Grawitacja. Тесс Герритсен
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Grawitacja - Тесс Герритсен страница 3
Nagle usłyszał głos Palmera Gabriela, faceta, który sfinansował ekspedycję. Był jak zwykle spokojny i opanowany.
– Zaczynamy akcję ratowniczą, Steve. Drugi batyskaf został już spuszczony na wodę. Wyciągniemy cię na powierzchnię tak szybko, jak to będzie możliwe. Czy coś widzisz? – zapytał po krótkiej przerwie. – Możesz opisać, co cię otacza?
– Łódź leży na skalnej półce tuż nad źródłem.
– Możesz podać więcej szczegółów?
– Co?
– Jesteś dziewiętnaście tysięcy stóp pod powierzchnią. Dokładnie na głębokości, która nas interesuje. Jak wygląda dokładnie ta półka? Jak wyglądają skały?
Ja tu, kurwa, umieram, a on pyta o jakieś skały.
– Zapal stroboskop, Steve. Powiedz nam, co widzisz. Ahearn zmusił się, żeby spojrzeć na panel przyrządów, i zapalił lampę stroboskopową.
W mroku zabłysło ostre światło. Patrzył na świeżo odkryty pejzaż, który migotał przed siatkówkami jego oczu. Wcześniej przyglądał się robakom Riftia. Teraz skupił uwagę na olbrzymim rumowisku zaścielającym półkę. Głazy były czarne podobnie jak nodule magnezu, różniły się jednak od nich poszarpanymi brzegami. Zerkając na prawo, na świeżo odłupaną skałę, która przygniotła skrzydło pojazdu, nagle zdał sobie sprawę, na co patrzy.
– Helen miała rację – szepnął.
– Nie słyszę cię dobrze.
– Miała rację! Źródło irydium… teraz je dobrze widzę.
– Tracimy łączność. Powinieneś…
Głos Gabriela zagłuszyły trzaski, a potem w słuchawkach zapadła cisza.
– Nie słyszę cię! Powtarzam, nie słyszę cię! – zawołał Ahearn.
Słyszał tylko własne walące głośno serce i chrapliwy oddech. Uspokój się, uspokój. Zużywasz za dużo tlenu…
Za akrylową kopułą widać było tańczące łagodnie w zatrutej wodzie żywe organizmy. Mijały minuty, a on obserwował kołyszące się robaki Riftia, ich szkarłatne pióropusze, które przeczesywały wodę w poszukiwaniu pokarmu. Obserwował pozbawionego oczu kraba, pełznącego powoli przez kamienne rumowisko.
Światła przygasły. A potem nagle stanęły wiatraki klimatyzatora.
Wyczerpywały się baterie.
Ahearn wyłączył stroboskop. Teraz ćmiła się tylko słabo lampa na lewym skrzydle. Wiedział, że za parę minut poczuje ciepło wody, którą magma ogrzała do osiemdziesięciu kilku stopni. Kiedy żar przeniknie przez kadłub, powoli ugotuje się żywcem we własnym pocie. Czuł, jak z czoła spływa mu na policzek pierwsza kropla. Nie spuszczał z oczu pojedynczego kraba, który kroczył nieśpiesznie po skalnej półce.
Lampa na skrzydle zamigotała i zgasła.
START
Rozdział drugi
Wstrzymać misję
Poprzez ryk rakiet stałopaliwowych i łoskot kadłuba, od którego Emmie Watson, specjalistce misji, szczękały zęby, komenda „wstrzymać” zabrzmiała w jej umyśle tak wyraźnie, jakby usłyszała ją wykrzyczaną w słuchawkach. Żaden z członków załogi nie powiedział tego na głos, ale wiedziała, że trzeba podjąć decyzję i trzeba zrobić to szybko. Nie usłyszała jeszcze werdyktu siedzących przed nią w kokpicie kapitana Boba Kittredge’a oraz pilot Jill Hewitt, ale nie musiała. Pracowali razem tak długo, że potrafili wzajemnie czytać w swoich myślach. Bursztynowe lampki na konsoli lotu dyktowały wyraźnie, co powinni teraz zrobić.
Przed kilkoma sekundami Endeavour osiągnął Max Q, punkt największego naprężenia aerodynamicznego podczas startu, kiedy pokonujący opór atmosfery wahadłowiec zaczyna gwałtownie dygotać. Kittredge zredukował na krótko ciąg do siedemdziesięciu procent, żeby osłabić wibracje. Ostrzegawcze lampki na konsoli informowały teraz, że stracili dwa z trzech głównych silników. Z jednym silnikiem i dwiema rakietami na paliwo stałe nigdy nie wejdą na orbitę.
Musieli wstrzymać misję.
– Centrum kontroli, tu Endeavour – powiedział Kittredge.
Miał spokojny i stanowczy głos. Ani śladu paniki. – Nie mogę zwiększyć ciągu. Lewy i środkowy silnik wysiadły w Max Q. Wdepnęliśmy w gówno. Będziemy musieli przystąpić do procedury RTLS.
– Przyjąłem, Endeavour. Potwierdzamy awarię dwóch silników. Po odłączeniu rakiet na paliwo stałe zacznij procedurę RTLS.
Emma kartkowała już pliki procedur i po chwili wyjęła kartę RTLS, zawierającą listę czynności, które należało wykonać podczas awaryjnego lądowania w miejscu startu. Załoga znała na pamięć wszystkie punkty, lecz w gorączce awaryjnego lądowania mogli o czymś ważnym zapomnieć. Ta karta była ich polisą na życie.
Z bijącym szybko sercem Emma prześledziła zaznaczony niebieskim kolorem właściwy tryb postępowania. Lądowanie w miejscu startu bez dwóch silników było możliwe – ale tylko teoretycznie. Teraz musiał wydarzyć się cały szereg cudów. Najpierw musieli zrzucić paliwo i wyłączyć ostatni główny silnik przed odłączeniem wielkiego zewnętrznego zbiornika. Następnie Kittredge powinien ustawić wahadłowiec dziobem w kierunku miejsca startu. Będzie miał jedną, tylko jedną szansę, żeby bezpiecznie przyziemić w Centrum Kennedy’ego. Jedna pomyłka mogła spowodować, że Endeavour runie do morza.
Ich życie znajdowało się teraz w rękach kapitana Kittredge’a. Jego głos, gdy rozmawiał z centrum kontroli, nadal wydawał się spokojny, nawet znudzony. Mijała druga minuta lotu.
Następny punkt kryzysowy. Na katodowym wyświetlaczu ukazał się komunikat „Pc<50”. Paliwo stałe w rakietach wypaliło się zgodnie z planem.
Emma wyczuła natychmiast, że lecą z mniejszą szybkością. Potem zmrużyła oczy, gdy za oknem błysnęły ładunki wybuchowe i rakiety odpadły od zbiornika.
Ryk silników raptownie umilkł, gwałtowny dygot ustąpił gładkiej, prawie spokojnej jeździe. W nagłej ciszy Emma poczuła, jak jej własny puls przyspiesza, jak serce uderza niczym pięść o pasy na piersiach.
– Centrum kontroli, tu Endeavour – powiedział Kittredge, wciąż nienaturalnie spokojny. – Rakiety na paliwo stałe odłączone.
– Przyjąłem, widzimy to.
– Zaczynamy procedurę lądowania awaryjnego.
Kittredge wcisnął przycisk awaryjnego lądowania. Otaczające przycisk pokrętło nastawione już było na opcję RTLS.
– Przeczytaj nam ściągawkę! – zawołała Jill Hewitt, zwracając się do Emmy.
– Już