząc, że stara kniahini rozprawia z panem Rozwanem Ursu i nie patrzy w tę stronę, nalegał dalej:
— Na Boga, przemów choć słowo, bo Bóg widzi, że i krew, i zdrowie bym oddał, byle ciebie pocieszyć.
Nagle uczuł, że jeden z jeźdźców napiera go tak silnie, że aż konie poczynają się trzeć bokami.
Rozmowa z kniaziówną była przerwana, więc pan Skrzetuski zdziwiony, ale i rozgniewany, zwrócił się ku śmiałkowi.
Przy świetle księżyca ujrzał dwoje oczu, które patrzyły na niego zuchwale, wyzywająco i szyderczo zarazem.
Straszne te oczy świeciły jak ślepie wilka w ciemnym borze.
„Co, u kaduka? — pomyślał namiestnik — bies czy co?” — i z kolei zajrzawszy z bliska w te pałające źrenice, spytał:
— A czego to waść tak koniem najeżdżasz i oczyma we mnie wiercisz?
Jeździec nie odpowiedział nic, ale patrzył wciąż równie uporczywie i zuchwale.
— Jeślić ciemno, to mogę ognia skrzesać, a jeślić gościniec za ciasny, to hajda w step! — rzekł już podniesionym głosem namiestnik.
— A ty odlitaj, Laszku, od kolaski, koły step baczysz[398] — odparł jeździec.
Namiestnik, jako był człowiek do czynu skory, zamiast odpowiedzieć, uderzył tak silnie nogą w brzuch konia napastnika, że rumak jęknął i w jednym szczupaku znalazł się na samym brzegu gościńca.
Jeździec osadził go na miejscu i przez chwilę zdawało się, że pragnie rzucić się na namiestnika, ale wtem zabrzmiał ostry, rozkazujący głos starej kniahini:
— Bohun, szczo z toboju[399]?
Słowa te miały natychmiastowy skutek. Jeździec zwrócił konia młyńcem i przejechał na drugą stronę kolaski do kniahini, która mówiła dalej:
— Szczo z toboju? Ej, ty nie w Perejasławiu[400] ani w Krymie, ale w Rozłogach — bacz na to. A teraz skocz mi naprzód i prowadź wozy, bo jar zaraz, a w jarze ciemno. Hodi, siromacha[401]!
Pan Skrzetuski równie był zdziwiony, jak rozgniewany. Ten Bohun widocznie szukał okazji i byłby ją znalazł, ale dlaczego szukał? skąd ta niespodziewana napaść?
Przez głowę namiestnika przeleciała myśl, że tu kniaziówna wchodziła do gry, i utwierdził się w tej myśli, gdy spojrzawszy na twarz jej ujrzał mimo mroków nocnych, że twarz ta była blada jak płótno i że widocznie malowało się na niej przerażenie.
Tymczasem Bohun ruszył z kopyta naprzód wedle rozkazu kniahini, która spoglądając za nim rzekła wpół do siebie, wpół do namiestnika:
— To szalona głowa i bies kozaczy.
— Widać, niespełna rozumu — odpowiedział pogardliwie pan Skrzetuski. — Czy to Kozak w służbie synów imci pani?
Stara kniahini rzuciła się w tył kolaski.
— Co waćpan mówisz! To jest Bohun, podpułkownik, przesławny junak, synom moim druh, a mnie jak szósty syn przybrany. Nie może też to być, abyś waszmość o nazwisku jego nie słyszał, bo wszyscy o nim wiedzą.
I rzeczywiście, panu Skrzetuskiemu dobrze było znane to nazwisko. Spośród imion różnych pułkowników i atamanów kozackich wypłynęło ono na wierzch i było na wszystkich ustach po obu stronach Dniepru. Ślepcy śpiewali o Bohunie pieśni po jarmarkach i karczmach, na wieczornicach opowiadano dziwy o młodym watażce[402]. Kto on był, skąd się wziął, nikt nie wiedział. To pewna, że kolebką były mu stepy, Dniepr, porohy[403] i Czertomelik[404] ze swoim labiryntem cieśnin, zatok, kołbani[405], wysp, skał, jarów i oczeretów[406]. Od wyrostka zżył się i zespolił z tym dzikim światem.
Czasu pokoju chodził z innymi „za rybą i zwierzem”, tłukł się po zakrętach Dnieprowych, brodził po bagniskach i oczeretach wraz z gromadą półnagich towarzyszów[407] — to znów całe miesiące
392
poczet — orszak, druzyna, sludzy, towarzyszacy panu w podrozach.
393
sloboda — nowo powstala osada, ktorej mieszkancy zostali zwolnieni na kilkadziesiat lat od oplat i zobowiazan feudalnych.
394
Lubnie — miasto na Poltawszczyznie, na sr.-wsch. Ukrainie, rezydencja ksiazat Wisniowieckich.
395
poganie — tu: muzulmanie, Tatarzy.
396
Bialogrod a. Akerman (dzis ukr.: Bilhorod-Dnistrowskij) — miasto polozone nad limanem Dniestru, ok. 20 km od Morza Czarnego, na terenie dzisiejszej pld. Ukrainy, ok. 50 km na pld. zach. od Odessy, zalozone w VI w. p.n.e. jako kolonia grecka, w XVII i XVIII w. w rekach tatarskich.
397
synowica (daw.) — bratanica.
398
A ty odlitaj, Laszku, od kolaski, koly step baczysz (ukr.) — Odlatuj, Polaczku, od kolaski, kiedy widzisz step.
399
szczo z toboju (ukr.) — co z toba.
400
Perejaslaw — miasto na srodkowej Ukrainie, niedaleko Kijowa, w XVII w. osrodek kozacki; w 1630 oblegane bez skutku przez polskiego hetmana Koniecpolskiego, w 1649 miejsce rokowan Polakow z Chmielnickim.
401
Hodi, siromacha (ukr.) — dosyc, wilku; siromacha (daw. ukr.) — wloczega; wilk-samotnik.
402
watazka — przywodca oddzialu wolnych Kozakow lub herszt bandy rozbojnikow.
403
poroh (ukr.: prog) — naturalna zapora skalna na rzece, uniemozliwiajaca swobodna zegluge; kraina ponizej porohow Dniepru nazywala sie Nizem albo Zaporozem i byla zamieszkana przez spolecznosc Kozakow zaporoskich.
404
Czertomelik — rzeka na pd. Ukrainie, prawy doplyw dolnego Dniepru, na ktorym w tym miejscu istniala duza ilosc wysp, zapewniajacych Kozakom kryjowki; te nazwe nosila tez jedna z tych wysp.
405
kolban (daw. ukr.) — jama, glebina, bystrze.
406
oczeret — trzcina; szuwary.
407
towarzyszow — dzis popr. forma D. lm: towarzyszy.