Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda страница 37

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda

Скачать книгу

wyślę kogoś, żeby ją przesłuchał – mruknął Szerszeń.

      – Ona chce mówić tylko z panem.

      Podinspektor potargał wąsa i westchnął ciężko.

      – A chociaż ładna?

      Recepcjonistka się roześmiała.

      – Rzecz gustu, podinspektorze, a o gustach się nie dyskutuje…

      – Czyli brzydactwo. Trudno, zejdę po nią. Na wszelki wypadek wypisz przepustkę, niech czeka. Najpierw pogadam z nią na dole.

      Uprzątnął biurko i wyszedł z pokoju. Zauważył, że do wind pakują się ludzie z CBŚ. Zablokowali drzwi jakimiś pakunkami. Nie zamierzał czekać, ruszył po schodach w dół. Klął, że za chwilę znów będzie musiał się po nich wdrapywać, bo nie liczył zbytnio na rewelacje znajomej Klaudii Schmidt. Zamierzał ocenić to w ciągu kilku minut rozmowy. Do tej sprawy sprawdził już mnóstwo fałszywych alarmów. Z informacjami zgłaszały się także niezłe świry.

      Kobieta była po czterdziestce i miała zgrabne nogi, które umiała eksponować. Reszta nie była już tak apetyczna. Kiedy podszedł, gwałtownie zerwała się z krzesła.

      – Nie wiem, czy to ważne. Ale nie chciałam o tym przez telefon, wie pan… – Kobieta rozejrzała się niespokojnie po zatłoczonej poczekalni.

      – Słucham.

      – Tutaj? – zdziwiła się.

      Policjanci i pracownicy cywilni przyglądali się jej badawczo.

      – Zanim przedstawi mi pani te rewelacje, może najpierw się pani przedstawi? Moje nazwisko już pani zna.

      – Nazywam się Marta Robska – odrzekła spłoszona. – Jestem znajomą Klaudii.

      – Klaudii Schmidt? O co więc chodzi?

      – Widzi pan, ja sądzę, że to Klaudia zabiła męża.

      – To ciekawe – westchnął podinspektor. Tego właśnie się obawiał: kolejnej wariatki. – A na jakiej podstawie wysnuwa pani takie przypuszczenie?

      Kobieta kurczowo zaciskała torebkę w rękach. Zwrócił uwagę na jej sztuczne paznokcie, zdobione wzorkami jak z pisanek.

      – Tydzień przed zabójstwem byłam przy ich rozmowie. Siedzieli na tarasie w bufecie szpitala, mam tam swój rewir.

      – Rewir?

      – Jestem kelnerką. Pracuję w bufecie, w tym szpitalu, gdzie Klaudia jest… była pielęgniarką. Johann kazał jej podpisać dokumenty. Klaudia płakała. Wie pan, chciał ją zostawić. Kolejny raz, ale tym razem naprawdę. Podpisała, bo ją zmusił. Widziałam wszystko.

      – To ciekawe. Czyli pani zajmuje się podsłuchiwaniem? – Szerszeń powątpiewał w jej uczciwość i wiarygodność tej relacji, a jednak ciekawiło go, dlaczego kobieta pofatygowała się aż tutaj, by mu o tym donieść.

      – Nie… Ja się przyjaźniłam z Klaudią od lat. Myślałam, że… – Zawstydziła się. – Zresztą Johanna też znam, odkąd był w Polsce. Pamiętam, jak trafił do szpitala, jak się z Klaudią spotkali. Byłam na ich ślubie. Wie pan, to nie był dobry człowiek. Nie był dobrym mężem. Ona za to była święta, wszystkie jego humory znosiła. Co on z nią wyrabiał, jak traktował. To był potwór! Mówiłam, że nie powinna sobie na to pozwalać. Czy pan wie, że on nawet ze mną flirtował? Choć byłyśmy przyjaciółkami. Dla niego każda kobieta, no wie pan. On każdą chciał. Jak by to powiedzieć… Gdyby nie było w pobliżu kobiety, zrobiłby to choćby i z owcą. Taki człowiek. Wstrętny!

      – Była pani jego kochanką?

      – Nie! – zaprzeczyła gwałtownie. Według Szerszenia zbyt gwałtownie. – Na szczęście jakoś opędziłam się od jego zalotów. Wybrał Klaudię. – Pochyliła głowę. Szerszeń przypatrywał się jej i miał wrażenie, że kelnerka kręci. – Tydzień temu, gdy on wyszedł z bufetu, a ona płakała, próbowałam ją pocieszyć. Mówiłam, że sobie kogoś znajdzie, że może walczyć przed sądem. „Jesteście małżeństwem, weźmiesz adwokata. Nie dasz mu rozwodu, wyszaleje się i wróci”. Tak jej mówiłam. Wtedy ona powiedziała, że ma dość jego i tych jego kurew. Ale nie pozwoli mu odejść, prędzej go zabije. Nie poznawałam jej, kipiała złością. Ona naprawdę chciała to zrobić. No i dowiedziałam się z prasy, że jej się udało.

      Podinspektor zacisnął usta.

      – Spiszemy protokół. Zapraszam na górę.

      – Ale czy to konieczne? – Kobieta zaczęła nerwowo dreptać w miejscu. – Taki protokół chyba potrwa. A ja zaraz muszę być w pracy…

      – Jesteśmy na komendzie. W grę wchodzi morderstwo. Ja jestem policjantem i nie zajmuję się plotkami ani podsłuchanymi rozmowami. Chciałbym też potwierdzić pani tożsamość.

      – Już mówiłam. Jestem kelnerką, przyjaciółką Klaudii…

      – Przyjaciółką? – powtórzył z przekąsem Szerszeń.

      Kobieta zaczerwieniła się i pośpieszyła z wyjaśnieniem.

      – Myślałam, że można tak nieoficjalnie… Ja oczywiście zostawię swój numer, ale protokół, wie pan… Ona może mieć do mnie żal. Odważyłam się tutaj przyjść, bo ona jest, jak by to powiedzieć, nieprzytomna. Jakoś tak nie w porządku byłoby, gdyby się dowiedziała, z czym tu przyszłam… Liczyłam po prostu, że ta informacja panu pomoże.

      – Nie rozumiem. Mówiła pani, że się przyjaźnicie. A jednak donosi pani na nią glinom. I jeszcze chce, by Klaudia Schmidt się nie dowiedziała? Czyli nie interesuje pani stan pani Schmidt. Myślę też, że wykorzystuje pani fakt, że nie mogę skonfrontować tych informacji.

      Marta była przerażona.

      – Mało tego. Twierdzi pani, że Klaudia Schmidt zamierzała zabić męża, ale nie chce pani tego zeznać oficjalnie?

      – To nie tak… – szepnęła.

      – A jak? Jak mam to rozumieć?

      – Ja nie mówię, że ona to zrobiła. Może tylko chciała, może komuś się zwierzyła i ktoś zrobił to za nią. Bo mu było jej szkoda… Może pomógł jej… Ona nie była złą osobą. Przeciwnie, pomogła w swoim życiu setkom ludzi. Była wzorową pielęgniarką, z powołaniem. Nie byłaby zdolna do poderżnięcia gardła. Ale…

      – Pani Robak…

      – Robska.

      Marta wyginała nerwowo tipsy. Miał wrażenie, że zaraz je połamie.

      – Kiedy dokładnie odbyła się ta rozmowa? – spytał łagodniej.

      – Dwudziestego czwartego kwietnia.

      – Tak dokładnie pamięta pani datę?

      – Kiedy

Скачать книгу