Zerwa. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zerwa - Remigiusz Mróz страница 12
– Nic nie stoi temu na przeszkodzie – odparł Wiktor. – Podejmiemy ich tu z wszelkimi honorami.
Osica spojrzał na niego równie krytycznie jak na ludzi Baráta.
– Zamknij się, Forst – rzucił.
– Tak jest, panie inspektorze.
– Burdel i tak jest tu stanowczo za duży – dodał Edmund, zataczając ręką krąg. – Ślady pozacierane, truchło przesunięte… i Bóg jeden raczy wiedzieć, czy ta dwójka fotografów wcześniej czegoś nie ruszała.
Wiktor wskazał usta ofiary.
– Najważniejszej rzeczy nie ruszyli.
– W dodatku ta zasrana kapanina… – kontynuował Osica, jakby nie usłyszał uwagi. – Deszcz zmył nam ze skał wszystko, co istotne.
Komendant zerknął na technika.
– Kiedy wyciągacie ten bilon? – syknął.
– Niebawem, panie inspektorze. Musimy tylko…
– Pospieszcie się. Awanturnicy zaraz dodzwonią się do któregoś ze swoich ministrów, a ci do któregoś z naszych przełożonych.
Kilkuosobowa grupa potwierdziła, kiwając głowami, ale żaden z techników nie miał zamiaru się spieszyć. Byli profesjonalistami, na co dzień robili swoje mimo ponagleń i nacisków ze strony śledczych.
Podczas gdy specjaliści kryminalistyki badali miejsce zbrodni, TOPR-owcy najwyraźniej doszli do wniosku, że nic tu po nich. Ten, z którym wcześniej rozmawiał Forst, zbliżył się do prokurator i poczekał, aż Dominika go zauważy.
Cała trójka się podniosła, w końcu odrywając uwagę od ciała. Każde z nich szybko odczuło, że zbyt długo tkwili w tej pozycji. Obserwując pracę kryminalistyków, wpadli w rodzaj transu i nie wiedzieli nawet, ile czasu upłynęło.
– Pogoda się poprawia – powiedział ratownik, zadzierając głowę. – Przyślemy śmigło po ciało, jak technicy skończą.
– W porządku – odparła Wadryś-Hansen.
– W takim razie możemy się zbierać?
– Jak najbardziej. Macie ważniejsze rzeczy do roboty.
– Oby było ich jak najmniej – odparł TOPR-owiec, a potem skinął głową na pożegnanie.
Zanim jednak zawrócił, zawahał się. Popatrzył na Forsta, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
– Przypomniało mi się jeszcze coś – odezwał się. – Choć nie wiem, czy to w ogóle dla państwa istotne.
Wiktor spojrzał na Dominikę.
– Odnośnie do naszego spotkania.
– Co konkretnie? – spytał Forst.
– Czytał pan coś na którymś ze starszych modeli galaxy note.
– Miałem ze sobą tablet?
Ratownik wciąż wyglądał, jakby był przekonany, że rozmówca jedynie go podpuszcza. W tym wypadku Dominika mu się nie dziwiła. Największą nowinką technologiczną, jaką kiedykolwiek widziała u Forsta, były buty z powłoką GORE-TEX.
Wiktor potrząsnął głową.
– Co czytałem? Widział pan?
– Kątem oka. Nie wiem, na ile to istotne, ale…
– Niech pan mówi.
– To było coś związanego ze Wschodem.
Forst patrzył na niego ponaglająco, a TOPR-owiec podrapał się z tyłu głowy.
– Chyba z historią Ukrainy.
– Skąd taki wniosek?
– Widziałem tam kilka charakterystycznych skrótowców. UPA, OUN, wie pan.
– Wiem – odparł ponuro Wiktor.
Dominika wzdrygnęła się na myśl, że Forst nie tylko był w okolicy, ale też przeglądał materiały związane z tym, od czego tak naprawdę wszystko się zaczęło. To właśnie ukraińskie zbrodnie na Polakach sprawiły, że pierwsze ciało znalazło się niegdyś na Giewoncie. I dało początek krwawej serii w górach.
Serii, która mogła okazać się niezakończona.
– Widział pan coś jeszcze na tym tablecie?
– Jakąś datę, ale…
– Nie pamięta pan jaką?
– Czterdziesty siódmy rok, tak mi się wydaje. Ale nie widziałem ani dnia, ani miesiąca.
Przepytywanie ratownika trwało jeszcze chwilę, a Wadryś-Hansen nie mogła opędzić się od myśli, że powinna je przerwać. Forst rzeczywiście nie był odpowiednią osobą, która powinna się tym zajmować.
Nie dowiedzieli się wiele więcej. TOPR-owiec twierdził, że Wiktor przeglądał plik tekstowy, najpewniej w Dokumentach Google. Nie dostrzegł żadnych zdjęć, tabel czy wykresów. Jedynie wyjustowany tekst.
Kiedy ratownik razem ze swoimi towarzyszami opuścili wierzchołek, Forst zdawał się kompletnie zagubiony. Wszystko, czego stopniowo się dowiadywali, stawiało go w coraz gorszym świetle.
Dla niego miało to duże znaczenie – dla Dominiki i Osicy wręcz przeciwnie. Oboje dawno nauczyli się, że wyciąganie pochopnych wniosków względem Wiktora prowadzi wyłącznie do pomyłek.
Wadryś-Hansen przez moment obawiała się, że Forst będzie oponował przed dalszym udziałem w śledztwie. Szczęśliwie jednak musiał szybko przepracować wszystko w głowie – i uznać, że pomoc w dochodzeniu to najlepsze, co może zrobić.
Nie skomentowali doniesień ratownika. Nie mieli na to czasu.
– Jesteśmy gotowi wyciągnąć monetę – rzucił jeden z techników.
Dominika poczuła przyspieszające bicie serca. Numizmat był nie tylko podpisem sprawcy – stanowił wiadomość przeznaczoną dla osoby, która miała ruszyć jego tropem.
Nie, więcej. Był rzuceniem wyzwania, zaproszeniem do wzięcia udziału w makabrycznej grze. Wadryś-Hansen nie miała co do tego żadnych wątpliwości – bez względu na to, kto tak naprawdę zabił tego człowieka.
Założyła lateksowe rękawiczki, a potem zbliżyła się do ofiary. Mimo woli spojrzała w szeroko otwarte oczy mężczyzny. Gdyby skupiła się wyłącznie na nich, mogłaby odnieść wrażenie, że umarł w spokoju. Wszystko inne jednak temu przeczyło.
Sięgnęła do zestawu oględzinowego i wyjęła niewielkie płaskie szczypce. Ostrożnie złapała nimi brzeg