Ostatni Krzyżowiec. Louis de Wohl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatni Krzyżowiec - Louis de Wohl страница 15

Ostatni Krzyżowiec - Louis de  Wohl

Скачать книгу

Cały zamek w ogniu.

      Dym był nieznośny; nie mogła oddychać. Wylała czarkę wody z nocnego stolika na chustkę i przyłożyła ją sobie na usta i nos. Słyszała trzaski i syk płomieni. Dokąd pobiegł don Luiz? Kazał jej czekać na siebie, ale ogień zbliżał się coraz bardziej. Podeszła do drzwi.

      Ku swemu przerażeniu zobaczyła, że ogień dotarł już do ciężkich zasłon salonu – jeszcze moment i droga do głównej klatki schodowej zostanie odcięta.

      Mały korytarz był pełen dymu.

      „Hieronim – pomyślała. – Boże! Muszę natychmiast obudzić chłopca”. Wówczas ujrzała męża pędzącego do góry, rozczochranego i osmolonego.

      – Magdaleno, nic ci nie jest?

      Zdążyła odpowiedzieć uśmiechem.

      – Chłopiec – powiedziała. – Gdzie jest chłopiec? Muszę...

      – Jest bezpieczny. Wyniosłem go. Teraz chodź szybko, zanim dach się zawali.

      Ale po kilku krokach zachwiała się.

      – Nie... nie mogę... dym...

      Podniósł ją i niósł przez salon, teraz już stojący w ogniu i pełen żaru, tak że niewiasta jęczała z bólu.

      Jeszcze kilka chwil i znaleźli się znowu na powietrzu. Główna klatka schodowa była ciągle nienaruszona. Valverde i Galarza podbiegli pomagać, lecz don Luiz ich odsunął.

      – Musicie zebrać mężczyzn. Sformujcie łańcuch, niech kobiety przynoszą kubły z wodą – rozkazał krótko. – Ja zaraz wracam.

      Nie puścił jej, dopóki nie wyprowadził na zewnątrz. Świeże powietrze. Ni stąd ni zowąd zjawiła się Isabel de Alderete, miała latarnię.

      – Tutaj – rzekł don Luiz, kładąc żonę. – Zajmij się nią, dopóki nie wrócę. Czy twoja siostra jest z chłopcem?

      – Tak, panie.

      – Niech pozostanie tam, gdzie jest – zarządził. – Wy trzy odpowiadacie za jego bezpieczeństwo. – Następnie wrócił na zamek.

      W ciągu kwadransa zorganizował gaszenie i dwie godziny później ogień był już opanowany. Z nastaniem świtu zamek był bezpieczny. Jedynie wschodnie skrzydło mocno ucierpiało. La Rubia histeryzując, przyznała się sama. Don Luiz rozmawiał z nią poważnie i zwolnił ją ze służby. Miała wrócić do rodziców w Alcalí. Nie ukarał jej dodatkowo, co było bardzo nie w smak Juanowi Galarzy.

      – Powinien ją pan przynajmniej odesłać z obciętymi włosami.

      Don Luiz potrząsnął głową:

      – To nie w moim stylu.

      – Ale proszę popatrzeć, jak wielką wyrządziła szkodę! Meble, panele, dywany, zasłony...

      Don Luiz uśmiechnął się blado:

      – Żadnej z tych rzeczy nie można zastąpić włosami służącej.

      Juan Galarza odmaszerował, potrząsając głową.

      W godzinę po świcie don Luiz wszedł do pokoju w zachodnim skrzydle, gdzie obie dueñe zapewniły doñi Magdalenie maksimum komfortu. Była całkowicie przytomna.

      – Nareszcie – powiedziała. – Moje kochane biedaczysko, jesteś wykończony. Pozwól mi pomóc ci się rozebrać. – Lecz zamiast mu pomóc, objęła go spontanicznie. – Kocham cię – rzekła – kocham, kocham. Chłopiec śpi. Śpi mocno. Kochany mój, kochany, nie potrafię wyrazić, jak bardzo cię kocham. Kocham cię i jestem z ciebie tak bardzo dumna.

      – Naprawdę? – pocałował ją. – Dlaczego?

      Ku jego zaskoczeniu uklęknęła przed nim.

      – Zanim ci powiem, muszę cię prosić o przebaczenie.

      Spojrzał na nią oszołomiony.

      – Dlaczego? Za co? Proszę wstań z kolan...

      – Wypada klęczeć w konfesjonale – uśmiechnęła się – a ja chcę ci wyznać, że w duchu oskarżyłam cię o grzech, zupełnie niesłusznie. Była to myśl mnie niegodna, a co gorsza, niegodna mojej miłości i szacunku wobec najlepszego, najwspanialszego męża, jakiego może mieć kobieta.

      – Cokolwiek by to było, chętnie ci wybaczam. – Don Luiz nie bardzo wiedział, czy być wzruszonym, czy raczej nieco ubawionym. Pomógł jej powstać.

      – To było okropne – ciągnęła dalej. – Oddałabym całą biżuterię, jaką mam, gdybym nie musiała ci powiedzieć...

      – Nie musisz mi mówić, kochana.

      – A zatem już wiesz?

      – Szczerze mówiąc – uśmiechnął się – nie mam zielonego pojęcia. Ale dlaczego miałabyś się tym dręczyć? Wyrzuć to z siebie.

      – Nie – oświadczyła z naciskiem – nie będę miała wobec ciebie żadnych tajemnic, jak i ty nie masz tajemnic wobec mnie, póki są to twoje tajemnice. Sam z pewnością wiesz, że wszyscy w Villagarcíi są przekonani, że Hieronim jest twoim synem.

      Zmarszczył się.

      – Rzeczywiście doszło do mnie, że mogliby tak myśleć.

      – No, wreszcie... – łapała powietrze, ale kontynuowała odważnie. – Wreszcie... nieomal sama w to uwierzyłam. I to „nieomal” było bardzo małe. Nie sprzeciwiałam się temu aż tak bardzo, ale bardzo chciałam, żebyś miał do mnie większe zaufanie, nawet gdybyś nie mógł wymienić imienia jego matki. Potem pomyślałam, że uznałeś za normalne, iż ja wiem; później znowu, że uważasz, iż jestem bardzo głupia, i to raniło moją próżność – i w ogóle to było straszne.

      – Moje biedactwo – odezwał się.

      – Najgorsze było to, że to był sekret – ciągnęła. – Pierwszy sekret między nami. O jak błogosławię ten pożar...

      – Błogosławisz pożar? Co ty mówisz? Kochanie, ty jesteś chora, wymęczona...

      Uśmiechała się, ze łzami w oczach.

      – Przeciwnie, po dłuższym czasie znowu czuję się dobrze. Błogosławię pożar, bo dał mi dowód, że byłam żałosna w swej głupocie, choćby przez moment wątpiąc w ciebie. Teraz wiem, że Hieronim nie jest twoim synem.

      – Doprawdy? – Patrzył na nią pytająco. – Jak to?

      – Kocham cię – odpowiedziała – i ty kochasz mnie. W moim życiu liczysz się najbardziej. I w twoim życiu ja liczę się najbardziej. Gdyby Hieronim był twoim synem, ratowałbyś najpierw mnie, później jego. Ale tak nie było. Prosiłeś, żebym czekała, i wyszedłeś ratować chłopca. Dopiero potem przybyłeś po mnie.

Скачать книгу