Grawitacja. Тесс Герритсен

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grawitacja - Тесс Герритсен страница 5

Grawitacja - Тесс Герритсен

Скачать книгу

nie pozwoliła im jednak popaść w samouwielbienie.

      – Ale z drugiej strony – dodała zaraz – Obiego martwi, że tak lekko to wszystko traktujecie. Że to dla was wciąż tylko zabawa.

      – A czego się po nas spodziewa? – zdziwiła się Hewitt.

      – Że będziemy obsesyjnie analizować tysiące sytuacji, w których możemy się rozbić i spalić?

      – Katastrofa to nie kwestia teorii.

      Ta uwaga, tak spokojnie wypowiedziana, sprawiła, że na chwilę umilkli. Od czasów Challengera każdy astronauta miał świadomość, że kolejna wielka katastrofa jest tylko kwestią czasu. Ludzie siedzący w dziobie rakiety, pod którą eksploduje pięć milionów funtów paliwa, nie mogą sobie pozwolić na lekki ton, gdy mówi się o ryzyku ich zawodu. Mimo to rzadko napomykali o śmierci w kosmosie; mówienie o tym oznaczałoby przyznanie, że jest możliwa, przyjęcie do wiadomości, że ich nazwiska mogą się znaleźć na liście załogi następnego Challengera.

      Hazel zorientowała się, że jej słowa podziałały na nich jak zimny prysznic. Nie był to najlepszy sposób zakończenia ćwiczeń, więc postanowiła złagodzić nieco swój wcześniejszy krytycyzm.

      – Mówię to tylko dlatego, moi drodzy, że jesteście tak dobrze zintegrowani. Muszę nieźle główkować, żebyście się potknęli. Do startu zostało jeszcze trzy miesiące, a wy już teraz jesteście w świetnej formie. Ale ja chcę, żebyście byli w jeszcze lepszej.

      – Innymi słowy – odezwał się zza swojej konsoli Patrick – nie zadzierajcie tak bardzo nosa.

      Bob Kittredge opuścił głowę w udawanej pokorze.

      – Pójdziemy teraz do domu i założymy włosiennice – mruknął.

      – Przesadna pewność siebie może okazać się groźna – oświadczyła Hazel, podnosząc się z krzesła i patrząc mu prosto w oczy.

      Kittredge był od niej o pół głowy wyższy, miał za sobą trzy loty w kosmosie i jak każdy były pilot marynarki wojennej nie dawał sobie w kaszę dmuchać, lecz Hazel nie onieśmielał ani on, ani żaden z jej astronautów. Bez względu na to, czy byli ekspertami rakietowymi, czy wojennymi bohaterami, budzili w niej taką samą matczyną troskę: chciała, żeby wszyscy wrócili

      żywi na ziemię.

      – Ponieważ jesteś takim dobrym dowódcą, Bob, twoja załoga doszła do przekonania, że to wszystko jest bardzo łatwe.

      – Nie, oni tylko robią wrażenie, że to takie łatwe. Bo są dobrzy.

      – Zobaczymy. Zintegrowana symulacja wyznaczona jest na wtorek. Będziecie mieli na pokładzie Hawleya i Higuchiego. Wymyślimy jakieś nowe sztuczki.

      Kittredge uśmiechnął się.

      – W porządku, postarajcie się nas zabić. Ale bądźcie w tym uczciwi.

      – Los rzadko kiedy jest uczciwy – odparła poważnym tonem Hazel. – Nie spodziewajcie się tego po mnie.

      Emma i Bob Kittredge siedzieli w barze Fly By Night, popijając piwo i analizując krok po kroku ćwiczenie na symulatorze. Był to rytuał, który zapoczątkowali przed jedenastoma miesiącami, kiedy dopiero tworzył się ich zespół i kiedy po raz pierwszy spotkali się jako załoga lotu numer 162. W każdy piątkowy wieczór spotykali się w barze Fly By Night, przy biegnącej do Centrum Johnsona drodze NASA nr 1, i omawiali postępy szkolenia. Co robili dobrze, a co wymagało jeszcze dalszej pracy? Inicjatywa wyszła od Kittredge’a, który osobiście wybierał każdego członka swojej załogi. Chociaż pracowali ostatnio wspólnie po sześćdziesiąt godzin tygodniowo, najwyraźniej nigdy nie miał ochoty iść do domu. Może dlatego, myślała z początku Emma, że niedawno się rozwiódł i bał się wracać do pustego mieszkania. Kiedy jednak poznała go lepiej, uświadomiła sobie, że te spotkania stanowiły po prostu sposób na podtrzymanie wysokiego poziomu adrenaliny. Kittredge żył po to, żeby latać. Dla czystej rozrywki czytał nudne jak flaki z olejem podręczniki pilotażu promu i każdą wolną chwilę spędzał za sterami jednego z należących do NASA odrzutowców T-38. Prawie tak, jakby żałował, że siła grawitacji przykuła jego stopy do ziemi.

      Nie potrafił zrozumieć, dlaczego pozostali członkowie załogi chcą pod koniec dnia iść do domu. Tego wieczoru wydawał się nieco rozżalony, że tylko dwie osoby siedziały przy tym samym co zwykle stoliku we Fly By Night. Jill Hewitt poszła na recital fortepianowy swojego siostrzeńca, Andy Mercer świętował dziesiątą rocznicę ślubu. O umówionej godzinie pojawili się tylko Emma i Kittredge i gdy przestali wreszcie wałkować ostatnią symulację, zapadło między nimi długie milczenie. Tylko sprawy zawodowe nadawały ton rozmowie.

      – Zabieram jutro jeden z naszych T-38 do White Sands – oznajmił w końcu Kittredge. – Chcesz lecieć ze mną?

      – Nie mogę. Jestem umówiona z moim adwokatem.

      – Więc ty i Jack nie zmieniliście zdania? Emma westchnęła.

      – Sprawa nabrała rozpędu. Jack ma swojego adwokata, ja swojego. Ten rozwód zmienił się w uciekający pociąg.

      – Brzmi to tak, jakbyś miała jakieś opory. Emma zdecydowanym gestem odstawiła piwo.

      – Nie mam żadnych oporów.

      – W takim razie dlaczego wciąż nosisz jego obrączkę? Spojrzała na złotą ślubną obrączkę. Poirytowana próbowała ją ściągnąć, ale bez skutku. Przez siedem lat obrączka jakby zrosła się z palcem, nie dawała się w ogóle ruszyć. Emma zaklęła i spróbowała ponownie, tym razem ciągnąc tak silnie, że zdarła sobie skórę z kłykcia.

      – Proszę bardzo – powiedziała, kładąc obrączkę na stole.

      – Jestem teraz wolną kobietą.

      Kittredge roześmiał się.

      – Wy dwoje ciągniecie ten rozwód dłużej, niż ja byłem żonaty. Swoją drogą, o co się tak długo handryczycie?

      Odsunęła się do tyłu na krześle, nagle znużona.

      – O wszystko. Przyznaję, że ja też nie jestem rozsądna. W zeszłym tygodniu próbowaliśmy usiąść i sporządzić listę naszych ruchomości. Co chcę ja, co chce on. Przyrzekliśmy sobie, że będziemy zachowywać się w sposób cywilizowany. Jak dwoje spokojnych, dojrzałych ludzi. Zanim doszliśmy do połowy, wybuchła między nami totalna wojna. Bez brania jeńców.

      Westchnęła. Prawdę mówiąc, tacy zawsze oboje byli. Tak samo uparci, tak samo pełni pasji. W miłości i w walce zawsze sypały się między nimi iskry.

      – Potrafiliśmy uzgodnić tylko jedną rzecz – powiedziała po chwili. – Że mogę zatrzymać kota.

      – Macie szczęście.

      Spojrzała mu w oczy.

      – Wciąż żałujesz tego, co się stało? – zapytała.

      – Masz na myśli mój rozwód? Nigdy w życiu.

      Powiedział

Скачать книгу