Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda страница 35
– Niecałą godzinę.
– Czyli w każdej chwili mógł pan skoczyć do Katowic i wrócić do dziecka.
– Panie komisarzu…
– Podinspektorze – poprawił go Stefan.
– Nie wiem, co pan insynuuje.
– Ja nic. – Szerszeń zrobił niewinną minę, a Stefan uśmiechnął się kącikiem ust. – Chciałem się tylko upewnić co do pańskiego alibi. Z tego, co pan mówi, mam prawo założyć, że to wszystko kłamstwa. I nie ma alibi.
Michał zwrócił w kierunku Szerszenia przerażony wzrok.
– Powiem ci, jak było. – Głos Szerszenia nagle stał się niski i twardy. – Na ten dzień umówiłeś zabójców. Zwabiłeś Schmidta. Nie znałeś go blisko, to fakt, ale na tyle dobrze, by móc zadzwonić i skłamać, że żona prosiła o spotkanie. A może udałeś zazdrość i powiedziałeś, że chcesz się z nim rozmówić na okoliczność ich romansu.
– Myli się pan – przerwał mu Michał Douglas. – My jesteśmy nowoczesnym związkiem. Każde z nas ma swoją przestrzeń. Ona ma swoich przyjaciół i fascynacje. Ja swoje. Nie kontrolowaliśmy się. Dopiero w poniedziałek zacząłem się martwić. Nie odbierała komórki.
Stefan wpatrywał się w Michała trochę zbity z tropu.
– To po co przyjeżdżałeś w sobotę i niedzielę pod dom? – atakował dalej Szerszeń.
Michał nabrał powietrza i wypuścił. Nie odpowiedział.
– Dlaczego przyjeżdżałeś i nie wysiadałeś z auta?
– Słucham? – wyjąkał Michał.
– Widziano twoje auto. Kłamiesz. Byłeś w Katowicach.
– Nigdzie nie jeździłem…
– Do kogo w takim razie należy biały ford sierra o numerze rejestracyjnym SH 54634?
– To moje auto. – Michał podniósł na policjanta przerażony wzrok.
– Widziano je pod Kaiserhofem w tych dniach, kiedy spacerowałeś po lesie! – Zwrócił się do Stefana: – Wezwij rodziców pana Douglasa na przesłuchanie.
– Jak trzeba, to trzeba – zamruczał Stefan od niechcenia, ale zamiast wstać, przyglądał się wnikliwiej przystojnemu podejrzanemu.
– Zobaczymy, czy potwierdzą twoją wersję – podkreślił Szerszeń. – A może zaczniesz mówić prawdę, drogi chłopcze? Może o tym nie wiesz, ale mogę cię przetrzymać na naszym wikcie i trzy miesiące. A z twoją buźką po tygodniu przecwelują12 cię z Michała na Michalinę.
Michał Douglas był blady z przerażenia.
– Ale ja nic nie zrobiłem. Nie mam z tym nic wspólnego. Nie znam go. Moja żona się znalazła. Ja nie wiem…
– Stefan – krzyknął głośniej Szerszeń. – Daj mi tutaj kogoś do protokołu. Sam pojedź i przesłuchaj jego starych.
Stefan gwałtownie wstał. Krzesło, na którym siedział, przewróciło się.
– Nie, ja naprawdę się stamtąd nie ruszałem. Może wychowawca grupy poświadczy, niech pan spyta instruktora, choćby dzieci… – Michał rozpłakał się jak mały chłopczyk.
Szerszeń ruchem ręki nakazał Stefanowi usiąść.
– Nie masz alibi – zwrócił się ostro do Douglasa. – Byłeś tutaj. Droga samochodem z Ochab do centrum Katowic zajmuje najwyżej godzinę. Zbadałem to – blefował. – Mogłeś w ciągu dnia przyjechać tutaj z siedem razy i tyle samo razy wrócić. Na obozie konnym nikt nie da ci stuprocentowego alibi. W sumie zadbałbyś o to, gdybyś miał trochę oleju w głowie. Nie chodzi o kolejne dni, ale o piątkowe popołudnie. Po co przyjeżdżałeś? Chciałeś sprawdzić, czy on naprawdę nie żyje? Nieważne, już jesteś ugotowany.
Michał łkał.
– Obiad jadłem w stołówce… Ja… Ja… muchy bym nie skrzywdził.
– Wiem, wiem. Wszyscy tak mówicie – westchnął Szerszeń. – Co było na obiad?
– Kiedy?
– Na przykład w niedzielę.
– Kurczak w brzoskwiniach. W niedzielę zawsze jest kurczak.
– Jak to zawsze?
– Na tym obozie.
– Myślałem, że byłeś tam pierwszy raz?
Douglas drgnął.
– A w sobotę?
– Nie pamiętam.
– Nie pamiętasz, co jadłeś?
– Chyba zupa. Tak, zupa. – Douglas się trząsł. – Zupa rybna i leniwe.
– Dobra. – Szerszeń zapisał sobie jadłospis na kartce.
Wstał, otworzył okno. Do pokoju wpadło gorące powietrze, ale i odgłosy z zewnątrz. Szerszeń z rozleniwionego służbisty nagle zmienił się w zażywnego jegomościa. Podszedł do Douglasa, pochylił się i zbliżył do jego twarzy, aż poczuł jego przyśpieszony oddech:
– A teraz ja idę się odlać, a Stefan się tobą zaopiekuje. Wytłumaczysz mu, dlaczego kłamiesz. Jak wrócę, porozmawiamy na poważnie. Dobrze, skarbie?
Michał nie znalazł sił, by odpowiedzieć. Był przerażony.
– Wolny związek, ja mu dam wolny związek! – Szerszeń, wychodząc, splunął pod nogi.
Gdy znalazł się w swoim gabinecie, wystukał na klawiaturze aparatu stacjonarnego numer Huberta. Profiler nie odbierał dłuższą chwilę. Podinspektorowi pot wystąpił na czoło, podszedł do okna i otworzył je na oścież. Zaraz jednak musiał przymknąć, bo dokumenty na biurku poderwały się do lotu. W słuchawce usłyszał głos Huberta. Zaczerpnął powietrza i zaczął mówić, ale po chwili usłyszał dłuższy gwizd. Włączyła się sekretarka.
Meyer oddzwonił dosłownie po minucie. Był bardzo ciekaw, jak Szerszeń ocenia przesłuchanie Douglasa.
– Na razie nic – gderał podinspektor. – Dupek płacze, trzęsie się cały jak galareta. Nie ma alibi i coś mi tu śmierdzi. Ale nie mam na razie pojęcia co. Jeśli gość się nie przyzna, nic na niego nie mam. Ślady biologiczne go nie potwierdziły. Chyba będę musiał go puścić. To zwykły nieudacznik, a raczej – powiedziałbym, utrzymanek tej baby. Sprząta, gotuje, opiekuje się dzieckiem. Ma kompletnego bzika na punkcie syna. Możliwe, że na niego przelał wszystkie uczucia. Tej babie
12
Przecwelowanie (w gwarze więziennej) – gwałt.