Koalicja Szpiegów Misja Hexi Pen. Agnieszka Stelmaszyk
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Koalicja Szpiegów Misja Hexi Pen - Agnieszka Stelmaszyk страница 9
moduły i zgarnąć wreszcie te dzieciaki. Musi lepiej opłacić Elpidię, raz już je wytropiła i złapała, zrobi to więc i po raz drugi.
– Komandorze, pozwoliłem sobie już poczynić pewne kroki zmierzające do odzyskania prototypów – pochwalił się, oczekując aprobaty.
– Co zamierzasz? – Komandor zatrzymał na twarzy Desmonda pytający wzrok.
– Osobiście pojadę odszukać moduły. Zabiorę ze sobą Elpidię, pomoże mi odnaleźć dzieciaki.
Komandor rzekł nieco oschłym tonem:
– Podoba mi się twoja przedsiębiorczość. Ale muszę cię uprzedzić, jeden z modułów nie działał. Był fałszywy. Luminariusz zamierzał właśnie wydusić z tych bachorów, gdzie jest właściwy, gdy mu
w tym przeszkodzono. Jedynie Luminariusz znał szczegóły. Musisz dowiedzieć się, co stało się z brakującym prototypem.
– Tak jest – Falkone ochoczo przytaknął.
– W przeciwnym razie będzie już po nas – komandor rzekł drżącym głosem.
Desmond poczuł chłód w sercu.
Pierwszy raz Frejman był nie tylko wściekły, ale też zmartwiony. Czyżby było aż tak źle? Komandor się bał?
– I pamiętaj – gdy Desmond wychodził z gabinetu Frejmana, zatrzymał go jeszcze głos komandora: – Wciąż jesteś mi winien ładunek diamentów!
Twój czas i moja cierpliwość się kończą. – Od słów tych powiało grozą.
– Trudno o tym zapomnieć – Falkone mruknął pod nosem. Koniecznie musiał zrobić coś, czym mógłby się zrehabilitować po tym, jak dał sobie wykraść cały ładunek diamentów. Westchnął ciężko. Po tej rozmowie dobry humor z niego uleciał.
***
– Słyszałaś? – Siergiej Żukow niecierpliwym okrzykiem przywitał wchodzącą na pokład jego jachtu Elpidię Winter. – Ten idiota, Luminariusz, stracił nasze moduły! Wiedziałem, że przystąpienie do Koalicji nie przyniesie mi nic dobrego. Mogłem ich szukać na własną rękę, już dawno odzyskałbym swoje pieniądze, a projekt „Meteor” ruszyłby pełną parą.
– Przyznam, że nawet ja byłam nieco zaskoczona tym, co się stało – odparła Elpidia, ignorując gniewne okrzyki Żukowa. – Koalicja chwieje się
w posadach. – Rozsiadła się wygodnie na mięciutkiej kanapie. – Mnie się to też nie podoba. To odpowiedni zatem moment, żebyśmy zaczęli realizować nasz plan z Wiednia. – Uśmiechnęła się. – Nie lubię pracować z nieudacznikami, a ty, Siergieju, jesteś znacznie bardziej zdeterminowany niż te głupki
z Koalicji. Co zdobędę, oni tracą. Dość mam też cackania się z tymi dzieciakami. Odzyskamy moduły, a ty sprawisz, że orbitalna elektrownia zacznie działać jak należy. Zarobimy krocie – Elpidia rozmarzyła się.
– Ten plan bardzo mi się podoba. – Siergiej uspokoił się. – Wiesz, gdzie dzieciaki są teraz? Moi matołowaci agenci jak zwykle ich zgubili.
– Z przecieków wiem, że Luminariusz zamierzał szukać brakującego prototypu w Pradze. Jeden
z dronów Koalicji namierzył tam podejrzany śmigłowiec. To na pewno ten Szykulski z resztą bandy.
– Nie możemy być w Pradze ostatni. – Siergiej zerwał się i wezwawszy jednego ze swoich goryli, kazał mu natychmiast szykować odrzutowiec. – Kiedy to się wreszcie skończy…? – utyskiwał, przygotowując się do wyprawy. – Będziemy musieli także odzyskać pozostałe prototypy. – Odwrócił się do Elpidii. – Te wykradzione przez Departament.
– Tym się nie martw. Tak się składa, że zdążyłam na jednym z modułów umieścić mojego roboptaszka. Wystarczy czekać, aż prześle swoje położenie, a bez trudu namierzymy moduły. Masz ludzi
i będziesz mógł przypuścić atak, żeby je odebrać tym dziadkom z Departamentu.
– Jesteś nieoceniona, Elpidio! – Siergiej Żukow wprost rozpływał się nad przemyślnością tej kobiety.
– Przede wszystkim jestem dalekowzroczna. –
Elpidia Winter uśmiechnęła się czarująco.
Rozdział #8
– Wejdę tam sam, profesor mógłby się zdenerwować, gdyby was zobaczył. – Robert stał na terenie opuszczonych zakładów przed wejściem do kanałów burzowych. – Ukryjcie się, żeby nikt was nie namierzył.
Towarzyszyli mu David, Harriet i Ramona. Julia Paoli odleciała do swojej placówki. Tobias Perry uznał, że jej zadanie dobiegło końca i potrzebna jest teraz zupełnie gdzie indziej.
– Może jednak powinniśmy iść z tobą? – Harriet niepokoiła się.
– Nie, nie – Robert upierał się przy swoim.
– W takim razie będziemy cię ubezpieczać – obiecał David.
– To na razie. – Robert odsunął właz i zaczął schodzić po metalowej drabince. Nie miał pewności, czy profesor Dennis Novak znajduje się teraz
w swojej kryjówce. Mógł przenieść się przecież
w zupełnie inne miejsce. Szukał go wcześniej na ulicach Pragi, ale nigdzie nie dostrzegł szalonego kloszarda.
– Panie profesorze? – zawołał nieśmiało, a echo poniosło jego głos pustym, cuchnącym tunelem. – To ja, Robert Szykulski, pamięta mnie pan? Obiecał mi pan pomóc. Chyba nadeszła właściwa chwila – chłopiec starał się spokojnym głosem wyjaśnić powód swojej wizyty.
Trudno było przewidzieć, jak zachowa się nieco sfiksowany profesor. Lepiej było postępować ostrożnie. Robert przełknął ślinę, wsłuchując się w ciszę
i odgłos własnych kroków. Pamiętał jeszcze, jak profesor rzucił mu się do gardła i nie były to miłe wspomnienia.
Po chwili skręcił w tunel, którym zdawało mu się, że szedł poprzednim razem. Pod stopami poczuł płynący, cuchnący strumyk.