Idiota. Федор Достоевский

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 42

Idiota - Федор Достоевский

Скачать книгу

na poprzednich wieczorach zazwyczaj królujący w rozmowie i wyznaczający jej bieg, dzisiaj był najwidoczniej nie tylko nie w humorze, ale, wbrew swemu charakterowi, jakiś spięty czy zmieszany. Pozostali goście, zebrani w niewielkiej zresztą liczbie (jakiś żałosny staruszek-nauczyciel, Bóg jeden wie dlaczego zaproszony, nieznany nikomu i bardzo młody człowiek, straszliwie onieśmielony i milczący, pewna odważna czterdziestoletnia dama ze świata aktorskiego i jedna jeszcze młoda dama, niezwykle piękna, niezwykle bogata, dobrze ubrana i nad podziw nierozmowna) nie tylko nie mogli specjalnie ożywić rozmowy, ale momentami po prostu nie wiedzieli, o czym mają rozmawiać.

      W tej sytuacji wizyta księcia okazała się nawet bardzo w porę. Swoim przybyciem wywołał zaskoczenie i kilka osobliwych uśmieszków, zwłaszcza gdy się zorientowano po reakcji Nastazji Filipony, że nie miała nawet zamiaru go zapraszać. Jednak zaraz po pierwszym zaskoczeniu Nastazja Filipowna wyraziła takie zadowolenie, że większość gości natychmiast nastawiła się na radosne i wesołe przyjęcie nowego gościa.

      – Złóżmy to na karb jego niewinności – skonstatował Iwan Fiodorowicz Jepanczyn – i chociaż w zasadzie popieranie tego rodzaju skłonności jest rzeczą niebezpieczną, to w tym wypadku nawet dobrze się składa, że sobie umyślił przyjść. I mniejsza już o oryginalny sposób zachowania, bo o ile go znam, może nas nawet rozweselić.

      – Tym bardziej że się sam wprosił – wtrącił natychmiast Ferdyszczenko.

      – No i co z tego? – oschle zapytał generał, który nienawidził Ferdyszczenki.

      – To będzie jego opłata za wejście – wyjaśnił tamten.

      – Ale co książę Myszkin, to nie Ferdyszczenko – nie wytrzymał generał, który do tej pory nie mógł się pogodzić z myślą, że znajduje się z Ferdyszczenką w tym samym towarzystwie i to na równej stopie.

      – Oj, generale, niech pan oszczędza Ferdyszczenkę – odparł tamten, śmiejąc się krzywo – jestem przecież na szczególnych prawach.

      – Na jakich to prawach?

      – Miałem honor wyjaśnić to naszemu towarzystwu już zeszłym razem, ale dla waszej ekscelencji powtórzę raz jeszcze. Niech ekscelencja raczy zauważyć następującą właściwość: wszyscy ludzie są dowcipni, a ja nie jestem dowcipny. W ramach rekompensaty za ten brak wyprosiłem pozwolenie, aby mówić prawdę, gdyż wiadomo powszechnie, że prawdę mówią tylko ci, którzy są pozbawieni dowcipu. W dodatku jestem człowiekiem bardzo mściwym i to też dlatego, że nie jestem dowcipny. Każdą obrazę znoszę z pokorą, ale tylko do pierwszej wpadki tego, kto mnie obraził. Przy pierwszej wpadce natychmiast sobie wszystko przypominam i od razu się mszczę, w pierwszy lepszy sposób. Kąsam – jak się o mnie wyraził Iwan Pietrowicz Pticyn, który sam oczywiście nigdy nikogo nie kąsa. Czy wasza ekscelencja zna bajkę KryłowaLew i osioł? Ona mówi o nas obu, o  panu i o mnie.

      – Pan się chyba znowu zagalopował, Ferdyszczenko – zawrzał generał.

      – Ależ skąd, wasza ekscelencjo! – odparował Ferdyszczenko, który liczył właśnie na to, że będzie mógł podjąć temat i rozwałkować go – proszę się nie niepokoić, wasza ekscelencjo. Ja znam swoje miejsce. Przecież mówiąc, że jesteśmy lwem i osłem, miałem na myśli to, że rola osła mnie przypada, a wasza ekscelencja to lew. Jak mówi Kryłow:

      Lwa groźnego, postrach lasu

      Starość z sił odarła.

      A ja, wasza ekscelencjo, to osioł.

      – Z tym ostatnim się zgadzam – wyrwało się nieostrożnie generałowi.

      Wszystko to było naturalnie grubymi nićmi szyte i ordynarne, ale tak już zostało przyjęte, że pozwalano mu błaznować.

      – Przecież wpuszczają i przyjmują mnie tutaj wyłącznie po to – zawołał Ferdyszczenko – żebym mówił rzeczy właśnie w tym duchu. No, bo prawdę powiedziawszy – czy da się przyjmować w domu kogoś takiego jak ja? Przecież ja to rozumiem. Bo czy można mnie, takiego Ferdyszczenkę, posadzić obok takiego wyrafinowanego dżentelmena jak Afanasij Iwanowicz? Chcąc nie chcąc przychodzi do głowy tylko jedno wytłumaczenie: właśnie dlatego sadzają, że tego sobie nie można wyobrazić.

      Tak więc, chociaż na spotkaniach u Nastazji Filipowny bywało grubiańsko, bywało też zjadliwie, i to bardzo, i zdaje się, że to właśnie jej się podobało; ci zatem, którzy koniecznie chcieli u niej bywać, nie mieli innego wyjścia, jak pogodzić się z obecnością Ferdyszczenki. Być może trafił on nawet w dziesiątkę, przypuszczając, że przyjmowany jest tutaj wyłącznie ze względu na wstręt, jaki od pierwszego wejrzenia wzbudził w Tockim. Z drugiej strony także Gania musiał znosić przez niego niezliczone męki, a więc może i z tego powodu był przydatny Nastazji Filipownie.

      – A książę u mnie, dla balansu, zacznie od modnego romansu – zakończył swój występ Ferdyszczenko, zerkając na Nastazję Filipownę i  czekając na jej reakcję.

      – Raczej nie, Ferdyszczenko. I proszę, żeby się pan uspokoił – odparła oschle Nastazja Filipowna.

      – A-a! Jeśli książę jest pod szczególną ochroną, to i ja łagodnieję…

      Ale Nastazja Filipowna już nie słuchała i sama podniosła się na powitanie księcia.

      – Żałowałam – powiedziała, że rano w pośpiechu zapomniałam pana do siebie zaprosić. I jakże jestem rada, że pan sam dostarcza mi teraz okazji, aby panu podziękować i wyrazić podziw dla pańskiego zdecydowania.

      Przy tych słowach Nastazja Filipowna badawczo przyglądała się księciu, próbując choćby w najmniejszym stopniu zrozumieć jego postępowanie.

      Książę odwzajemniłby może to uprzejme powitanie, ale, jak z zadowoleniem zauważyła Nastazja Filipowna, tak był porażony i oślepiony, że nie mógł wymówić słowa. Tego wieczoru ubrana była w pełną toaletę i robiła na wszystkich niezwykłe wrażenie. Ujęła księcia za rękę i zaprowadziła do pozostałych gości. Przed samym wejściem do bawialni książę zatrzymał się nagle i wyszeptał pospiesznie, ogromnie wzruszony:

      – W pani wszystko jest doskonałością… nawet ta szczupłość i bladość… pani nie można nawet chcieć inaczej sobie wyobrazić… Tak bardzo chciałem do pani przyjść… ja… przepraszam…

      – Niech pan nie przeprasza – zaśmiała się Nastazja Filipowna – zepsuje pan całą niecodzienność i oryginalność. Prawdę więc mówią, że z  pana dziwny człowiek. A więc pan mnie uważa za doskonałość, tak?

      – Tak.

      – Chociaż jest pan mistrzem w rozwiązywaniu zagadek, to tutaj się pan pomylił. Jeszcze dzisiaj o tym panu przypomnę…

      Nastazja Filipowna przedstawiła księcia gościom, spośród których większości był już znany. Tocki machinalnie wygłosił jakąś powitalną uprzejmość; całe towarzystwo jakby się nagle ożywiło, zaczęto żwawiej rozmawiać i śmiać się. Nastazja Filipowna posadziła księcia obok siebie.

      – No i co jest właściwie dziwnego w wizycie księcia? – przekrzyczał wszystkich Ferdyszczenko. – Sprawa jest jasna i tłumaczy się sama przez się.

      – Sprawa jest nazbyt jasna i aż

Скачать книгу