Behawiorysta. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Behawiorysta - Remigiusz Mróz страница 25
– Tę, którą sporządzę na waszą prośbę – odparł stanowczo. – Tę, w której opiszę, że każdy jego krok, każdy ruch i mrugnięcie jest przemyślane. W jego scenariuszu nie ma miejsca na improwizację, stąd należy przyjąć, że wyniki głosowań są z góry ustalone.
Drejer przez moment milczała. Gerard doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie czegoś takiego potrzebowała.
– Na ile to będzie sensowne? – zapytała. – I wiarygodne?
– Na tyle, by przekonać kilku istotnych dziennikarzy.
– A Ubertowskiego?
– Być może też.
– W takim razie napisz to, dostarcz mi i zobaczymy, co da się zrobić.
– Najpierw muszę porozmawiać z podejrzanym.
– Nie ma mowy. Jest w areszcie i w tej chwili nie mam do niego dostępu.
Edling nie miał zamiaru po raz kolejny prowadzić tej samej rozmowy. Podziękował dawnej podwładnej, a potem podniósł wzrok z nadzieją, że gdzieś w oddali już się przejaśniło. Nie zanosiło się jednak na to.
Gerard postawił kołnierz płaszcza i w strugach deszczu ruszył ku postojowi taksówek. Nie minął żywej duszy, ale dopiero teraz uświadomił sobie, że to nie rezultat pogody. Wszyscy zapewne dochodzili do siebie, siedząc przed telewizorami.
Globalny fenomen. Właśnie tym było to przedstawienie – lub właśnie tym stanie się w najbliższym czasie. Morderca oczami wyobraźni zapewne widział już wszystkie wyznaczniki sukcesu w dzisiejszym świecie. Miliony śledzących na Twitterze i Facebooku, twarz na okładkach gazet, nieustanne rozmowy na jego temat i niekończące się analizy w telewizji. Manifesty polityczne ogłaszane w sieci, duchowe przewodnictwo i…
Gerard zatrzymał się na skrzyżowaniu. Po prawej stronie znajdował się szpital, zaraz za nim komenda policji.
Uświadomił sobie, że zagrywka z korygowaniem cywilizacyjnego skrzywienia i rządem dusz nie była przypadkowa. Naraz Edling zrozumiał, co będzie następne.
Siedziba prokuratury, ul. Reymonta
Prokurator okręgowy wyłączył telewizor i w sali konferencyjnej zaległa cisza tak gęsta, że można by kroić ją nożem. Zebrani nie patrzyli na siebie, jakby każdy starał się uniknąć odpowiedzialności. Beata Drejer odchrząknęła znacząco.
– Cóż… – podjął jej przełożony. – Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy.
Nikt mu nie odpowiedział. Nie rozległ się choćby cichy pomruk aprobaty, nikt nawet nie skinął głową. Ubertowski pochylił się i skrzyżował dłonie na blacie stołu.
– Teraz naszym priorytetem jest odnalezienie tego chłopaka…
– Jacka Orsonowicza – podsunęła Drejer.
– Dokładnie.
Ilekroć ktoś używał tego sformułowania, przypominały jej się słowa dawnego szefa, który zawsze piętnował „dokładnie” jako ohydną kalkę z języka angielskiego. Kazał zastępować ją przez „właśnie” lub „otóż to” i był na tyle upierdliwy, że cały wydział raz na zawsze zakodował sobie, by tak nie mówić.
Ale był to tylko jeden z artefaktów staranności językowej, które pozostawił po sobie Gerard. Oprócz tego wzbogacił cały zespół o szereg doświadczeń, choć teraz nikt nie był gotowy tego przyznać. Fakt, że odszedł w niesławie, przekreślił cały jego dorobek. I to na tyle grubą kreską, że nie skorzystali z jego pomocy, kiedy mogła okazać się kluczowa.
Drejer być może nie rozważałaby tego teraz, gdyby nie to, że telefon wibrował jej w kieszeni.
– Musimy go znaleźć – dodał Wiesław Ubertowski. – Za wszelką cenę.
Funkcjonariusz CBŚP skupił wzrok na prokuratorze i zmrużył oczy.
– W jakim celu? – zapytał.
Wiesław uniósł brwi i przez chwilę milczał.
– Przyznam, że nie rozumiem pytania – odparł w końcu. – Chce pan wiedzieć, dlaczego proponuję odnaleźć osobę, która miała bezpośredni kontakt z porywaczem?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.