Urodzona bogini część 1. P.C. Cast
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Urodzona bogini część 1 - P.C. Cast страница 4
– Przybranie postaci cielesnej nie jest dla mnie wcale proste i łatwe – wyjaśnił Pryderi. – Całkowicie zmaterializowany ukazuję się komuś, kto oddaje mi cześć, składa ofiary, okazuje miłość i posłuszeństwo. Tak właśnie będziecie postępować ty i twoja córka. A kiedy przyprowadzisz do mnie lud, zwrócę ci należne tobie miejsce w Partholonie i…
Nie dokończył, ponieważ w tym momencie coś się wydarzyło, coś, co skutecznie odebrało mu głos. W nocną ciszę wdarły się bardzo głośne dźwięki, a mianowicie bicie w bębny. Nie jakieś tam chaotyczne, kakofoniczne, tylko bardzo rytmiczne, równomierne, nieprzerwane, jak bicie serca pompującego krew.
I dokładnie w tej samej chwili Rhiannon poczuła, że musi przeć. Teraz, i to koniecznie.
Odruchowo przygarbiła się, nogi same zgięły się w kolanach, uniosły. Jednocześnie ręce kurczowo chwyciły się sękatych korzeni wystających z ziemi, które miały stać kotwicą dla prężącego się ciała.
Nieprzytomne z bólu i strachu oczy wlepiła w przeźroczystą zjawę przed rozłożystym dębem.
– Pomóż mi… – wyjęczała.
Bębny były coraz bliżej, brzmiały coraz głośniej. Słychać też było głosy. Jacyś ludzie wymawiali dokładnie to samo. Bili w bębny, jednocześnie wypowiadając śpiewnie jakieś słowa, dla Rhiannon absolutnie niezrozumiałe, ale jednobrzmiące.
I nagle, ku swemu największemu przerażeniu, tak samo wielkiemu jak ból szarpiący jej ciało, zauważyła, jak przepiękny zwiewny Pryderi ulega straszliwej transformacji. Najpierw zamigotał, potem jego twarz dziwnie zafalowała, pięknie wykrojone, zmysłowe usta zamknęły się, ulegając okropnej deformacji. Jakby ktoś przypiekł je rozżarzonym żelazem. Nos znikł, pozostała po nim tylko groteskowa dziura. Ciemne oczy, dotąd roześmiane, zmieniły się w żółte rozjarzone ślepia bestii.
Ten stan trwał sekundę, bo jeszcze zanim Rhiannon zdążyła kolejny raz drżąco odetchnąć, twarz boga uległa kolejnej metamorfozie. Żółte oczy, podobnie jak nos, znikły, pozostały po nich tylko puste czarne oczodoły, a pokiereszowane wargi rozwarły się. Lecz teraz była to zaśliniona paszcza, rozdziawiona, by zademonstrować zakrwawione kły.
Wargi Rhiannon też się rozchyliły. Krzyknęła przeraźliwie z największego strachu i największego bólu.
Bicie w bębny i monotonny śpiew stawały się coraz głośniejsze, brzmiały coraz bliżej.
I znów nastąpiła kolejna metamorfoza. Przed Rhiannon ponownie ukazał się nieziemsko piękny bóg, tym razem jednak prawie niewidzialny.
– Nie zawsze mogę być piękny, nawet dla ciebie, mój Najjaśniejszy Klejnocie.
– Odchodzisz ode mnie?! – krzyknęła z rozpaczą. Była to szczera emocja, bo chociaż Rhiannon była przerażona metamorfozą jego twarzy, jeszcze bardziej bała się zostać sama.
– Ci, którzy nadchodzą, zmuszają mnie do odejścia. W tym świecie nie mam takiej mocy, by ich pokonać… – odparł Pryderi, a potem niespodziewanie, na moment, zmaterializował się całkowicie i wbił płonący wzrok w Rhiannon: – Rhiannon MacCallan, patrzę na ciebie od lat. Widziałem, jak przykuta do Epony jesteś coraz bardziej nieszczęśliwa. Teraz możesz to zmienić. Zobaczyłaś mnie, jakim jestem, w każdej mojej postaci, i nastała pora na decyzję. Rhiannon MacCallan, czy gotowa jesteś wyrzec się Bogini i ślubować mi, Pryderiemu, oddać mi się całkowicie jako moja kapłanka, moja Wybranka i moje Wcielenie?
Z bólu i strachu była ledwie przytomna, na granicy utraty zmysłów. Rozbiegane oczy gorączkowo szukały dookoła jakiegokolwiek znaku od Epony. Niczego jednak nie mogły znaleźć, nawet najmniejszej świetlistej plamki, która mogłaby być cząstką Światła Bogini. Czyli była całkowicie zdana na łaskę i niełaskę ciemności, która ścigała ją od lat. I nie miała wyboru, ponieważ absolutnie nie potrafiła wyobrazić sobie siebie w wersji innej niż Boża Wybranka. Nie potrafiłaby żyć, nie posiadając władzy, którą dawała ta właśnie mistyczna funkcja.
I jeszcze do czegoś nie była zdolna. Absolutnie nie potrafiła zmusić się do głośnego wyrzeczenia się Epony. Była w stanie tylko zaakceptować Pryderiego. Trudno. Bogu powinno to wystarczyć.
– Tak… – powiedziała cicho. – Chcę należeć do ciebie.
– Czy swoją córkę też mi przyrzekasz?
Córkę? Głos wewnętrzny stanowczo odradzał ten krok, mimo to Rhiannon przemogła się i zaczęła mówić:
– Daję ci też…
Dalsze słowa zagłuszył przenikliwy krzyk z kilku męskich gardeł. Były to okrzyki wojenne wydawane przez siedmiu członków starszyzny plemiennej Czoktawów, którzy wkroczyli na polanę i ustawili się wokół dwóch świętych dębów.
Duch Pryderiego również krzyknął. Był to dziki, przerażający ryk.
I Bóg Ciemności zniknął.
Rhiannon, znów katowana straszliwym bólem, wyprężyła się. Zamknęła oczy, wreszcie skupiona tylko na jednym. Przeć. Musi przeć…
Nagle poczuła na sobie czyjeś ręce. Dotykały jej ostrożnie, a zarazem czuła, że bardzo zdecydowane i silne. Ktoś ją podtrzymywał. Kto? Szybko otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą pooraną zmarszczkami twarz sędziwego mężczyzny. W długich włosach, białych jak mleko, miał orle pióro.
A najważniejsze było to, że spojrzenie miał zatroskane, pełne życzliwości.
– Pomóż mi… – szepnęła.
– Po to tu jesteśmy. Ciemność odeszła, twemu dziecku nic już nie zagraża. Teraz już może przyjść na świat.
Trzymając się kurczowo rąk obcego człowieka, zaczęła znów przeć, wkładając w to wszystkie siły, jakie jeszcze pozostały w jej zmaltretowanym ciele.
Bębny nie ucichły ani na moment. Biły w rytm serca, kiedy z łona Rhiannon wysuwała się jej córka.
Dziecko przyszło na świat, a matka płakała. Lecz nie za Pryderim. Płakała za Eponą.
ROZDZIAŁ DRUGI
Stary człowiek przeciął nożem pępowinę, owinął noworodka w kocyk utkany w domu i podał Rhiannon. Ona zaś, kiedy tylko spojrzała córeczce w oczy, miała wrażenie, jakby swoje życie zaczynała od nowa. W jednym momencie stało się całkiem inne, ponieważ nigdy dotąd nie widziała czegoś tak cudownego, nigdy dotąd nie ogarnęło jej uczucie tak silne, że po prostu rozsadzało. Czegoś takiego na pewno nie czuła nawet wtedy, gdy po raz pierwszy usłyszała głos Epony. Ani wtedy, gdy po raz pierwszy miała okazję się przekonać, jak wielka jest władza Wybranki Bogini. A zachwyt na widok porażająco pięknej twarzy Pryderiego był niczym w porównaniu z tym, co czuła teraz.
Delikatnie musnęła palcem