Ziemia jałowa. Magdalena Okraska
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Ziemia jałowa - Magdalena Okraska страница 11
Na tym etapie, planowane zatrudnienie w kopalni wynosi około 500 osób.
Jeżeli chodzi o obecny etap przygotowania do budowy kopalni, to nasza firma aktualnie stara się o koncesję na wydobywanie16.
W Mysłowicach leżą podobno 92 mln tony węgla. „Mysłowice będą znowu fedrować”, donosiły z entuzjazmem lokalne portale wiosną 2016 roku. Ale kopalni nadal nie widać, a z dokumentu „Projekt Górniczy Brzezinka 3”, sporządzonego podczas posiedzenia Komisji Gospodarki Miejskiej, Ochrony Środowiska i Rolnictwa Rady Miasta Mysłowice, wynika, że jej budowa potrwałaby trzy lata.
„Baraki stoją, tylko niewolników brak” – pisze na mysłowickim forum internetowym osoba o pseudonimie Górnik. Mysłowiczanie nie wierzą w zatrudnienie młodych. Mówią, że spółka zatrudni emerytów górniczych, którym nie będzie musiała opłacać składek.
Jest węgiel, są górnicy. Nie ma kopalń.
– Czemu Czechom to się u nas opłaca? – pyta gorzko niestary jeszcze górnik z zamkniętej w przerażającym stylu Niwki-Modrzejów – Kopalnia Silesia w Czechowicach fedruje 5–7 dni w tygodniu. Czeskie przedsiębiorstwo z grupy Holdingu Energetycznego i Przemysłowego kupiło ją w 2010 roku. Inwestorem jest holding, ale całość jest własnością PG Silesia, które jeszcze przed zakupem podpisało umowy ze wszystkimi pięcioma związkami zawodowymi dotychczas istniejącymi w kopalni i obiecało utrzymanie zatrudnienia.
Co stanie się z osiedlem, które powstało nad kopalnią i żyło z węgla? Nikt nie wie. W marcu 2016 roku prezydent Sosnowca Arkadiusz Chęciński wysłał do kolejnej premier, Beaty Szydło, list z prośbą o wsparcie. Powołano zespół do spraw rewitalizacji Kazimierza Górniczego. Planowany był remont ulic, nowe boisko, termomodernizacja szkoły. Podkreślono chęć zachowania dziedzictwa kopalni. Miała tam powstać izba pamięci z wystawami i pamiątkami. Za główną atrakcję miała robić górnicza kolejka wąskotorowa. To wszystko, co ma pozostać po 20 tysiącach ludzi. A komornik spokojnie groził zajęciem mieszkań zakładowych za długi kopalni.
W 2017 roku portal fakt24.pl przeprowadził wśród czytelników sondę. Na pytanie „Czy kopalnie trzeba zamykać?” 67 procent wybrało odpowiedź NIE.
Maria Koszyc, partnerka Emila Zegadłowicza, napisała do niego w prywatnym liście: „Mieszkaj w Sosnowcu, wśród robotników, będzie Ci dobrze z dala od mieszczaństwa”17.
Zegadłowicz mieszkał właśnie w Kazimierzu Górniczym.
DWADZIEŚCIA CZTERY NA SIEDEM
Górnośląski Okręg Przemysłowy jest połączony komunikacją miejską jak naczyniami włosowatymi. To normalne, że się jeździ – pociągiem, tramwajem, autobusem – i że miasta przechodzą jedno w drugie, bez oddechu, bez kilku kilometrów lasu czy pustki. Zmiana tablic albo tylko oznaczeń na przystankach i wiesz, że jesteś gdzie indziej, choć wszystko wygląda podobnie. Przynajmniej dopóki nie przejedziesz przez Brynicę.
Stoję na przystanku tramwajowym koło dworca Sosnowiec Główny, w kierunku Katowic. W koszu leżą puste paczki po ukraińskich papierosach Korona i Mińsk. Plakat głosi, że w lipcu w Chorzowie wystąpi Guns N’ Roses. Przejeżdża pojazd firmy Władek Bus. Wszyscy palą papierosy, nikt nie interesuje się wywieszką, że nie można. Wywieszka to zresztą niezrozumiała dla Polaka próba podzielenia powietrza i przestrzeni niewidzialną przegrodą. Na przystanku nie można, metr dalej, na tym samym brudnym chodniku – już owszem.
Centrum Sosnowca z roku na rok wygląda coraz lepiej, jakby bardzo powoli podciągano je do jakiegoś odgórnego, nienarzuconego, ale odczuwalnego wzorca miasta nowoczesnego. Odhaczane są kolejne boksy „miastowości” i nadążania za duchem czasów. Fontanna? Jest. Pomniki znanych osób kojarzących się z okolicą? Są – wielki Jan Kiepura stoi tyłkiem do placu zwanego patelnią, a przodem do dworca (pewnie wita podróżnych, bo pobratymców już mu się nie chce). Nowe wymyślne ławki przy głównym deptaku? Są – śpią na nich pijani ogorzali mężczyźni w wymiętych koszulach i starych butach, a straż miejska dokucza im, póki nie przyjmą przynajmniej pozycji siedzącej. Sieciowa pijalnia wódki i piwa? Są nawet dwie.
Potem – klasyka. Dwadzieścia kroków w bok i tynk z elewacji kamienic zaczyna opadać płatami. W bramie chłopaki z brązowym pitbullem na smyczy słuchają głośno radia. W oknach, oparte o parapety, tkwią niemłode już kobiety, którym ten stały punkt obserwacyjny daje ułudę ruchu i dostarcza nowych informacji na temat rzeczywistości. Na balkonach palą papierosy zmęczeni faceci w białych żonobijkach. Okna klatek schodowych w kamienicach są otwarte na oścież. Pachnie kapusta i schabowy z ziemniakami. To najbardziej polski, kojący, domowy zapach ze wszystkich. Zapach, który mówi, że wszystko będzie dobrze.
„Tanie leki”, „Do każdej wódki puszka Żubra gratis”, „Sprzedaż nocna z tyłu piekarni” – Sosnowiec informuje wyczerpująco o dostępnych ułatwieniach. Są też „lepsze” okolice – hipsterski zaułek, gdzie obok siebie umiejscowiły się trzy lokale z nowoczesnym jedzeniem (hot-dogi, lody i frytki, ale wszystko robione „rzemieślniczymi” sposobami i trzy razy droższe niż zwyczajne), wiata dla rowerów miejskich, mural nawiązujący do nazwy miasta („Sosnowy początek”). Ale te porządniejsze miejsca są doklejone jakby na siłę, dosztukowane grubymi nićmi. Nie ma w nich tłoku, przed każdym z lokali na nowoczesnych leżakach z płótna zamiast klientów wypoczywa obsługa.
W 1990 roku w Sosnowcu mieszkały 259 353 osoby. W 2017 roku jest ich tylko 191 795. Ziemia jałowa nie karmi, a zatem wypędza.
– Jak się spod swojej kopalni codziennie jedzie autobusem na inną, to aż się łza w oku kręci – wspomina Łukasz z Kazimierza Juliusza.
Pod ziemią zostały dwa niewybrane poziomy węgla. Nikogo już nie obchodziły.
KIEŁBASA I ZIEMNIAKI
Kiedy tylko nadchodzi jesień, powietrze w Zawierciu zaczyna pachnieć bardzo specyficznie. To zapach dymu z ogniska, ale połączony z czymś jeszcze – z zapachem przypiekanych ziemniaków, smażonego boczku, cebuli i tłustej kiełbasy. Niepowtarzalny. Kto raz powąchał, pozna.
Zagłębie robi prażonki.
To stara tradycja, ale żywa tutaj jak mało która. Zamysł jest bardzo prosty: należy mieć specjalny kociołek (nabyć go można w odlewniach w Ogrodzieńcu), wymościć go liśćmi kapusty i warstwami ułożyć w nim ziemniaki, marchew, buraki, cebulę, boczek, słoninę oraz kiełbasę. Na to rzuca się kostkę smalcu, po czym na całości dokładnie zakręca się ciężkie żeliwne wieko i wstawia kociołek do ogniska.
Nie trzeba grilla, paleniska ani specjalnego miejsca. Ludzie schodzą z kociołkami na podwórka kamienic albo i przed bloki. Idąc po zmroku, można czasem zobaczyć grupę zgromadzoną wokół niewielkiego ogienka, czekającą przy wódce (koniecznie musi być wódka, dla dzieci kefir, żadna tam cola), aż prażonki „dojdą”.
Instytucja „prażonków” (bo taka odmiana jest, według
16
Mejl z 7 marca 2018 roku.
17
M. Warneńska,