Bezcenne wskazówki. Agnieszka Białomazur

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bezcenne wskazówki - Agnieszka Białomazur страница 2

Bezcenne wskazówki - Agnieszka Białomazur

Скачать книгу

To akurat wszyscy wiemy – zażartował Dominik.

      Na sali zrobiło się wesoło. Jarek postanowił nie odgryzać się za komentarze dotyczące jego postury. Zdawał sobie bowiem sprawę, że to właśnie jego tusza uchroniła go przed być może najgorszym dniem w jego życiu.

      − A ty Dominik? Z twoją kondycją jest chyba wszystko w porządku? – zapytała pani Jola.

      − Jak najbardziej – Dominik odrzekł z dumą. – Tylko, że ja jeszcze dzisiaj wyjeżdżam do Krakowa i wracam dopiero w niedzielę wieczorem.

      − Proszę was, nie traktujcie mojej prośby jak przymus albo jakąś karę – odezwał się szef. – To jest mój serdeczny przyjaciel. Gdyby chodziło o kogoś innego, to nie zwracałbym się z tym do was.

      Po tych słowach skierował swoje spojrzenie na Jakuba. Chłopak poczuł jak serce bije mu coraz mocniej. W tym momencie przypomniał sobie, jak kiedyś opowiadał szefowi o wspinaczkach górskich, które organizował wraz z przyjaciółmi.

      − Kuba, a ty jakie masz plany na jutrzejszy dzień? – zapytał szef.

      − Nic szczególnego – chłopak wyjęknął z trudem.

      − No to mamy już górskiego wędrownika! – wykrzyknął z entuzjazmem Jarek.

      Pozostali pracownicy odetchnęli z ulgą, że nie padło na nich. Zrobiło się jakby raźniej. Wszyscy zaczęli wykazywać lekkie ożywienie. Wszyscy z wyjątkiem Kuby, który spuścił głowę i zaczął zastanawiać się, czy zdoła jeszcze wymyślić jakieś usprawiedliwienie dla siebie. Miał na to jednak za mało czasu, bo właśnie przemówił szef:

      − Słuchaj Kuba, mój znajomy wpadnie dzisiaj do naszej firmy. Kiedy pojawi się, to cię przedstawię i ustalicie sobie szczegóły wyprawy. A teraz dziękuję wszystkim, wracajcie do swoich zajęć.

      Pracownicy zaczęli opuszczać salę, spoglądając na Kubę, który wyglądał tak, jakby wydano na niego najgorszy wyrok.

      − To tylko jeden dzień, dasz radę – pocieszał go Maciek. – A poza tym to może być całkiem miły gość.

      Gdy wszyscy zdążyli już zapomnieć o zebraniu, Kuba siedział wpatrzony w monitor komputera i rozmyślał.

      Zastanawiał się, dlaczego jest tak mało asertywny. Gdyby miał w sobie choć odrobinę więcej odwagi, to być może zdołałby odmówić szefowi. Lubił wędrówki górskie, to prawda, ale ze swoimi przyjaciółmi, w znajomym gronie. A teraz czeka go wyprawa z obcym człowiekiem i nawet nie wie, o czym miałby z nim rozmawiać.

      Jego rozmyślenia przerwał Dominik:

      − Wymyśliłeś już trasę na jutro?

      − Jeszcze nie – odpowiedział Kuba. – Nie mam pojęcia, gdzie miałbym go zabrać.

      − A co będziesz się wysilał – wtrącił Jarek. – Zabierz go na Kozią Górę i już. Jak facet ma kondycję, to pójdziecie dalej, a jak nie, to posiedzicie tam trochę i wrócicie z powrotem.

      − Wiesz, może skorzystam z twojej rady – odrzekł Kuba. – Naprawdę nie mam ochoty na tę wyprawę.

      − Gdybyś odezwał się wcześniej, to może uniknąłbyś tego – powiedział Dominik.

      − Tylko że ja nie miałem żadnych planów na jutro – tłumaczył się Kuba.

      − Nie miałeś, a teraz już masz – skwitował Jarek.

      − Jeżeli to jest znajomy szefa, to pewnie jakiś ważny człowiek – odezwał się Maciek. – Może nauczysz się czegoś od niego.

      − Czego mógłbym nauczyć się w górach od kogoś, kto mieszka w Warszawie? – zdziwił się Jakub.

      − Kto wie, może podzieli się z tobą swoimi doświadczeniami albo swoją wiedzą – odparł Maciek.

      − Będziesz jego uczniem, a on twoim mistrzem – Jarek zażartował z ironią w głosie.

      − Co takiego? – oburzył się Kuba.

      − Mistrz i uczeń. A zwracać będziecie się do siebie: „mój mistrzu, mój uczniu” – Jarek wypalił, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.

      − Bardzo zabawne – skomentował Kuba i już miał powiedzieć Jarkowi, co tak naprawdę o nim myśli, gdy usłyszał głos Magdy:

      − Kuba, szef prosi cię do siebie.

      Jakub zmierzał w kierunku gabinetu szefa zastanawiając się co ma powiedzieć.

      „Może faktycznie powinienem skorzystać z rady Jarka – myślał. – Znam przecież doskonale tę trasę, a w razie czego dość szybko pożegnam się z nieznajomym. Tylko czy szef nie potraktuje takiej propozycji jak jakieś kpiny z mojej strony?”

      Sekretarka otworzyła drzwi do gabinetu, informując szefa o nadejściu Kuby. Chłopak wszedł do środka powolnym krokiem.

      Pomieszczenie było przestronne i gustownie urządzone. Stonowany wystrój sprawiał wrażenie, jakby panowała tu całkowita harmonia. To dlatego Kuba lubił, kiedy szef wzywał go do siebie, aby omówić jakąś sprawę. Gdy tu przychodził, czuł taki dziwny wewnętrzny spokój. Ale nie dzisiaj. Dziś czuł, jak coś ściska mu gardło, a serce coraz głośniej bije. Ale czuł jeszcze coś, czego nie potrafił nazwać. To tak, jakby za chwilę miało wydarzyć się coś, co odmieni już na zawsze bieg jego życia.

      − Podejdź bliżej, Kuba – powiedział szef, po czym zwrócił się do mężczyzny siedzącego naprzeciw jego biurka:

      − To jest właśnie mój najmłodszy pracownik, który jutro razem z tobą wybierze się w góry.

      Mężczyzna wstał i wyciągnął dłoń. Kuba zbliżył się do niego i również podał dłoń przedstawiając się:

      − Jakub Targowski.

      − Marek Wysocki.

      Nazwisko nawet pasowało do człowieka, którego Kuba właśnie poznał. Był wysokim, zbudowanym mężczyzną, o sumiastych brwiach, spod których spoglądało wyjątkowo ciepłe spojrzenie. A jego mocny uścisk dłoni świadczył, że jest to ktoś, kto zna swoją wartość i wie czego chce od życia.

      − Kuba wędruje po górach, więc będzie świetnym kompanem – powiedział szef.

      − To bardzo dobrze – odrzekł Wysocki. – Ma pan jakąś propozycję na jutro?

      − Właściwie to tak. Myślałem, że może na początek Kozia Góra – chłopak wydusił z siebie, po czym zamilkł spoglądając niepewnie na swoich rozmówców.

      − Kozia Góra – powtórzył szef. – To jest doskonały pomysł. Po drodze zobaczysz dawny tor saneczkowy, a następnie pójdziecie na Szyndzielnię i zejdziecie pod Dębowcem. Masz zapewnioną wędrówkę na cały dzień – dodał, po czym zwrócił się do swojego pracownika:

      − Kuba, rewelacyjnie to wymyśliłeś!

      Jakub wyprostował

Скачать книгу