Noc nad oceanem. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Noc nad oceanem - Ken Follett страница 29

Noc nad oceanem - Ken  Follett

Скачать книгу

wchodziła w samej bieliźnie i zaczynała robić tosty; albo kiedy się golił, wchodziła w samych majteczkach bez biustonosza i myła sobie zęby; lub przychodziła do sypialni zupełnie naga, przynosząc mu śniadanie na tacy. Zastanawiał się, czy nie jest „niewyżyta seksualnie”: słyszał, jak ludzie używali takiego określenia. Jednak podobało mu się to. Bardzo mu się podobało. Nigdy nawet nie śnił, że ożeni się z tak piękną kobietą, która będzie chodziła po domu rozebrana. Uważał się za szczęściarza.

      Mieszkając z nią przez rok, sam się zmienił. Do tego stopnia wyzbył się zahamowań, że chodził nago z sypialni do łazienki, czasem nawet kładł się do łóżka bez piżamy, a raz wziął Carol-Ann w salonie na kanapie, na której teraz siedzieli.

      Wciąż się zastanawiał, czy w takim zachowaniu nie ma czegoś nienormalnego, ale doszedł do wniosku, że to nieistotne: mogą robić z Carol-Ann, co tylko chcą. Kiedy zaakceptował ten fakt, poczuł się jak ptak wypuszczony z klatki. To było niewiarygodne, cudowne, czuł się jak w niebie.

      Siedział przy niej, nic nie mówiąc, po prostu ciesząc się jej bliskością i czując łagodny wietrzyk wiejący od strony lasu i wpadający przez otwarte okna. Walizka czekała spakowana, za kilka minut miał wyruszyć do Port Washington. Carol-Ann zwolniła się z Pan American – nie mogła mieszkać w Maine i pracować w Nowym Jorku – i zatrudniła się w sklepie w Bangor. Eddie chciał porozmawiać z nią o tym przed wyjazdem.

      Carol-Ann podniosła głowę znad magazynu „Life”.

      – Co takiego? – zapytała.

      – Nic nie mówiłem.

      – Jednak chciałeś, prawda?

      Uśmiechnął się.

      – Skąd wiesz?

      – Eddie, wiesz, że słyszę, jak twój mózg pracuje. O co chodzi?

      Położył szeroką, silną dłoń na jej brzuchu i wyczuł lekkie zaokrąglenie.

      – Chcę, żebyś zrezygnowała z pracy.

      – Jest za wcześnie…

      – Stać nas na to. Powinnaś dbać o siebie.

      – Dbam. Odejdę z pracy, kiedy będzie trzeba.

      Poczuł się zraniony.

      – Myślałem, że się ucieszysz. Dlaczego chcesz nadal pracować?

      – Ponieważ potrzebujemy pieniędzy, a ja muszę coś robić.

      – Mówiłem ci: stać nas na to.

      – Nudziłabym się.

      – Większość żon nie pracuje.

      Podniosła głos.

      – Eddie, dlaczego usiłujesz mnie tłamsić?!

      Wcale nie chciał jej tłamsić i ta sugestia go rozgniewała.

      – Dlaczego tak się upierasz, żeby robić mi na złość? – zapytał.

      – Nie robię ci na złość! Po prostu nie chcę siedzieć tutaj jak pomocnik kierowcy!

      – Nie masz nic do roboty?

      – Na przykład co?

      – Robić na drutach dziecinne ubranka, smażyć konfitury, ucinać sobie drzemki…

      – Wielkie nieba! – prychnęła pogardliwie.

      – A co w tym złego? – rzucił z urazą.

      – Będzie na to mnóstwo czasu, gdy urodzi się dziecko. Pozwól mi nacieszyć się ostatnimi kilkoma tygodniami wolności.

      Eddie czuł się upokorzony, ale teraz nie był pewny, jak do tego doszło. Chciał już iść. Spojrzał na zegarek.

      – Muszę złapać pociąg.

      Carol-Ann wyglądała na zasmuconą.

      – Nie złość się – poprosiła pojednawczo.

      Jednak on był zły.

      – Chyba po prostu cię nie rozumiem – rzekł z irytacją.

      – Nienawidzę być ograniczana.

      – Próbowałem być miły.

      Wstał i poszedł do kuchni, gdzie na wieszaku wisiała jego marynarka od munduru. Czuł się głupio i niezręcznie. Chciał zrobić coś dobrego, a ona uznała to za zamach na jej wolność.

      Przyniosła mu z sypialni walizkę i podała, kiedy włożył marynarkę. Nadstawiła twarz i pocałował ją przelotnie.

      – Nie wychodź zły na mnie – powiedziała.

      Jednak zrobił to.

      A teraz stał w ogrodzie w obcym kraju, tysiące kilometrów od niej, z sercem ciężkim jak z ołowiu, i zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś zobaczy swoją Carol-Ann.

      5

      Pierwszy raz w życiu Nancy Lenehan przybrała na wadze.

      Stała w apartamencie hotelu Adelphi w Liverpoolu obok stosu bagaży, które czekały na przewiezienie na pokład S.S. Orania, i z przerażeniem spoglądała w lustro.

      Nie była ani piękna, ani pospolita: miała regularne rysy twarzy – prosty nos, proste czarne włosy i ładnie zarysowany podbródek – i wyglądała atrakcyjnie, gdy była dobrze ubrana, czyli niemal zawsze. Dzisiaj miała na sobie lekki jak piórko flanelowy kostium od Paquina, w uroczym odcieniu ciemnego różu, oraz szarą jedwabną bluzkę. Żakiet był modnie wcięty w talii i to on okazał się ostatecznym dowodem, że utyła. Kiedy go zapięła, pojawiła się niewielka, lecz widoczna fałda, a dolne guziki rozciągały dziurki.

      Ten fakt można było wytłumaczyć tylko w jeden sposób. Talia żakietu była węższa niż talia pani Lenehan.

      Zapewne był to skutek spożywania lunchów i obiadów w tych wszystkich najlepszych paryskich restauracjach w sierpniu. Westchnęła. Podczas podróży przez Atlantyk będzie na diecie. Zanim dotrze do Nowego Jorku, powinna już odzyskać swoją zgrabną figurę.

      Jeszcze nigdy nie musiała stosować diety, ale ta perspektywa zbytnio jej nie martwiła: chociaż lubiła dobrze zjeść, nie była żarłokiem. Tak naprawdę niepokoiło ją to, że być może zaczyna się starzeć.

      Dziś obchodziła czterdzieste urodziny.

      Zawsze była szczupła i dobrze wyglądała w drogich, szytych na miarę ubraniach.

Скачать книгу