Urodzona bogini część 1. P.C. Cast
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Urodzona bogini część 1 - P.C. Cast страница 5
Kruszynka… Nie mogła oderwać od niej oczu, a maleństwo od niej. Tak! Wpatrywało się w nią przecudnymi wielkimi ciemnymi oczami, które zaglądały bardzo daleko. Sięgały w głąb duszy matki.
– Tyle zrobiłam złego…
– Tak – powiedział cicho stary człowiek. – Tak, Rhiannon, zrobiłaś wiele złego.
Poderwała głowę. Stary człowiek klęczał tuż przy niej. W ręku trzymał duży kawał białego płótna. Zbił go w kłąb i ostrożnie wsunął między jej nogi. Dziwne, że wcale nie poczuła, jak materiał ociera się o jej ciało. W ogóle prawie nic nie czuje, jakby była cielesna już tylko trochę, w minimalnym stopniu. Ale najważniejsze, że straszny ból wreszcie ustąpił.
– Znasz moje imię… – szepnęła.
– Znam. – Stary człowiek pokiwał głową. – Byłem tam, kiedy Biały Szaman złożył siebie w ofierze i razem z tobą pogrzebał się w świętym drzewie.
Oczywiście! Teraz Rhiannon uświadomiła sobie, że to właśnie ten stary człowiek stał na czele Indian, którzy pokonali demona Nuadę.
– Ale dlaczego… dlaczego mi teraz pomagasz?
– Bo wierzę, że dla mieszkańca tej ziemi nigdy nie jest za późno, by podążyć inną ścieżką. A to dziecko już ci pomogło. Uleczyło twoją duszę… – Twarz starego Indianina zmarszczyła się jeszcze bardziej, kiedy pojawił się na niej uśmiech. I był to uśmiech ciepły, serdeczny. – Musi mieć w sobie bardzo dużo dobrej mocy, skoro już teraz udało mu się naprawić aż tyle!
– Oczywiście! Jest nadzwyczajna – oświadczyła dumna mama, tuląc maleństwo do piersi. Pokołysała je chwilę i oznajmiła: – Nazywa się Morrigan, wnuczka MacCallana.
– Morrigan, wnuczka MacCallana – powtórzył z wielką powagą stary człowiek. – Będę pamiętać i przekazywać innym… – Nie odrywał od niej zatroskanych oczu.
– Tak, Morrigan, wnuczka MacCallana… – Czuła, że jest niedobrze.
Czuła, że jest bardzo źle, jeszcze zanim usłyszała złowróżbne słowa:
– Coś w tobie się rozerwało, Rhiannon. Za długo krwawisz, za dużo tej krwi. Wysłałem już kogoś po pikapa, ale zanim dotrzemy do lekarza, minie wiele godzin…
Zajrzała mu głęboko w oczy i tam, w mądrych oczach starego człowieka, pełnych zatroskania i smutku, zobaczyła swój los.
– Umieram.
– Myślę, że tak. – Stary człowiek pokiwał głową. – Twoja dusza została uzdrowiona, ale ciała nie da się wyleczyć.
Nie, wcale nie wpadła w panikę. Nie czuła żadnego lęku, ani odrobiny, tak jak nie czuła żadnego bólu. Tylko ten ciężar, ogromny ciężar przygniatający jej duszę. Musi odejść. Nie będzie jej przy Morrigan, nie będzie widzieć, jak córeczka rośnie. Ktoś inny będzie opiekować się nią, czuwać, by nie przytrafiło jej się coś złego…
Coś złego.
– O Bogini! Co ja zrobiłam! Co ja zrobiłam!
Stary człowiek wcale nie próbował jej uspokoić, tylko spojrzał na nią bardzo przenikliwie.
– Powiedz mi, Rhiannon, co zrobiłaś.
– Oddałam się Pryderiemu! Uznałam go za swego boga. Za Boga Jedynego! Tym samym wypowiedziałam posłuszeństwo Eponie, odłączyłam się od Jej ludu, pozbawiłam się prawa do tego, by Ją czcić… Pozostała tylko jedna nieśmiertelna łącząca nas nić, którą tylko Bogini może ożywić, gdy sercem będę ją o to błagać… – Przerwała na moment. – Pryderi chciał też, żeby służyła mu również moja córka, ale nie zdążyłam powiedzieć, że tak, że oddaję mu też swoje dziecko, bo wtedy pojawiłeś się ty i twoi ludzie.
– Pryderi jest złym bogiem, prawda? Bogiem ciemności?
– Tak!
– W takim razie musisz się go wyrzec nie tylko ze względu na siebie, ale i na Morrigan.
Wpatrzona w córeczkę Rhiannon szybko przeprowadziła w duchu małą kalkulację. Co najlepsze będzie dla tego maleństwa? Jeśli wyprze się Pryderiego w imieniu swoim i córki, najprawdopodobniej Morrigan nigdy nie ujrzy Partholonu. Będzie musiała zostać tutaj, w tym świecie, przy czym wcale nie jest powiedziane, że będzie miała okazję skorzystać z tych okruchów władzy, jakie udało się zdobyć jej matce.
Ale jeśli nie wyrzeknie się Pryderiego, przeznaczeniem jej córki będzie służenie tej samej ciemności, która odcisnęła straszliwe piętno na życiu jej matki. Tak, teraz była tego w pełni świadoma. I ta sama zła ciemność będzie szeptać do Morrigan, sączyć do jej duszy niezadowolenie, gniew, egoizm, nienawiść, i co najgorsze, całkowicie wypaczone pojęcie miłości.
Nie, nie mogła znieść myśli, że życie córki może być tak samo zepsute, skażone jak życie matki. Jeśli ceną za to ma być usidlenie w tym świecie… to cóż, nie szkodzi. Tu przynajmniej nie będzie usidlona przez kłamstwa Boga Zła, Boga Ciemności.
Uniosła nieco głowę, jej głos stał się nadspodziewanie dźwięczny i donośny, gdy recytowała mające magiczną moc słowa:
– Ja, Rhiannon MacCallan, wyrzekam się ciebie, Pryderi, Bogu o Trzech Twarzach! Wyrzekam się ciebie i odrzucam twoją władzę i nade mną, i nad moją córką, Morrigan MacCallan!
A potem czekała z wielkim niepokojem. Kiedy została kapłanką i Wybranką potężnej Bogini, była jeszcze dzieckiem, dlatego wiedziała doskonale, że odrzucenie Boga Jedynego lub Jedynej Bogini to bardzo poważny krok. Bogów jest wielu, ale każdy człowiek przynależy do któregoś z nich, do swego Boga Jedynego lub Jedynej Bogini, współtworząc Jego lub Jej lud. I bóstwa bardzo nie lubią, kiedy ktoś z ich ludu je odrzuca, a już zwłaszcza bogowie ciemności.
Wiedziała też, że powinna dostać jakiś znak. Coś zobaczyć, usłyszeć lub wyczuć. Coś, co potwierdzi, że istotnie jej Przeznaczenie uległo zmianie.
Czekała. Czas mijał i nic, żadnego znaku.
– Bóg Ciemności wie, że jesteś bliska śmierci, Rhiannon, bliska królestwa duchów. Dlatego nie wypuszcza cię z rąk.
Stary człowiek powiedział to cicho, bardzo łagodnie, a Rhiannon od tych słów serce się krajało. Była coraz słabsza, już tylko dzięki sile woli udawało jej się utrzymać córeczkę w ramionach.
– Ale Morrigan mu nie oddałam – zaszeptała. – Nie ma nad nią władzy.
– Nad nią nie, ale ty nadal mu podlegasz, Rhiannon.
Resztką sił walczyła ze straszliwym, po prostu krańcowym zmęczeniem. Tak wielkim i tak przytłaczającym, że świat przed jej oczami zaczynała powlekać szarość. I była zimna jak lód. Miała