Śledztwo Setnika. Davis Bunn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Śledztwo Setnika - Davis Bunn страница 22
Po południu stan Proculi znacznie się poprawił, na tyle, że chciała porozmawiać z mężem. Wypełniając swoje obowiązki, Lea wielokrotnie przechodziła przez prywatne komnaty swojej pani, więc słyszała ich głosy z pobliskich komnat Piłata. Nie kłócili się, ale o czymkolwiek nie rozmawiali, musiał to być niezbyt przyjemny temat. Coś jej podpowiadało, że dyskutowali o jej przeszłości. Dwukrotnie Lea miała pokusę, by podejść do drzwi.
Późnym popołudniem Procula wreszcie wyszła i oznajmiła:
– Jedziemy do Jerozolimy.
Wyraz twarzy Lei zdradzał jej zaskoczenie.
– Ty i ja jedziemy w pierwszej grupie – w tle słychać było Piłata wołającego sekretarza. – Mój mąż pojedzie za nami z resztą służby, gdy skończy tu pracę.
– Ale, pani, tak prędko? Twoje zdrowie…
– Głowa boli mnie tak samo tu jak i tam. A sny mam gorsze. Poza tym tęsknię za jazdą konną i świeżym powietrzem.
Procula jedną prostą deklaracją sprawiła, że służba uwijała się jak w mrowisku. Powiedziała, że zamierza wyruszyć w ciągu godziny, a co nie zostanie spakowane, nie będzie zabrane. Piłat ze srogą miną przyglądał się wynikłej z tego ogólnej panice, ale nic nie powiedział. Zdawał się obserwować Leę z taką samą uwagą jak swoją żonę, co tylko spotęgowało jej strach.
Niepokój wzrósł jeszcze bardziej, gdy Procula powiedziała do niej:
– Wybierz sobie suknię.
– Dziękuję, pani, ale nie potrzebuję nosić takich pięknych szat.
Procula była ostra, jak rzadko kiedy.
– Masz dwa wyjścia: albo będziesz mi posłuszna, albo pojedziesz na swoje zaręczyny w tym, co ja tobie wybiorę.
Słowa te, ostre jak sztylet, zawisły w powietrzu pomiędzy nimi.
Lea momentalnie uświadomiła sobie, że przekroczyła niewidzialną granicę i zaryzykowała o wiele więcej niż kwestię swojej ślubnej szaty. Wypowiedziała pierwsze słowa, które przyszły jej na myśl:
– Pani, proszę, nie bądź na mnie zła. Ale jeśli mam być zaręczona jako Judejka, może powinnam się również tak ubrać, a nie jak obywatelka Rzymu czy Grecji.
Zmarszczka na czole Proculi się pogłębiła, ale w końcu odrzekła:
– Dobrze. Możesz wybrać coś odpowiedniego od kupca na rynku, gdy dotrzemy do Jerozolimy. A teraz idź! I każ strażnikom przyprowadzić mojego konia od frontu.
Wyruszyli w pośpiechu. Lei i Proculi towarzyszyło dwóch sług i dziewięciu strażników pod dowództwem Hugo. Tym razem obecność starszego żołnierza nie napełniła Lei pokojem. Rozświetlone słońcem widoki ani szeroka droga nie dawały jej poczucia przygody. Wszak przed nią, tuż za następnym zakrętem, rozciągała się beznadziejna przyszłość pełna złych przeczuć.
Alban i Linuks pojechali drogą graniczącą z nowym akweduktem Piłata, po czym skierowali się na południe. Na niebie zbierały się chmury grożące późnowiosenną nawałnicą, a wiatr garściami podwiewał piach w ich twarze. Wjechali na szlak prowadzący do opuszczonej wioski na skraju zbocza, gdzie schronili się w jedynej chacie, która jeszcze miała dach, dokładnie w tej chwili, kiedy na dobre rozpętała się burza. Poprzedzający ich podróżni musieli czynić tak samo, bo był tam pokryty czarną sadzą kwadrat ułożony z gładkich kamieni, a obok niego rozrzucone drewienka. Linuks zebrał więcej drewna i rozpalił ogień.
– W Judei zawsze bardziej pada. A może to tylko tak kontrastuje z pustynią.
– Nie – Alban zrzucił siodła i powiesił koce do wyschnięcia na belce dachowej. – Tutaj wszystkie pory roku są ostrzejsze.
– Pamiętam deszcze w Umbrii. Łagodne niczym pocałunek panny. Kiedy przechodziły, świat był tak przejrzysty, że prawie się widziało Rzym.
Koń Albana tupnął nerwowo na odgłos grzmotu. Alban poklepał go po boku i poczuł drżenie jego mięśni.
– W Galii też tak padało. Każdej wiosny i jesieni. Nagłe powodzie niekiedy zmiatały całe wioski.
– Tęsknisz czasem za domem?
– Już ci mówiłem, że nie mam domu, więc nie mam za czym tęsknić – tym razem Alban nie miał nic przeciwko temu, by powiedzieć prawdę.
– A mnie czasem we śnie śpiewa Italia – zamyślił się Linuks. – Albo słyszę śmiech i wspominam Rzym. Zawsze w moich wspomnieniach z Rzymu jest obecny śmiech. Albo śpiew.
– Chciałbym mieć okazję zatęsknić za Rzymem – Alban kucnął przy ogniu. Był w dobrym nastroju, który ostatnio rzadko miewał. W oddali uderzył piorun, a deszcz padał coraz mocniej. Było mu ciepło. Chata, w której się schronili, była wystarczająco sucha, podróżował z kompanem, którego dało się lubić, w dodatku na koniu wartym majątek, a w sakwie na ramieniu miał zwój od Piłata. Alban dotknął dokumentu przez miękką skórę. Zdawało mu się, jakby pergamin był jeszcze ciepły w miejscu, w którym Piłat stopił wosk i przyłożył do niego swoją pieczęć z imieniem i autorytetem nie kogo innego, ale samego Tyberiusza, cesarza Rzymu. Cylinder pieczęci przymocowany był do złotej rączki ukoronowanej cesarskim orłem. A tekst dokumentu oświadczał, że Alban jest osobistym emisariuszem Piłata i nakazywał całej Judei wykonywać jego rozkazy.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.